niedziela, 18 stycznia 2015

Chapter 8.

Sometimes,
 someone says something really small 
and it just fits right into this empty place in your heart.

Dzisiejszego dnia nad Turcją zawisły ciemne chmury, które spowodowały pogorszenie się pogody. Trener Schuster zaplanował swojej kadrze ćwiczenia na świeżym powietrzu, ale przez lejący deszcz musiał wszystko pozmieniać. Stwierdził, że najlepszym wyjściem będzie wysłanie ich na siłownię, a potem da im pograć w co będą chcieli i na tym skończy dzień. W wesołym nastroju pojawił się w hotelowej restauracji, ale szybko stracił ten humor, gdy zobaczył tam tylko dwóch swoich skoczków. Neumayer i Freund zawzięcie o czymś dyskutowali przy porannej herbacie. 
-Gdzie reszta?-uważnie spojrzał na swoich podopiecznych, którzy teraz zwrócili swoją uwagę na niego.
-Śpią.-odezwał się Michael.
-Jak to śpią? Jest 9!-podniósł głos na niczemu winnych chłopaków.-Tylko spokojnie..-westchnął sam do siebie.-Freund, zasuwaj po resztę. Migusiem!-skoczek posłusznie opuścił restaurację i udał się po kolegów, a Schuster podszedł do baru i zamówił mocną, czarną kawę.
Tymczasem w pokoju Marinusa i Andreasa, aż dusiło od odoru alkoholowego. Młodszy z nich skończywszy brać prysznic, szybko się wytarł i ubrał w pierwsze, lepsze ubrania, a Kraus siedział na swoim łóżku i odpisywał na sms swojej mamie.
-Schuster nas zabije.-usiadł na krześle, przecierając włosy ręcznikiem.-Kochaś, słuchasz mnie?
-Sorry, co mówiłeś?
-Nic.-pokręcił głową.-Umów się z nią na wieczór, a teraz chodź na dół, bo wyjdzie z siebie.-rzucił ręcznik na stolik, zabrał telefon i otworzył pokojowe drzwi, a tam spotkał się z samym Severinem.
-Schuster was woła.-powiedział krótko, po czym odwrócił się na pięcie i udał się do windy.
-Stary no rusz tyłek.-Andreas ponaglił kolegę i po chwili obaj byli już na korytarzu. Po drodze spotkali się z resztą kolegów z kadry i wspólnie zjechali na dół, gdzie czekał na nich "opanowany" trener. Aby przekroczyli próg restauracji i usiedli, a ten zmierzył ich wzrokiem i dłuższy czas nic nie mówił.
-Co to się w nocy robiło, że dziś się zaspało panowie?-zapytał z udawanym żartem w głosie.
-Spało się.-nie do końca rozbudzony Wank zabrał głos.
-Ty szczególnie spałeś Wank..-pokiwał z politowaniem głową.-No więc? Na jakiej to imprezie się było?!-stracił resztki opanowania i w końcu wybuchł złością.
-My i impreza? My?-Eisenbichler wskazał na siebie i resztę grupki.-Trenerze no co jak co, ale nas podejrzewać? Wstydziłby się pan!-udał oburzonego i odwrócił się plecami.
-Markus, Markus, Markus.. Nie róbcie ze mnie idioty panowie.-pogroził palcem.
-Gdzież byśmy śmieli.-zarechotał Kraus, a reszta odpowiedziała tym samym.
-Naprawdę ci te zęby kiedyś wyschną.-mruknął trener, a Kraus jak zawsze przestał się cieszyć.
-Szanowny panie trenerze, ja swoim Freitagowym tyłkiem świadczę, że nigdzie z chłopakami nie byliśmy. Całą noc leżeliśmy w łóżeczkach, przykryci kołderkami i śniliśmy o samolocikach, misiach i pszczółkach.-odezwał się Richard.
-Freitag pszczółeczko zamknij się proszę.-uśmiechnął się do skoczka i kontynuował.-Daruję wam ten wybryk, ale jeśli zdarzy się to kolejny raz bez mojej wiedzy i zgody to gwarantuje, że wasza wypłata za sezon zmniejszy się trzykrotnie.
-Co?-cała grupa, jak jeden brat nagle się ożywiła.
-A to.-wystawił im język.
-No panie Wernerze.-jęknął Welliger.
-Słucham panie Andreasie.-zdublował swojego podopiecznego.
-Jest pan gorszy niż kobieta z okresem.
-Nie wiesz, co mam w spodniach, więc okres jest możliwy.-uśmiechnął się do całej kadry i spokojnie opuścił hotelową restaurację, a chłopcy totalnie zaskoczeni zachowaniem trenera stali, jak słupy soli.

***
Właśnie skończył jazdę na stacjonarnym rowerku i usiadł pod oknem. Patrzył na kolegów, którzy zawzięcie ćwiczyli i pił wodę mineralną. Całą swoją złość, jaka siedziała w nim od dawna, rozładował spalając kalorie na rowerku. Nie miał sił, więc wyciągnął nogi, oparł się wygodnie o ścianę i przymknął oczy. Z początku wyobrażał sobie, jak to będzie, gdy rozpocznie się sezon. Chciał, by ten sezon należał do niego i marzył o tym, by w końcu wszyscy docenili go za jego formę i skoki, a nie tylko buzię, ciało i miłe zachowanie w stosunku do fanów. Myśli o skakaniu szybko zniknęły, gdy w jego głowie pojawił się obraz Sophie. Pięknej, uśmiechniętej Soph, której tak słodko pokazywały się dołeczki, gdy udało mu się oddać dobry skok. Co lepsze nie chciał wyrzucić jej ze swoich myśli. Sophie kiwała palcem, jakby chciała go gdzieś zabrać i wtedy pojawił się Thomas, jego goryle. Zaczął wyobrażać sobie, co mogą z nią teraz robić. Każdy normalny facet w takim momencie otworzyłby oczy i przestał o tym myśleć. Ba, każdy normalny facet nigdy nie zabawiłby się tak własną dziewczyną, oddając ją w ręce bandy napalonych typków.
Twoja Sophie cierpi, a ty spokojnie o tym myślisz...
W jego głowie znów zawitał cholernie denerwujący głosik. 
Udajesz, że mnie nie słyszysz, brawo, brawo.
Nie słyszysz mnie tak samo, jak jej. Pewnie teraz błaga o pomoc, krzyczy, boi się.
Cierpi przez ciebie.
Pamiętasz jej słodkie dołeczki, jakie to słodkie. W tym momencie tych dołeczków nie ma. Nie ma i już ich nie będzie. Zamiast nich jest tylko grymas bólu i rozpacz.
Oj Wellinger, Wellinger.
-Zamknij się.-szepnął i walnął się w głowę.
Ja mam się zamknąć? 
Ty się nigdy nie zamykałeś, gdy było trzeba, a ja jestem tobą i nie mogę złamać naszych zasad.
No co tam młody? Myślisz o Sophie? O tym, jak teraz może cierpieć? O tym, co mogą jej robić?
Thomas na pewno zrobił z nią to na co miał ochotę.
Ahh, dobrze ci z myślą, że twoja Sophie jest traktowana, jak zwykła szmata?
Dobrze ci?
-Zamknij się!-jego krzyk przeszył całą siłownię, a spojrzenia kolegów utkwiły na jego osobie. Poderwał się szybciej niż Usain Bolt i pobiegł przed siebie. Głos, który tkwił mu głowie kompletnie go wykańczał i doprowadzał do szału. Bo ten głos miał rację, a jemu było ciężko ją przyznać.

*** 
Szedł ciemną, leśną ścieżką, która wydawała się bez końca. Nie było księżyca, ani żadnej latarni, która mogłaby oświetlać jego drogę. W uszach rozbrzmiewał mu pełen bólu głos, który błagał o pomoc. Wołanie stawało się coraz głośniejsze, coraz lepiej widział osobę, która krzyczy. Wtedy pod drzewem zobaczył ją. Siedziała przywiązana do drzewa, a z jej twarzy leciały stróżki krwi. Była niemal naga. Tylko cienka, ale podarta sukienka okrywała jej kruche, posiniaczone i podrapane ciało. Patrzyli sobie w oczy, jak wtedy, gdy pierwszy raz się zetknęli. Podszedł bliżej i chciał chwycić jej dłoń, ale nie mógł. Jakaś dziwna siła go odpychała, a Soph coraz żałośniej prosiła o pomoc. I wtedy pojawił się jakiś mężczyzna, który podszedł do niej, a następnie ją odwiązał. Potem popchnął ją na ziemię, krzyczała, rzucała się. Zobaczył, jak mężczyzna ją gwałci, z jaką radością to robi. Nagle przestał. Zapanowała głucha cisza. Nie ruszała się, ale żyła.. Żyła tylko chwilę, bo potem wbił nóż prosto w jej serce, a ona wyszeptała ostatnie słowa "Kocham cię, Andreas" ...
Zerwał się do pozycji siedzącej i rozejrzał się po pokoju. Żadnego śladu krwi, nigdzie nie było Sophie, ani mężczyzny z jego snu. Był tylko chrapiący Marinus, który spał w połowie na podłodze. Oddech Andreasa był nierównomierny, tak jakby chwilę temu przebiegł maraton, a do tego był zlany potem. Spojrzał na zegarek, który wskazywał 3 nad ranem, a potem oparł głowę na rękach.
Proszę, proszę. Zły sen?
Ciągle w głowie miał to, co przed chwilą mu się śniło. Ten pełen bólu wyraz twarzy Sophie. Tego mężczyzne, który ją gwałcił, a potem zabił.
Spodziewaj się takich snów częściej...
Nie miał sił na trzepnięcie się w głowę. Głosik był niczym w porównaniu do jego koszmaru. Andreas opadł na poduszkę, ale była cała mokra, więc podniósł się, by ją przekręcić, a potem ponownie się położył. Walczył z myślami i starał się zasnąć, ale nie mógł. Bo przed oczami miał tylko ją, a myśli skupiał na tym, co było kiedyś..

***
Było grubo po 3 rano, a ja siedziałam w fotelu i patrzyłam przez okno, które prowadziło na spokojny ogród. Z zewnątrz dobiegało tylko ujadanie psów, a tak panowała głucha cisza. Wszystko było lepsze od skupiania wzroku na śpiącym Thomasie, który był tak, jak go Pan Bóg stworzył. Brzydziłam się jego ciała, myśli, mowy, wzroku, dotyku.. Tylko nic nie mogłam zrobić. Jedyne co  mogłam to robienie tego, na co on miał ochotę. Czułam się taka brudna. Taka zupełnie pozbawiona godności. A to wszystko dzięki Andreasowi. Zamiast pozbyć się go wcześniej, wolałam się litować i ciągnąć ten związek. Może gdybym przerwała to wcześniej, to nigdy nie byłabym tu, gdzie jestem z tym cholernie obleśnym typkiem.
Bałam się poranka, bo znowu będę musiała patrzeć na twarze jego kolegów. Znów będę musiała robić to, co będą mi kazać, a potem i tak zrobią ze mną co chcą. Nie mogę tak.. Czuję tę pieprzoną bezsilność i niewiedzę. Chce umrzeć.. Bo ja naprawdę nie wiem, co takiego zrobiłam, że teraz muszę to przeżywać... Nie wiem...

***
Tak bardzo się cieszę, że Kamil w końcu stanął na podium! ♥
Co, jak co, ale należało mu się. Wierzę, że ten sezon nie będzie taki stracony, ale do Stefana mu sporo braknie..
No nic. I tak się cieszę :D
Ps. pozdrawiam tych, którzy wczoraj po południu zaczęli ferie. Wielkie zazdro wam..
Pozdrawiam i miłego czytania. :)

piątek, 16 stycznia 2015

Chapter 7.

W tym wieku wiele się nie rozumie, to fakt, 
za to czuje się głębiej, niżby się rozumiało.

Noc nie należała do tych najmilszych i najcieplejszych. Niebo pokryte było ciężkimi, ciemnymi chmurami, które na pewno przyniosą opady. Pomiędzy dwoma chmurami tkwił księżyc, który za wszelką cenę starał się przebić, by oświetlić ziemię swoim blaskiem, ale zwyczajnie nie miał siły. Severin wpatrywał się w oświetlony blok byłej dziewczyny swojego byłego przyjaciela. Skoczek sam nie wiedział dlaczego przyszedł właśnie tu. Po prostu dał się ponieść własnym nogom. Wgapiał się w okno, które wywodziło się z jej kuchni, jakby liczył, że zaraz zapali się w nim światło. Stał w jednym miejscu kilka dobrych minut, a jego myśli gryzły się ze sobą. Dziwne przeczucia, że coś jest nie tak nie dawały mu spokoju, a z drugiej strony zastanawiało go, dlaczego jakaś dziewczyna tak mu utkwiła w myślach.
Ostatni raz zerknął na okno i odszedł. Powoli, powoli, aż zniknął za zakrętem.
***
Andreas wyszedłszy spod prysznica, wziął ręcznik i zaczął dokładne wycieranie swojego ciała. Następnie założył dresowe spodnie oraz podkoszulek i opuścił łazienkę. Teraz zostało mu spakowanie się na wieczorny wyjazd na zgrupowanie. Cieszyło go to, że w Turcji chociaż trochę odpocznie i zapomni i nieudanym letnim sezonie. Swoimi myślami był zupełnie daleko od Sophie, która została przez niego wystawiona, jak kość dla psa. Skoczek nie miał nawet zamiaru myśleć o niej. Skupiał się tylko i wyłącznie na sobie. Kiedy w radiu puścili jego ulubiony kawałek, zaczął nucić jego melodię pod nosem i starannie układał rzeczy w walizce. 
-Mogę?-zza drzwi ujrzał twarz swojej ukochanej siostry i uśmiechnął się.
-Co tu robisz?-zamknął ją w mocnym braterskim uścisku, całując w czubek głowy.
-Słyszałam, że dziś wybywasz na zgrupowanie i przyszłam się pożegnać.-usiadła obok jego jeszcze nie do końca spakowanej walizki i założyła nogę na nogę.-Co u ciebie braciszku?
-Stara bieda.-uważnie przyglądał się wyciągniętej koszulce, po czym ponownie wrzucił ją do szafki.-A u ciebie? Jak tam z Tonim?
-U nas wszystko okey. Po jutrze jedziemy do jego rodziców, bo najwyższy czas poznać przyszłych teściów.-melodyjnie się zaśmiała.-A teraz na poważnie bracie.. Co się z wami stało?
-Z kim?
-Ty i Soph. Przecież do siebie pasowaliście.
-Widocznie nie, skoro już ze sobą nie jesteśmy.-mruknął, dopinając spakowaną walizkę.
-Nie chce ci prawić kazań, bo to twoje życie. Chciałam tylko wiedzieć, co się stało, bo zdziwiłam się, jak rodzice mi o tym powiedzieli.-powiedziała, patrząc na brata.-Poza tym byłam u niej. Nie otworzyła mi.
-Widocznie jest u swojego kochasia.
-Zdradziła cię?
-Nie pierwszy raz. Lista jej kochanków jest sporo większa.
Jak ty się nie wstydzisz pieprzyć takich głupot? Jedyna osoba, która w tym związku skakała w bok to tylko i wyłącznie ty, Wellinger! 
-Zamknij się.-strzelił się w głowę, by pozbyć się głosu, który znów do niego wrócił.-Przepraszam, gadam do siebie.-wytłumaczył, gdy zobaczył pytający wzrok siostry.
Nie otworzyła jej, no weźże się tym przejmij chłopie. Thomas, kapujesz? Thomas ją dopadł, a ty się spokojnie pakujesz na wczasy do Turcji!
-Zamknij się.-ponownie strzelił się w głowę, ale tak, by siostra tego nie spostrzegła. Nie chciał wyjść na gadającego do siebie palanta.
Nawet bez tego jesteś palantem.
-Czy ty się możesz odwalić?-mruknął pod nosem.
-Co ja ci robię?
-Nie ty.
-Więc kto? Nikogo innego tu nie widzę.-rozejrzała się.-Schizujesz braciszku, a to ciężka sprawa..
-Dzieciaki chodźcie.-z dołu dobiegł ich basowy głos ojca. Spojrzawszy po sobie, opuścili pokój z uśmiechami na twarzy. W jadalni czekała na niego druga z sióstr, którą również powitał mocnym uściskiem, a następnie całą rodziną zasiedli do stołu. Wokoło unosiła się miła, rodzinna atmosfera, której dawno w tym domu nie było. Może to dlatego Andreas zapomniał, że ludzkie uczucia istnieją? Może właśnie takich chwil w życiu mu było potrzeba-zwykłych, rodzinnych i spokojnych.

***
Widziałam zwyczajną ciemność, która cholernie mnie przerażała i paraliżowała. Nie wspomnę tu o związanych rękach i nogach, ale i zawiązanych oczach i zatkanych ustach. Dwa cholernie ważne pytania nasuwały mi się na myśl, jedno: co oni ze mną zrobią, a drugie: czemu Andreas zachował się, jak największa świnia na ziemi. Bałam się, że to moje ostatnie chwile życia. No bo co może zrobić ze mną dwóch albo trzech facetów? Jak na razie słyszałam tylko ich obleśne tematy rozmów i te głupie śmiechy. Naprawdę super, naprawdę.
-Laleczko, zaraz dojedziemy na miejsce.-ohydna męska dłoń przesuwała się po moim kolanie w górę. Zaczęłam się wiercić, by ta osoba przestała, ale skończyło się na tym, że porządnie uderzył mnie w udo i kontynuował.-Nie pozwalaj sobie, bo przestanę być miły.-ciężki głos przeszył moje ucho, na którym za chwilę ktoś złożył pocałunek.-Już nie mogę się doczekać, aż będziemy sami.-szepnął.
-Szefie, a co z nią potem zrobimy?
-Jak to co? W lesie jest jeszcze sporo miejsca na kolejny grób.-zaśmiali się. Przeszył mnie dreszcz.-Chyba, ze nasza mała kochana Sophie będzie grzeczną i użyteczną dziewczynką.-zostawił mokry ślad na moim policzku. Nie mogłam już tego wytrzymać. Byłam ciągle dotykana, całowana.. Najgorsze było słuchanie ich zboczonych rozmów, w których ja brałam główny udział. W tamtej chwili wolałabym żeby od razu mnie zabili, niż trzymali. Nie wiem, jak długo to wytrzymam. Po prostu tego nie wiem..

***
-Kraus.
-Jestem.-zasalutował Marinus i jak zwykle się wyszczerzył.
-Freund.
-Jestem.-mruknął, rysując niewidzialne kółka na hotelowych schodach.
-Eisenbichler.
-Jestem kapitanie.-wrzasnął tak głośno, że ludzie, którzy znajdywali się przed hotelem, patrzyli na całą grupkę.
-I Wellinger.-trener Schuster schował listę do kieszeni i założył czapkę.
-Jestem.-odezwał się najmłodszy członek kadry i wrócił do słuchania życiowej historii Freitaga.
-Do 18 macie czas wolny. Potem widzę was na kolacji, a następnie idziemy do sali konferencyjnej na zdjęcia dla Audi. Rozumiemy się?
-Tak jest.-wrzasnął po raz kolejny Markus.-Sorry.-szepnął, kiedy zobaczył, że koledzy karcą go wzrokiem. Skoczkowie, ciągnąc walizki, udali się do swoich pokoi, gdzie mieli się odświeżyć, odpocząć po locie i przebrać. Andi ucieszył się, gdy zobaczył, że do jego pokoju przydzielono Krausa. Obaj zawsze świetnie się dogadywali i tworzyli zgrany duet. Może nie było tego widać, ale darzyli się przyjaznym podejściem do siebie i potrafili się dogadać.
-Poszedłbym na panienki.-Kraus od razu runął na łóżko i założył ręce pod głowę.
-Uważa, bo Schuster nas puści.-młodszy z nich podszedł do okna i rozszczelnił je, bo dało się wyczuć, że ściany były niedawno odnawiane.
-Nie musi wiedzieć.-Marinus puścił oczko koledze.-O 12 w nocy nie będzie przecież chodził po pokojach i nas sprawdzał.-poruszał zabawnie brwiami, czym doprowadził do śmiechu Wellingera.
-W sumie to masz rację.-powiedział.-Zresztą możemy zabrać go ze sobą. Chciałbym zobaczyć, jak zarzuca bioderkami na parkiecie.-dodał i obaj wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.

-Przepraszam was bardzo, ale czy możecie się nie ruszać?-pani fotograf była już u kresu swojej wytrzymałości.-Czy może ich pan jakoś uspokoić?-zwróciła się o pomoc do trenera, który dopiero przyszedł z kolacji. Przez wypchane jabłkiem usta nie mógł nic powiedzieć, więc spojrzał na nią pytająco.-Tych trzech z tyłu rozwala mi całą sesję.-wskazała palcem na Wellingera, Krausa i Eisenbichlera.
-Chłopaki! Co to ma być?
-Sesja proszę trenera.-rzucił Kraus.
-Uważaj, żeby ci zęby nie wyschły.-Schuster zgasił swoim tekstem skoczka, któremu uśmiech zszedł z twarzy.-Albo staniecie jak ludzie, albo pieniądze za sesję oddam na akcję charytatywną.-zagroził. Młoda fotografka patrzyła na niego z podziwem, kiedy tylko skoczkowie ustawili się w odpowiednich pozycjach.-Niech pani tak nie patrzy. Miesiące harówki z tymi materialistami wiele uczą.-Schuster machnął ręką i spoglądając na chłopaków, usiadł na fotelu. Zapewne gdyby nie jego obecność na sali to sesja by się nie odbyła, ponieważ chłopaków ciągle coś śmieszyło. Po trzech godzinach robienia kilku zdjęć, chłopcy mogli spokojnie udać się do swoich pokoi. Wszyscy wybiegli na przód, jak banda dzikusów, natomiast Andreas zwolnił kroku, by pogadać z zamyślonym Severinem.
-Co jest grane?-zagadał, widząc, że kolega nie ma najmniejszego zamiaru tego zrobić.
-Nic, wszystko spoko.-mruknął.
-Co ty obrażony jakiś jesteś?
-Nie.
-No widzę przecież.-brnął dalej w ten temat.-Przecież mi możesz powiedzieć.-klepnął go przyjacielsko w plecy.
-Nie mogę.
-Uuu.-zawył.-Ładna jest?
-Kto?
-No ta dziewczyna, o której nie chcesz powiedzieć swojemu przyjacielowi.-zaśmiał się.
-Wiesz co Andreas? Tu nie chodzi o żadną dziewczynę, ani o kogokolwiek. Tu chodzi o to, że ja już nie mam przyjaciela i tak jest mi dobrze.-swoją odpowiedzią zbił uśmiech z twarzy młodszego kumpla i zniknął za drzwiami windy.
Moje gratulacje Andreas. Naprawdę jestem z ciebie taka dumna. 
Najpierw Soph, teraz Severin.. Kto będzie następny? Obstawiamy zakład? No błagam zgódź się. To jest takie ciekawe, że aż warte zakładu. 
-Zamknij się.-mruknął pod nosem, zmierzając w stronę holu.
Jak się czujesz będąc na etapie tracenia najbliższych?
Jak się czujesz jako skończony frajer?
Przyzwyczajaj się do samotności Wellinger...
-No zamknij się.-strzelił się w głowę, by zlikwidować cholernie męczący go głosik.
-Chodź.-usłyszał z tyłu głos Marinusa. Spojrzał na niego i resztę chłopaków, po czym całą grupką opuścili hotel i udali się do najbliższego klubu. Mimo wszystkich ładnych dziewczyn, które kręciły się koło niego, on nie mógł wyrzucić z głowy słów swojego dobrego duszka "przyzwyczajaj się do samotności". Starał się nie myśleć o tym, ale nie potrafił. Dlatego stwierdził, że musi zapić to czymś lepszym. Nie myśląc wiele, ruszył do baru, gdzie zamówił kolejkę porządnej whiskey, a potem następną, następną i następną ...


czwartek, 15 stycznia 2015

Chapter 6.

Nie ma być łatwo.
Ma być trudno, ciężko i momentami cholernie źle.

Rozsunął drzwi, po czym z szerokim uśmiechem na twarzy podszedł do siedzącej po turecku dziewczyny. Uśmiechnęła się, gdy podał jej kieliszek czerwonego wina i przysiadł obok. Uważnie na nią spojrzał, gdy ta przystawiła kieliszek do ust, ale po sekundzie go odsunęła. Skoczek upił łyk swojego wina i spojrzał głęboko w jej ciemne oczy, które były wypełnione pustką i obojętnością wobec niego. Dziewczyna wstała od razu, kiedy ten chciał złożyć pocałunek na jej przedramieniu i usiadła na fotelu, a kieliszek odstawiła na niski stoliczek.
-Porozmawiamy, jak ludzie?-zagadnęła po chwili tym samym rozrywając gęstą atmosferę, jaka zapanowała. Chłopak zerknął na nią pytającym wzrokiem, czym dał jej prawo do kontynuowania.-Wiem, że jesteś komuś winny pieniądze i wiem też, że ten ktoś się ciebie uczepił. Możesz powiedzieć, o co chodzi?
-Skąd o tym wiesz?-niemalże warknął na biedną Sophie, która podkuliła nogi i zaplotła je rękoma.-Severin, Marinus, czy Markus? Który ci powiedział?-z wielką pogardą wypowiedział imiona swoich kolegów z kadry oraz przyjaciół spoza niej.
-To nie ważne. Chcę wiedzieć, czy to prawda.-nastała chwila ciszy pomiędzy nimi.-Andreas, czy to poważne?
-Nie, kurwa. Pożyczenie pieniędzy to błahostka, jak babka z piasku!-uderzył pięścią w oparcie łóżka z taką siłą, że dziewczyna aż drygnęła za strachu.-Nie wpieprzaj się w moje sprawy.-wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Chyba muszę się w nie wpieprzać, bo widzę, że ty sobie nie radzisz z własnym życiem.
-Z tego, co pamiętam to zerwałaś ze mną i nie mamy już ze sobą nic wspólnego.
-To po co przyszedłeś dziś z tym badylem i zacząłeś bredzić te wszystkie czułe słówka, co? Prawie się nabrałam, wiesz?
-Chwila desperacji. Nie bierz tego do siebie.-rzucił tym tonem, który zawsze ją irytował. Ubrał na siebie swoją białą koszulkę i podnosząc się z łóżka utrzymywał z nią kontakt wzrokowy.
-Jesteś egoistycznym dupkiem..
-Kiedyś tego dupka kochałaś, skarbie.-posłał w jej stronę niewidzialnego całusa i perfidnie się uśmiechnął.
-Powiem ci coś, okey?-skinął głową na znak zgody. Ta podeszła do niego i nie minęła krótka chwila, gdy poczuł jak z głowy spływa mu stróżką wylane wino.-Chyba zapomniałeś dosunąć drzwi, jak wychodziłeś.-tym razem to Soph wysłała niewidzialnego całusa i odstawiła kieliszek na komodę.-Jak chcesz zgrywać macho i robić z dziewczynami, co chcesz po jakichś prochach.. to chociaż rób to dyskretnie, skarbie.-parsknęła śmiechem. W oczach młodego skoczka pojawiły się iskierki nienawiści, jaką dusił w sobie. Nigdy nie znosił, gdy ktoś zrobił sobie z niego pośmiewisko. Tym bardziej denerwowało go to, że śmiała się z niego jego stara "własność". Nie myśląc dłużej, skoczek złapał ją za nadgarstki i przyparł mocno do ściany.
-Ktoś pozwolił ci się śmiać?-syknął, patrząc jej w oczy.-No co się krzywisz? Czyżby cię bolało?-chłopak zaśmiał się widząc, jak dziewczyna jest bliska płaczu. Zaciskał dłonie na jej drobnych nadgarstkach, niczym zaciskająca się lina na szyi wisielca.
-Au..
-Hm.. fakt, powinienem był uważać na to, co robię. Ale tak, czy tak i tak jesteś, będziesz i byłaś suką.-pocałował ją szybko w usta, po czym puścił ją i po prostu sobie wyszedł. Kiedy wyszedł z jej bloku od razu dopadł go jeden ze służących Thomasa. Andreas nie zwracał uwagi na łysego kolesia. Spokojnie zapalił sobie papierosa i oparł się o ścianę budynku.
-Bierzcie ją sobie.-wypuścił dym z ust i powoli się oddalił..

***
Siedziałam oparta o zimną ścianę z rozmasowywałam swoje nadgarstki. Wokoło widniał czerwony ślad po zaciśniętych dłoniach Wellingera. Z trudem je dotykałam, bo ból był nie do zniesienia. Ten dupek postradał chyba wszystkie rozumy. To, że zwyzywał mnie od suk i kolejny raz się mną zabawił jakoś strawiłam, ale to, że dosypał mi jakiegoś świństwa do kieliszka.. Nie spodziewałbym się tego po nim. Nigdy. Jakim trzeba być człowiekiem, by chcieć za wszelką cenę pozbyć się drugiej osoby? Nie zrobiłam mu nic strasznego. Zawsze byłam na każde jego zawołanie, a on? Chciał odpłacić mi się za to wszystko poprzez dosypanie mi czegoś do wina. Czy tak zachowuje się normalna osoba? Bo według mnie to do normalności mu już sporo brakuje..
Z bólem wymalowanym na twarzy podniosłam się, by pójść otworzyć drzwi, do których ktoś się strasznie dobijał. Jeśli to Andreas to przysięgam, że nie ręczę za siebie. A jeśli za drzwiami stoi Severin to jemu też oberwie się za swojego życzliwego przyjaciela. Niestety pomyliłam się i to bardzo, bo zamiast nich ujrzałam po drugiej stronie jakiegoś mężczyznę. Na oko wyglądał na 30 lat, ubrany był w drogi, ciemny płaszcz, na którym przewieszony był szalik oraz ciemne spodnie i świecące buty.
-Witam.-uśmiechnął się szeroko, po czym wszedł bez zaproszenia do środka i swobodnie rozglądał się po mieszkaniu.
-Ej, ej. Może kultury trochę, co?-zamknęłam drzwi za dziwnym facetem. Odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem.-Czego pan chce?
-Ty jesteś Sophie, tak?
-Zależy kto pyta.
-Jestem dobrym przyjacielem twojego byłego chłopaka.-tajemniczo się uśmiechnął.-Wiesz..-usiadł na krześle, zakładając nogę na nogę.-Ten twój chłoptaś wisi mi kupę szmalu, ale darowałem mu dług.
-Nie jest moim chłoptasiem, to po pierwsze. A po drugie po co pan tu przyszedł?
-Spokojnie, słoneczko. Złość szkodzi piękności.-powiedział.-Dostanę może szklankę wody?
-Nie.
-Pyskata jesteś.-puścił oczko.-Lubię takie.
-Ale takie nie lubią pana. Mógłby pan już wyjść?-mężczyzna zarzucił szalik do tyłu i wstał. Moje serce dziwnie przyśpieszyło, a on był coraz bliżej. Byłam, jak w pułapce, bo znalazłam się między ścianą, a szafką. 
-Jesteś moją nagrodą główną.-szepnął mi wprost do ucha. Mężczyzna położył dłoń na moim policzku. Jego trupio niebieskie oczy, które przeszywały mnie na wskroś, świeciły niczym zapalona świeczka. Swoim spojrzeniem przyprawiał mnie o dreszcze. Sprawił, że straciłam siły na odepchnięcie go. Czułam, jak jego druga ręką dobiera się do mojego dekoltu. Jak potem zaczyna dotykać moich piersi przez cienki materiał koszulki. Po chwili jego usta znalazły się na moich. To było tak bardzo obleśne, ale nie miałam szans, by go odepchnąć, by to przerwać. Robił, co chciał, nie przerwałabym tego.. Ściągnął ze mnie koszulkę i wtedy poczułam ukłucie w plecy. Zaraz po tym straciłam świadomość i ostatki racjonalnego myślenia..

***
Odpowiedz mi na jedno, głupie pytanie: czy ty do diabła jesteś z siebie dumny?! Zachowujesz się, jak rozkapryszona gwiazdka Hollywood, a jesteś zwykłym skoczkiem, który przez głupotę straci wszystko. Weź ty spójrz w lustro, kogo ty tam widzisz? Patrząc na ciebie, odpowiem szczerze, że nie widzę już nikogo. Jesteś zerem, kretynem, frajerem, dupkiem. 'Bierzcie ją sobie', czyś ty na łeb upadł? Wiesz, co ta banda łysych goryli może jej zrobić? Wiesz, co sam Thomas może z nią zrobić? Wróć tam. No zależy ci na niej. Wróć póki możesz i jej pomóż. Ona cię potrzebuje głąbie.
Kochasz ją...
Andreas walnął się kolejny raz po głowie, by wygonić z niej ten mały i denerwujący głosik. Odkąd wrócił do domu, myślał tylko o tym, że to koniec problemów. Wreszcie Thomas da mu spokój, a Soph przestanie zgrywać jego matkę chrzestną i zniknie z jego życia. Dziwne jest to, w jaki sposób teraz o niej myślał. Kiedyś była jego księżniczką, po za którą nie widział świata. Później stała się jego własnością, a teraz? Kim była dla niego teraz? Nie była mu obojętna, ale właśnie to wyrażał swoim zachowaniem.
-Synu, chcesz piwo?-miejsce na kanapie obok niego ugięło się pod ciężarem jego ojca.-O czym tak myślisz?-podał mu otworzoną już butelkę z piwem.
-Myślę o Soph.
-Matka coś wspominała, że się rozstaliście. Brawo synu. W końcu zmądrzałeś.-w geście pochwalnym poklepał go po ramieniu, po czym upił dość sporą część zawartości swojej butelki.-Nie myśl o niej. Nigdy nie była warta takiego kogoś, jak ty. Podła szmata..-westchnął spoglądając na zamyślonego syna.
-Nie znałeś jej.
-A ty ją znałeś? Zwykła sierota, która widziała w tobie sponsora.
-Może i masz rację..-powiedział po dłuższym przemyśleniu ojcowskich słów.
-Daj sobie spokój, bo obaj wiemy, że możesz mieć każdą.-obaj naraz się zaśmiali.-Nie dołuj się już tylko włącz telewizor, zaraz mecz.
-Kto gra?
-Bayern synku, Bayern.-pokiwał z politowaniem głową i wlepił wzrok we włączający się telewizor.
Andreas niezbyt skupiał się na transmisji meczu swojej ulubionej drużyny. Bardziej myślał o swoim życiu i miał w głowie słowa ojca "stać cię na każdą". Teraz był wolnym człowiekiem.. Dlatego, gdy tylko skończyła się pierwsza połowa meczu, a Bayern prowadził 2:0, on zerwał się na równe nogi i wybiegł z domu. Napisał krótkiego sms do kolegów, gdzie mają się spotkać na piwie i ruszył przed siebie.

***
W klubie aż roiło się od dziewczyn lekkich obyczajów. Na rurach tańczyły te z "dolnej półki", natomiast na i przy stoliku Andreasa i reszty chłopaków kręciły się te z tej "górnej półki". Chłopak teraz czuł, że żyje. Pił piwo z najlepszymi kumplami, dookoła roiło się od seksownych dziewczyn, a irytujący głos wreszcie opuścił jego głowę.
-No to za wolność kolegi.-powiedziała jedna z tańczących dziewczyn, dała Andreasowi buziaka w policzek i przechyliła kieliszek z przezroczystą cieczą.
-W końcu stary, w końcu.-rzekł Markus, któremu przed chwilą na kolana władowała się piękna, długonoga brunetka.
-Zatańczysz?-szepnęła do jego ucha. Brunet skinął głową i szybko odeszli od stolika, ale wcale nie podążając na parkiet tylko w stronę pokoi. Przy stolik został dobrze bawiący się Markus, zamyślony Freund i podniecony Andreas, któremu już dobrze huczało w głowie. On też za wiele nie myśląc, oddalił się od kolegów z nowo poznaną blondynką. Najpierw na parkiet, a potem na prywatne zapoznanie.
-Stary, wyluzuj się!-młodszy kolega uderzył Freunda w ramię.-Siedzisz spięty, jak plandeka na żuku.-zarechotał i dopił swojego drinka.
-Idziesz do domu?-Severin puścił pytanie Krausa mimo uszu.
-Pogięło cię? Impreza się rozkręca stary!
-No to ja spadam.
-No co ci jest? Po letnim sezonie wyglądasz i zachowujesz się jak rencista.-ponownie zarechotał ze swojego "udanego" żartu. Freundowi wcale do śmiechu nie było. Nie miał ochoty patrzeć, jak Andreas marnuje sobie życie. Fakt, kiedyś uważał jego zachowanie za coś fajnego, normalnego, ale teraz? Po tym, co zobaczył na siłowni i czego dowiedział się od jego byłej dziewczyny, zupełnie stracił do przyjaciela szacunek. I czy w ogóle on może nazwać go jeszcze swoim przyjacielem? Przecież od dłuższego czasu ich relacje wyglądają, jak pogoda w Harrachowie, gdy odbywały Mistrzostwa w lotach.
-Powiedz chłopakom, że się źle czułem. Nara.-przybił z młodszym kolegą "żółwika" i opuścił klub. Miał zamiar iść do domu, ale jego nogi poniosły go w zupełnie innym kierunku.


****
Hej, hej! 
Co do rozdziału-masakra.
Co do dzisiejszych kwalifikacji-Maciek Bogiem <3
Co do dzisiejszego konkursu-szkoda, że nie wszyscy Polacy się zakwalifikowali, ale cieszę się, że Krafter wygrał i przejmie od Michiego koszulkę lidera ♥
Co do was-w komentarzach pod poprzednim rozdziałem wszyscy krytykowaliście Soph, że już wybaczyła Andiemu. Postanowiłam was trochę zaskoczyć i pokazać, że wcale tego nie zrobiła.
Życzę miłego czytania i do napisania! ;)

wtorek, 13 stycznia 2015

Chapter 5.

Złap oddech w płuca i udowodnij, 
że jesteś lepszy od szarego przechodnia.

Siedział z podpartą dłonią głową i bazgrał jakieś azteckie wzorki po kartce papieru. Za wszelką cenę usiłował obmyślić jakiś dobry plan, który uratuje jego tyłek. Nie bał się o to, co może stać się jego byłej dziewczynie. Bał się tylko o to, że jak nie wystawi jej to ucierpi on sam, a tego nie chciał. Przecież potem wszystkie portale i gazety huczałyby tylko o problemach Andreasa Wellingera.
Ratuj to. Ratuj póki możesz i nie daj jej zrobić krzywdy.
Zależy ci na niej mały, parszywy debilu.
Rusz tyłek i leć do niej, póki nie jest za późno, a nie siedzisz i wysilasz mózg po nic.
Idź.
No już.
Wellinger przywołuję cię do porządku. Idź do niej. No idź!
-Zamknij się.-mruknął pod nosem, a kartkę, która była już cała zamazana, wyrzucił do kosza przy biurku. Oparł się wygodnie o fotel i założył nogi na biurko. Ciągle składał plany, a kiedy uznał je bez sensu to zaczynał od nowa.
-Andreas, zdejmij te nogi z biurka.-usłyszał głos swojej matki, która stała oparta o framugę drzwi i patrzyła na niego z litością w oczach.
-Nie patrz, jak ci to przeszkadza.-posłał jej słaby, ale przepełniony ironią uśmiech i odwrócił się przodem do okna.
-Synku, czy coś się dzieje?
-Wyjdź stąd.-warknął, gdy ta położyła dłoń na jego ramieniu.
-Andreas...
-Tam są drzwi.-zrzucił jej dłoń z ramienia i palcem wskazał biały prostokącik.
-Nie poznaję cię synu.-kobieta pokręciła głową i powoli ruszyła w kierunku drzwi.
-No kurcze niezmiernie mi przykro. Oh.-syknął i znów pogłębił się w myślach, gdy jego matka zniknęła za drzwiami.

***
Dzisiejszy wykład był cholernie nudny i długi. Za długi. Połowa studentów przysypiała na swoich miejscach, a druga połowa po prostu wyła z nudów myśląc o niebieskich migdałach. Siedziałam w drugim rzędzie i bazgroliłam po notatniku, jednym uchem słuchając profesora, a drugim wypuszczając to wszystko. Nie spostrzegłam nawet, gdy jego szanowna osoba, która ubrana była standardowo w biały sweterek i okulary, stanęła nade mną.
-Panienka chyba odpłynęła.-pochylił się w przód i zabrał mój notatnik, który przypominał brudnopis.-Jeśli się panience nudzi, to niech panienka wyjdzie i panienka nie robi tłoku.-powiedział tym swoim charakterystycznym cienkim głosikiem i oddał mój "brudnopis".
-Nie nudzę się.-zaprzeczyłam jego pełnym prawdy słowom.
-Więc o czym mówiłem przed chwilą?
-O...oj...kurde.-mruknęłam pod nosem.
-Lepiej niech panienka zabierze swoje rzeczy i pójdzie już do domu. Dziękuję panience za trzeźwe podejście do dzisiejszego tematu.-poprawił kołnierzyk wystający spod białego sweterka i kręcąc głową poszedł na swoje miejsce. Spakowałam do torby długopis oraz notatnik, pożegnałam się i cicho wyszłam. Cieszyłam się, że mogę iść do domu, bo cały dzisiejszy dzień był jakiś dziwny. Ciągle po głowie chodziła mi rozmowa z Severinem i urwany fragment jego wypowiedzi. Do tego myślałam sporo o Andreasie i jego życiu. Było mi go żal, ale ja już nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam albo i nie chciałam. Nie łączy nas już nic poza wspomnieniami i niech tak zostanie. Mamy swoje życie i musimy o nie dbać sami. Zmierzałam powoli do domu przez park, w którym kiedyś często bywałam z moim byłym chłopakiem. Oczywiście, że przypomniały mi się te fajne momenty, ale szybko wyrzuciłam je z głowy. Postanowiłam, że będę starać się o nim nie myśleć, a jak zacznę to mam przestać. Zresztą miałam dobry powód, by nie myśleć o przeszłości, bo miałam wrażenie, że jestem obserwowana. Co prawda w parku nie roiło się od tłumów i każdy mógł  na mnie patrzeć, ale to był taki inny wzrok. Taki, który przyprawiał mnie o mały strach i ciarki chodzące po plecach. Naciągnęłam na szyję beżowy szalik i uważnie rozglądając się na boki, zmierzałam w kierunku mojej ulicy.

***
Manuel wraz z Ronem z oddali obserwowali idącą dziewczynę i co chwila zdawali relacje swojemu szefowi, który w tym samym czasie siedział w aucie pod domem młodego skoczka i czekał, aż raczy do niego przyjść. Po chwili wybiegł z posesji, jeszcze zakładając na siebie kurtkę i wsiadł na miejsce pasażera czarnego BMW. Targały nim różne emocje. Strach, smutek, żal, złość, panika, szczęście. Wszystko mieszało się ze sobą i w wyniku tego chłopak stał się nieznośny, czym denerwował siedzącego obok mężczyznę.
-Mam nadzieję, że masz jakiś dobry plan, bo jak nie...
-Według mnie jest genialny. Ty to ocenisz.
-Jeszcze raz powiesz do mnie na "Ty" szczeniaku, a Twoja głowa będzie służyć za doniczkę do kwiatków.-szarpnął skoczka za kurtkę.-A teraz mów. Nie mam czasu na długie pogawędki z pożal się Boże skoczkami.
Andreas od razu przystąpił do opowiadania Thomasowi całego planu. Mężczyzna słuchał go uważnie i analizował w głowie słowa Niemca. Plan wyraźnie mu się podobał, ale nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił swoich trzech groszy. Wellinger odetchnął w duchu z ulgi, bo to oznaczało, że jego problemy niedługo się skończą i będzie mógł spokojnie żyć. Tylko, czy każdy potrafiłby żyć z myślą, że osobie z którą wiele go łączyło, tak nagle może stać się coś złego za niewinność. Sophie była niczego nieświadoma, a on? On zapomniał, że w sobie coś takiego, jak serce, które bije i okazuje się je dla innych. Zmienił się w zimnego drania. Ale to jego sprawa. To on niszczy życie sobie i ludziom, którzy się o niego troszczą i chcą dobrze.

***
-Sophie!-przekręcanie klucza w zamku przerwał mi dobrze znajomy męski głos. Odkręciłam głowę i zobaczyłam Andreasa, który stał ze spuszczoną głową z czerwoną różą w ręku i delikatnie się uśmiechał.
Nie, Sophie, nie! Nie idź na to.
To tylko zagrywka Soph.
To Andreas Wellinger! Obudź się. 
Nie może zmienić się z dnia na dzień w skruszonego romantyka.
-Czego chcesz?
-Przyszedłem Cię przeprosić. Za wszystko.-runął przede mną na kolana i wystawił w przód trzymaną różę.-Trochę się pogubiłem i przez to byłem..byłem jaki byłem.-dodał.
-Wstań.-powiedziałam, lecz tego nie zrobił.-Wstawaj, nie rób mi tu cyrku.-wycedziłam przez zaciśnięte zęby i otworzyłam drzwi do mieszkania.-Jak musisz bawić się w zakochanego klauna to zrób to w mieszkaniu, a nie na klatce.-weszłam do pomieszczenia pierwsza, rozebrałam się i stanęłam przy drzwiach, w których jeszcze klęczał Wellinger.-Włazisz, czy nie? Przeciąg się robi.-ponagliłam chłopaka, a ten podniósł się i wszedł. Poszliśmy prosto do kuchni. Ja zabrałam się za robienie sobie ciepłej herbaty, a on opierał się o stół i kręcił różę w dłoniach.
-Sophie..
-Skąd taka nagła zmiana? Ufo oddało ci mózg, czy królowa śniegu odmroziła serce?
-Nie docinaj mi choć raz, proszę.-powiedział spokojnym tonem, co od dawna było u niego czymś zapomnianym.-Przyszedłem, by cię przeprosić, pogadać, jak ludzie na poziomie i wybaczyć sobie pewne rzeczy.
-Nie ściemniaj. Zbyt długo cię znam, by w to wierzyć. Jeśli przyszedłeś pożyczyć pieniądze na oddanie długo, to sorry, ale bankomat nie ma pieniędzy.-zastrzegłam zanim on cokolwiek zdążył powiedzieć.
-Skąd wiesz o długu?
-Czy to istotne? Wiem to wiem. Na tym świecie są jeszcze ludzie, którzy nie żyją utrzymując się na kłamstwie Andi.-poklepałam skoczka po ramieniu i z kubkiem ciepłej herbaty w dłoni, udałam się do dużego pokoju.
-Marinus, Markus, czy Severin?-zapytał, lecz poddał się, gdy nie odpowiadałam.-Sophie..-przysiadł obok.-Kocham cię i nie przestanę cię kochać...-spojrzał mi głęboko w oczy i muskał kciukiem moją dłoń.
Ocknij się idiotko. Ten frajer cię hipnotyzuje.
Dopiero się od niego uwolniłaś. Miejże łeb i go odkręć w drugą stronę!
-Andreas...
-Cii..-przyłożył kciuk do moich ust.-Nic nie mów. Zrób to.-znacznie przybliżał swoją twarz do mojej. Czułam, jak serce wali ze strachu, zdziwienia i tego całego szoku. Z jednej strony podobało mi się, że wraca mój stary Andreas. Lecz z drugiej.. miałam wątpliwości, czy w tak krótkim czasie można się tak szybko zmienić. Jego delikatne wargi złączyły się z moimi i delikatnie je całowały. Czułam się tak, jak podczas naszego pierwszego pocałunku. Tak niezwykle, cudownie. Po chwili oderwał się ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy, przy czym założył za ucho kosmyk moich włosów.
-Jesteśmy dla siebie stworzeni mała.-szepnął i ponownie złączył nasze usta. Tym razem w odważniejszym pocałunku, który swoje konsekwencje miał na owej kanapie, na której siedzieliśmy.

***
Sophie leżała wtulona w niego, jak małe dziecko w ulubioną zabawkę. Miała zamknięte oczy, ale i tak można było wywnioskować, ze myśli o czymś przyjemnym, bo się uśmiechała. Andreas natomiast leżał w bezruchu i ślepo patrzył w sufit. W głowie huczało mu od głupiego głosiku, który od kilku dni nie dawał mu spokoju, ale starał się nie zwracać na niego uwagi. Cieszyło go tylko to, że część planu ma za sobą, a za niedługo przystąpi do drugiej części. Zapewne, gdy będzie po wszystkim chłopak pobiegnie do najbliższego klubu i opije swoją wolność. Wolność od nękającego go faceta i głupiej dziewczyny, która nadal siedzi w jego głowie.
-Co tak patrzysz w ten sufit?-jej melodyjny głos przerwał panującą ciszę. Zerknął na nią z ukosa, a ta spuściła wzrok i patrzyła na swoje palce.
-Uświadamiam sobie, że mam wielkiego farta mając w życiu taką osobę, jak ty.-dał jej szybkiego buziaka w policzek. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, a on ujął w swoje dłonie jej dłoń i zaczął składać na niej delikatne pocałunki.-Jesteś cudowna, wiesz? Nie wiem, jak mogłem być dla Ciebie takim chamem..-jego twarz teatralnie posmutniała.-Przepraszam, że cię raniłem...
Słodki Jezu, Wellinger nadajesz się na aktora.
-Przestań..
-Nie doceniałem, że mam taki skarb..-skradł jej buziaka i powoli wstał z łóżka.-Masz jakieś wino, czy muszę skoczyć do sklepu?
-Coś powinnam mieć.-powiedziała cicho i opadła na miękką poduszkę, która teraz pachniała nim.
-Zaraz wracam.-puścił jej oczko, a potem zniknął za zasuwanymi drzwiami. Na myśl nasuwało się dobre pytanie: co on do cholery wyprawia? Ratował sobie tyłek, czy związek? Oczywiście, że tyłek. Soph była w tej grze nagrodą główną i jej uczucia się tu nie liczyły. Andreas odnalazł w barku jakieś czerwone wino, a następnie je otworzył. Cicho podszedł do kurtki, by wyjąć z niej torebkę z białym proszkiem i zajął się szukaniem kieliszków.  Do jednego z nich nasypał sporą część białego proszku i nalał do niego wina, po czym wymieszał to i nalał wina do drugiego kieliszka.
Wylej to!
Wellinger, kretynie! 
Ratuj wasz związek, a nie tylko swoją dupę. Słyszysz mnie?!
Z perfidnym uśmieszkiem na twarzy wziął w ręce kieliszki i udał się z nimi do niczego niepodejrzewającej dziewczyny..


Hej, hej! ;)
Czy wy też nie możecie doczekać się czwartku i weekendu? 
PS. na blogu pojawiła się ankieta z pytaniem o bohatera następnego opowiadania. Głosujcie! ;)


sobota, 10 stycznia 2015

Chapter 4.

Najgorzej jest widzieć pustkę w oczach,
w których kiedyś widziało się cały świat.
  
 Dwa lata temu zostałam zupełnie sama. Zmarł mój dziadek, który był jedyną osobą, jaką miałam. Okropnie czułam się po jego śmierci, bo wraz z jego odejściem straciłam część mnie. Może to głupie, ale byłam z nim zżyta. Pamiętam moment, kiedy wróciłam do domu, a on leżał na podłodze. Był zimny, siny, nie ruszał się.. Zawalił mi się świat i kilka dni spędziłam na płakaniu po nocach i myśleniu, co dalej. Z czasem w moim życiu pojawił się Andreas, chłopak którego przypadkowo spotkałam na spacerze. Na początku było dziwnie, bo dwa różne światy, dwa różne podejścia do życia, ale w końcu się dogadaliśmy. Przy nim życie nabrało sensu, czułam, że nie jestem sama. Że w końcu obok mnie jest ktoś, dla kogo warto funkcjonować i żyć, jak człowiek. Byłam w nim zakochana po uszy, zrobiłabym dla niego wiele. Z perspektywy czasu sama sobie się dziwię, że tak zadziałał na mnie chłopak z ulicy. Pół nocy spędziłam na myśleniu o tym wszystkim. Najpierw o moim życiu bez Andreasa, potem o jego pojawieniu się w tym życiu, a na sam koniec zostawiłam wątek teraźniejszości. Tak bardzo brakowało mi pocałunków jakie były kiedyś. Tęskniłam za tymi pieprzonymi słodkimi słówkami, jakie szeptał mi do ucha. Brak zapachu jego perfum w moim mieszkaniu również zostawił po sobie tęsknotę. Tylko co z tego? To nie wróci i trzeba się z tym pogodzić. I mimo tego, że ten związek zmienił się w koszmar to za tym tęsknie. Bo cholernie jest żyć z uczuciem, że straciło się ostatnią osobę, jaką się miało. Myślenie o tym powoli mnie wykańczało. Miałam ochotę zasnąć i obudzić się za jakiś czas, by przespać te dni, które spędzę na oswajaniu się z samotnością. Nad ranem wygrzebałam się z łóżka i zajęłam się przeszukiwaniem mieszkania. Wszystkie rzeczy należące do Andreasa zapakowałam w średniej wielkości tekturowe pudełko, a na wierzchu ułożyłam mniejsze, w którym były wszystkie naszyjniki, kolczyki i bransoletki jakie mi dał. Szczelnie obkleiłam pudełko taśmą i postawiłam je bliżej drzwi. Po południu coś z tym zrobię, ale najpierw chciałam pójść pod prysznic. Do stanu normalnego człowieka było mi bardzo daleko. Już trzymałam za klamkę drzwi do łazienki, gdy w mieszkaniu rozległo się pukanie. Odłożyłam ręcznik z resztą rzeczy na szafkę i poszłam otworzyć.
-Nie myśl sobie, że zrobiłaś mi przypał przed kolegami.-cynicznie uśmiechnięta twarz Andreasa rzuciła mi się w oczy zaraz po otworzeniu drzwi.-Nie cieszysz się na mój widok kochanie?-wybełkotał. Zakręciło mu się w głowie i zaparł się o ścianę, ale nie dziwię się. Alkoholem jechało od niego na kilometr.
-Jesteś pijany.
-A ty jak zawsze bystra i spostrzegawcza. Brawo, brawo.-zaklaskał dłońmi przy czym pękał ze śmiechu.-Przenocujesz swojego chłopaka?-usiłował wtargnąć do mieszkania. Na całe szczęście był pijany i nie miał siły, więc odepchnęłam go na tyle ile mogłam.-No co?-udał zdziwionego.
-Odejdź stąd.
-Nie możesz mnie odwieźć kochanie?-ponownie parsknął niepohamowanym śmiechem. 
Jak ty możesz wyrzucać sobie, że żal ci go zostawiać?
To zwykłe dziecko, Soph. 
Spójrz na niego. Nawet po alkoholu jest taki sam, jak zawsze.
-Dla chamów i debili taksówka nieczynna.-rzuciłam krótki tekst w jego stronę i zamknęłam drzwi. Jakim trzeba być kretynem, by przychodzić do mnie po pijaku i nawet wtedy nie mieć żadnej kultury. Andreas, za którym tęskniłam i siedział mi w głowie był zupełnie innym Andreasem. Ten potrafi wywołać u mnie odrazę samym sposobem stylu bycia i życia. Spojrzałam przed judasza, by upewnić się, czy jeszcze tam jest, czy już nie. I szczerze to odetchnęłam z ulgą, gdy go nie zobaczyłam. Nie obchodziło mnie, czy mu się coś stanie, czy nie. Nie zamierzam być potulna, jak baranek dla chłopaka, który w kilka miesięcy diametralnie zmienił się nie do poznania.

***
Szedł po chodniku lekko chwiejnym krokiem, przez co zwracał na siebie uwagę ludzi.
Popularny skoczek narciarski topi smutki w alkoholu? 
Nie obchodziło go nic ani nikt. Liczył się tylko on. Pogubił się w swoim własnym życiu, ale sam nie wiedział czemu. Ba, on nawet nie wiedział, ze się pogubił. Oparł się na moment o barierkę i popatrzył w dół.
Skacz! I tak wszystko niszczysz.
Schował twarz w dłoniach i stał tak przez dłuższą chwilę. Myślał tylko o tym, by szybko wytrzeźwieć i wieczorem znów udać się do jakiegoś klubu. Był wolnym człowiekiem..
***
Otworzywszy drzwi ujrzałam postać Severina. Tylko jego mi dziś brakowało. Pewnie przyszedł nawrzucać mi, że zrobiłam z Andreasa najgorszego, a wczoraj sama go sprowokowałam. Jeśli tylko spróbuje to zrobić to uprzedzam, ale nie ręczę za siebie. 
-Kto by się spodziewał.-mruknęłam zapraszając go gestem ręki do środka. Udał się za mną do kuchni i usiadł na krześle przy stole. Nalałam mu do szklanki wody, wkroiłam cytrynę i postawiłam przed nim, a sama nalałam sobie soku. Taka osoba, jak on nie zasługuje nawet na wodę, ale niech ma. Nie będę zamieniała się w Andreasa, który skąpi na wszystkim.
-Chciałem pogadać o Andreasie.-powiedział w końcu i napił się łyka wody.-No i chciałem cię przeprosić. Źle cię osądzałem i teraz mi głupio.. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
-Pogadać o nim możemy, bo chyba mamy o czym. Ale przeprosiny sobie daruj..-zmierzyłam go pełnym złości spojrzeniem i oparłam się o blat.
-Możesz mi powiedzieć od kiedy on jest taki.. no taki inny?
-Od dawna. Ja naprawdę się dziwię, że wy ciągle widzieliście w nim normalnego, spokojnego chłopaka. 
-Taki był zawsze, a my się przyzwyczailiśmy do takiego Andreasa.-wtrącił się. 
-Od pewnego czasu ma problemy z hazardem i alkoholem. Starałam się mu pomóc, ale za każdym razem olewał to, co do niego mówiłam albo zaczynaliśmy się kłócić i kończyło się na rękoczynach..-westchnęłam obracając w dłoniach pustą szklankę po soku.-Nieraz zdarzało mu się podnieść na mnie rękę. Czasem opuszczałam kilka dni na zajęciach, bo pod okiem miałam wielkiego siniaka..
-Przykro mi..
-Mi również Severin.-spojrzałam mu w oczy.-Nie mam pojęcia, co mu się stało, ale to nie jest stary Andi. Tamten chyba w nim umarł, a narodził się nowy. Ten gorszy.
-Wspomniałam o hazardzie.. Musze ci chyba o czymś powiedzieć.
-O czym?
-Jakieś dwa tygodnie temu poszliśmy do kasyna. Zabrakło mu pieniędzy i pożyczył trochę od jakiegoś gościa, któremu miał oddać po wygranej. Liczył, ze mu się uda, ale niestety nie wyszło.. Od tamtego czasu ten facet go prześladuje i czeka na swoje pieniądze, a że Andreas przegrywa wszystko, co ma to nie ma kasy na spłacenie długu i...-w tym momencie przerwał wypowiedź, bo rozdzwonił się jego telefon. Wyjął urządzenie z kieszeni kurtki i poszedł do salonu, by na spokojnie porozmawiać. Ja skupiłam się na słowach, które wcześniej powiedział Severin. Pożyczane pieniądze, dług, hazard, tajemniczy facet.. o co tam dokładnie chodzi? Czy on wpakował się w coś głupiego? Czy ma poważne problemy? Gdyby nie pieprzony telefon Severina wiedziałabym od razu, a tak muszę tylko się domyślać i wymyślać setkę pytań. 
-Musze cię przeprosić, ale dzwoniła Caren, że popsuł się jej samochód.-szybko zgarnął kluczki od swojego auta ze stołu.-Odezwę się to dokończymy tą rozmowę.-machnął mi na pożegnanie ręką i wybiegł z mieszkania. Super, a ty człowieku siedź i myśl..

***
Wstał z łóżka około 16, a potem od razu dobrał się do butelki wody mineralnej. Wypił więcej niż połowę, bo oprócz kaca przyśnił mu się jakiś głupi sen. Następnie ubrał jakieś świeże ciuchy i z kwaśną miną zszedł na dół. Miał nadzieję, że nikogo nie ma w domu. Nie chciał kazania od matki, że wygląda gorzej niż pracownik kopalni. Również na ochrzan ze strony taty nie miał ochoty, bo ten zawsze potrafił mu coś uświadomić raz, a dobrze. Andreas wszedł do kuchni i pierwsze co zrobił to wyjął z szafki miskę i pudełko płatków po czym wsypał je do białej miski. Do garnka nalał wyciągnięte z lodówki mleko i wstawił je na ogień. Powoli zaczął odpływać w wspomnieniach z wczorajszego wieczora, ale dźwięk jego komórki to przerwał.
*Słucham?-mruknął zachrypniętym głosem do słuchawki.
*Ktoś tu zabalował.-usłyszał gwizdanie po drugiej stronie.-Chcę ci przypomnieć, że dwie godziny temu skończył ci się czas kolego.
*Kurwa..-westchnął.-Thomas proszę cię. 
*Miała być dziewczyna podana na tacy? Miała być. Nie ma dziewczyny podanej na tacy, więc moi przyjaciele się tym zajmą.-perfidny śmiech wydobył się po drugiej stronie.-Na przyszłość nie pożyczaj nic od ludzi, z którym możesz zadrzeć, bo to się źle kończy maluchu.
*Thomas dajcie mi jeszcze jakieś dwa dni. Obiecuję, że to ogarnę i będziecie ją mieć od tak.-pstryknął palcami z nadzieją, że mężczyzna to usłyszy.
*Nie mam czasu i ochoty na bawienie się w kotka i myszkę z pożal się Boże skoczkiem.
*Proszę cie no.
*Dwa dni i ani dnia dłużej. Spróbuj tylko się nie wywiązać, a z tobą tez nie będzie wesoło.-przerwane połączenie nie dało mu już możliwości porozmawiania z Thomasem. 
Brawo Wellinger, brawo.
Order dla największego chama i buca należy się tylko tobie.
BRAWO.
-Zamknij się.-uderzył się w głowę, bo co chwilę słyszał głosik, który wyrzucał mu wszystkie błędy. Odłożył telefon na blat i na chwile zamknął oczy, by pomyśleć co dalej. Teraz czeka go myślenie nad ułożeniem sprytnego planu. Planu, który zniszczy życie Sophie, ale uratuje jego tyłek.-Cholera jasna!-wrzasnął, gdy do jego nozdrzy dostał się zapach przypalanego mleka..

wtorek, 6 stycznia 2015

Chapter 3.

Ta­kie oto jest pier­wsze przy­kaza­nie miłości: 
pro­sić tyl­ko o to, co uczci­we i czy­nić tyl­ko to, co uczciwe.

Obudziło go stukanie dobiegające z pomieszczenia pod jego pokojem. Ze złością wymalowaną na twarzy przekręcił się na brzuch i schował blond głowę pod poduszkę. Kiedy nic to nie dało postanowił, że zejdzie z łóżka i pójdzie zobaczyć, co lub kto nie daje mu spać. Schodząc po schodach słyszał stłumione głosy rodziców dyskutujących zawzięcie o zapewne ważnej sprawie. Jego pojawienie się w kuchni spowodowało przerwanie rozmowy i nagłą zmianę tematu. Właśni rodzice mieli przed nim tajemnice, a jak na dziecko przystało powinien był zapytać, czy wszystko okey. Postanowił, że oleje to i podszedł do lodówki  po butelkę mleka. Następnie wlał je do garnka i stanął z założonymi rękami przodem do rodziców.
-Wcześnie wstałeś.-jego mama przerwała dziwną ciszę panującą w domu. Wytarła ubrudzone mąką dłonie i zaczęła poszukiwać czegoś w szafce nad kuchenką.-Możesz mi to zdjąć?-zapytała syna i wskazała na opakowanie kakao. Skinął głową i podał matce rzecz, o którą prosiła, a następnie wyłączył gotujące się mleko i nalał do kubka, który kiedyś kupił swojej dziewczynie. Kupił, bo gdy nocowała, a chciała napić się kakao to nie miała w czym. W jego domu wszystko było wyliczone. Kilka sztućców, kubków i innych przyborów kuchennych było wyliczone dla rodziny. Dla gości takie rzeczy pochowane było po szafkach. Wszystkim w tym domu zarządzał ojciec skoczka. Jego matka miała do powiedzenia niewiele. A patrząc na to z innej perspektywy można było dostrzec, że młody Wellinger strasznie się do niego przydał.
-Na mnie czas.-ojciec chłopaka odstawił kubek po kawie do zlewu i na pożegnanie dał żonie całusa w skroń.-Potem dokończymy rozmowę.-zabrał ze stołu jakąś teczkę z dokumentami i wyszedł.
-Kiedy Sophie nas odwiedzi?
-Nie wiem.-dał matce krótką i mało wyczerpującą odpowiedź.
-Pokłóciliście się?
-Czemu niby? Wszystko między nami okey tylko ona ma mało czasu.. Wiesz studia.
-Na pewno?
-Mamo, co cię wzięło na zabawę w detektywa?-zirytowała go gra w jaką chciała bawić się jego matka.-Między nami jest okey. Rozumiesz? Okey.
-Zaprosisz ją dziś na obiad? 
-Nie będzie mnie w domu, więc po co?
-Wiesz co synku? Idziesz w ślady ojca, ale nie płacz potem jak ona cię zostawi. Bo trafiłeś na super dziewczynę. Ma ambicje, plany, studiuje, a ty? Zachowujesz się jak dziecko, bo mówisz, ze jest dobrze, a nie jest...
-Nie wpieprzaj się w moje życie.-gwałtownie wstał od stołu i zostawił matkę samą w kuchni. Wściekły wrócił do swojego pokoju i kopnął z całej siły w stojący fotel. Jego matka zaś rozłożyła bezradnie ręce, bo zamiast chcieć pomocy jej syn odwraca się od tych, którzy na prawdę go kochają..

***
-Severin nie śmiej się, jak ciota tylko sam to podnieć.-krzyknął Marinus z drugiego końca siłowni. 
-To nie jest dla takich mężczyzn, jak ja!-dumnie wypiął klatkę piersiową w przód i się po niej pomasował.-Au.-jęknął, gdy poczuł wbijające się palce Wellingera.-Siema młody!-przywitał się z nim poprzez strzelenie mu w łeb i pognał na bieżnię.
-A ten co dziś taki wesoły?-wskazał na starszego kolegę i rzucił butelkę wody na podłogę. Usiadł na krzesełku i zaczął dopasowywać do siebie ciężar hantli.
-Pewnie dziewczyna się w nocy spisała.-zdyszany Eisenbichler runął z hukiem na podłogę i przykrył twarz ręcznikiem.
-Przynajmniej moja, bo nie twoja.-krzyknął Severin.
-A skąd ty możesz wiedzieć, co?
-Borsuk brzydziłby się pójść z tobą do łóżka.
-Ty jakoś nie protestowałeś.
-Co?!-wrzasnął Kraus wraz z Wellingerem i spojrzeli na biednego Freunda, który nie wiedział gdzie podziać wzrok.
-No co się gapicie?-spytał w końcu koncentrując wzrok na kolegach.-Po imprezie w Wiśle trochę pomyliłem pokoje..-spuścił wzrok na podłogę, a chłopcy spojrzeli na leżącego kolegę.
-Pomylił pokoje, władował się do mojego łóżka, a rano jak tylko zobaczyłem jego mordę na poduszce obok to nie wiedziałem, co robić! 
-Spaliście ze sobą?
-Nie.
-No jak nie? 
-No, a tak?
-A nie?
-Ogarnijcie się już.-zarządził Andreas i na siłowni zapanowała cisza. Grobowa cisza, która na pewno nie oznacza nic dobrego.

***
Przywitałam się z Jaredem-chłopakiem z ochrony, który stał przed wejściem do siłowni i weszłam do środka. Wszędzie czuć było zapach spoconych mężczyzn. Grająca w tle muzyka nie zagłuszała obleśnych rozmów napakowanych kolesi siedzących na fotelach w korytarzu. Przechodząc obok nich czułam, ze wszyscy gapią się na mój tyłek. Nie rozumiałam takich facetów. Jeśli chcą znaleźć sobie dziewczynę to niech nie robią z siebie potworów przez ich "wyrzeźbione" do przesady ciało, a sukces gwarantowany. Odszukałam dobrze już znaną mi salę numer 4 i weszłam do środka. Kraus tracił siódme poty na bieżni. Freund za to leżał na podłodze i machał nogami, a Eisenbichler ćwiczył na rowerku. Już myślałam, ze moja rozmowa z Andreasem nie wypali, bo pomyślałam, że go nie ma, ale myliłam się. Zobaczyłam, jak po chwili wychodzi z magazynku z półnagą recepcjonistką i co chwila ją dotyka. Powinnam w takim momencie czuć zazdrość, prawda? Nie czułam nic prócz obrzydzenia do tego faceta. Wczoraj słodkie słówka, buziaki, a dziś podrywa inną.
-Cześć.-mój głos rozbrzmiał w pomieszczeniu i wszystkie pary oczu skierowały się na mnie.
-Jak ty urosłaś! Niech cię wujek obejrzy!-jeśli ktoś potrafi mieć szerszy uśmiech niż ma to tylko Kraus. Ścisnął mnie tak mocno, że na moment oderwałam się od ziemi i straciłam dopływ tlenu.
-Po co przyszłaś?-warknął wstający Freund i odkręcił butelkę z wodą mineralną.
-Nie mogę przyjść do swojego chłopaka?
-Teraz tak nagle go kochasz? Brakuje ci kasy, czy masz chcicę?-uśmiechnął się perfidnie i puścił mi oczko. Severin od dawna mnie irytował, ale dziś przeszedł samego siebie. Nie czekając dłużej po prostu wymierzyłam mu siarczysty policzek.
-Nie myl mnie ze swoją blondyną.-mruknęłam w jego stronę.
-Co jest? Co tu robisz?-Andreas pojawił się przy moim boku. Szczerze to nie sądziłam, ze oleje piękną panią z siłowni dla mnie. Przecież ja od dawna jestem tylko rzeczą w jego oczach.
-Musimy pogadać.
-No to nie mogłaś wieczorem wpaść do mnie albo uprzedzić?
-A masz coś ważnego na głowie w przyszłym czasie?
-No nie.-podrapał się po karku.-Dobra mów.
-To koniec Andreas.-spojrzał na mnie, tak jak jego koledzy, a potem zrobił pytającą minę.-Koniec z nami..
-Co ty odwalasz? Jaki koniec? Pogrzało cię?!-wybuchł od razu nawet nie starając się być w miarę opanowanym człowiekiem.
-Nie chcę być traktowana przedmiotowo. Nie chcę się kłócić, potem przez to płakać i nie mam ochoty potem mówić, że jest okey. Bo nie jest okey i też to widzisz.
-Ćpałaś coś?-zaśmiał się i chciał mnie przytulić. Nie dałam się.
-Ciągle mnie wyzywasz, docinasz. Mam dość. Zachowujesz się, jak pieprzony frajer, w którym siedzi dziecko!-wbiłam palec w jego klatkę piersiową i spojrzałam mu w oczy.-Jesteś egoistą Wellinger.
-Powiedziała ta, co nie widzi tylko swoich potrzeb.-parsknął Freund.
-Zamknij się.-warknął Andreas.-Źle ci ze mną? Powiedz mi kurwa, czy tobie jest ze mną źle!-poczułam silny zacisk jego dłoni na ramionach i szarpnięcie. Zabolało.-Masz to, co chcesz. Zabieram cię na konkursy, dzięki mnie zwiedzasz świat, czego ci mało?
-Może zwykłej miłości, co?-szepnęłam patrząc po raz kolejny w jego błękitne oczy.-Jestem dla ciebie nikim, przyznaj to.
-Sophie..-tym razem powiedział to spokojnie i prawie ledwo słyszalnie.
-Nawet nie potrafisz zaprzeczyć. Pokaż ze masz jaja i to zrób.-powiedziałam dobitnie.-Pokaż no.-nie zrobił nic tylko stał i na mnie patrzył.-Jak zawsze..-pokiwałam głową.-Uciekasz od problemu zamiast go rozwiązać.
-Ja po prostu..
-Zapomnij o mnie.-zerwałam z dłoni bransoletkę, którą kupił mi na rocznicę naszego związku i wsadziłam ją w jego pięść.-Resztę przyślę ci pocztą, a moje rzeczy możesz wyrzucić.-odkręciłam się, by odejść od niego, ale cofnął mnie mocnym szarpnięciem nadgarstka.-Co...-tyle zdążyłam powiedzieć, a potem poczułam, że strasznie pali mnie policzek. Uderzył mnie. Uderzył mnie na oczach swoich kolegów. Chciało mi się wyć z bólu, oddać mu. Jednak nie zrobiłam tego. Trzymając dłoń na policzku spojrzałam na chłopaków zdziwionych całą sytuacją i sylwetkę Andreasa znikającego w magazynku. Pewnie poleciał do swojej pani recepcjonistki i zamierza pocieszyć się w jej ramionach. Opuszczając salę pomyślałam tylko jedno: on się doigrał uderzając mnie, a oni zobaczyli jaki naprawdę jest.

***
Mimo tego, że dziś zerwała z nim dziewczyna, a on dołożył jeszcze spoliczkowanie jej wcale się tym nie przejmował. Popołudnie spędził w klubie. Sam. Marinus i Markus wytłumaczyli się tym, ze ich dziewczyny prosiły o wcześniejszy powrót do domu, a Freund? Przyjaciel, który skoczyłby w ogień, by go obronić odszedł bez słowa. Pierwszy raz w życiu poczuł się tak samotny. Samotny, bo koledzy go zostawili. Dla niego liczyli się tylko oni, skoki, zabawa i podrywanie panienek. To udowodnił dziś rano, gdy flirtował z recepcjonistką, a Sophie to widziała.
-Wyglądasz na bardzo spiętego.-czyjś damski głos pojawił się nagle tuż przy jego uchu przy czym przygryzł jego płatek.-Chodź na górę.-odwrócił się na barowym krześle i zmierzył dokładnie wzrokiem dziewczynę stojącą przed nim. Wyglądała na około 21 lat. Starsza, a takie go kręciły. Z twarzy może nie taka, jaka powinna być, ale piersi odciągały jego wzrok. Dopił stojące na ladzie piwo i po chwili maszerował za rudowłosa dziewczyną na piętro.

Kręciło mu się w głowie, bo w klubie aż dusiło od dymu papierosowego i odoru alkoholowego. Wyszedł na  chwilę na dwór, by odetchnąć, zapalić i przeanalizować co się przed kilkoma minutami stało. Uświadomił sobie, ze przespał się z dziewczyną lekkich obyczajów. Każdy porządny facet czułby się podle, ale Andreas nie. Dla niego to tylko zabawa. Zwykły seks z dziewczyną, której nigdy więcej nie spotka. Chyba, że odwiedzi ponownie ten klub i ponownie się z nią prześpi. Kiedy już miał wracać do środka, by zamówić jeszcze jedno piwo jego telefon się rozdzwonił. Na wyświetlaczu pojawiła się nazwa "Thomas", a tyle wystarczyło by chłopak natychmiast wytrzeźwiał.
*Czego chcesz?-młody Niemiec warknął do słuchawki i teatralnie przewrócił oczyma.
*Moja zapłata przyjacielu. Miało być dziś.
*Kurwa...-westchnął.-Jutro.
*Jutro może być po was obojgu.
*Thomas, proszę cie. Nie jestem dziś w stanie, by cokolwiek zdziałać. Zresztą suka rano ze mną zerwała, rozumiesz to? Zerwała za mną!
*Nie pierdol mi o twoim rozwalonym związku. Masz czas do jutra do 14. Inaczej biorę się za to sam.
*Ale..-przerwane połączenie nie dało mu już możliwości rozmowy z Thomasem. Wpakował się w gówno. W wielkie, śmierdzące i ciężkie do rozwikłania gówno. Tylko co teraz? Nic. Wrzucił telefon do kieszeni i wszedł do klubu zostawiając myśli na zewnątrz. Wellinger nic już nie może zrobić. Chyba, że jakimś cudem.. Nie, jednak nic już nie da się zrobić..




 

niedziela, 4 stycznia 2015

Chapter 2.

Jak Cię zapomnieć?
Jak wy­mazać Twój uśmiech?
Jak kiedy nasze dro­gi wciąż się splatają?

Było około ósmej rano, kiedy stałam przed skrzynkami pocztowymi i szukałam w torbie klucza do swojej skrzyneczki. Czekałam na ważny list, który byłam zmuszona dostarczyć na uczelnię, ale nie spieszyło mu się, by do mnie dotrzeć. Gdy w końcu wydobyłam kluczyk i otworzyłam skrzynkę okazało się, że znów nie ma tego, co mi potrzebne. Zdenerwowałam się i trzasnęłam drzwiczkami, po czym zbiegłam na parter i nim pchnęłam masywne drzwi zobaczyłam, że przed wejściem zebrała się grupka ludzi. Trochę dziwny i zastanawiający widok z samego rana, ale nie moja sprawa, co tam się wyrabia.
-To Andreas Wellinger, mamo!-usłyszałam pisk jakiegoś dziecka, które wskazało na leżącą osobę. Najpierw sądziłam, że to zwykłe przesłyszenie. Myślę o nim za dużo i mogę wariować, ale jak kolejna osoba wykrzyknęła imię mojego chłopaka, stwierdziłam, że muszę sama to ocenić. Ciężko było przejść przez zbiorowisko ludzi. Patrzyli się na niego, jak na jakiegoś Boga, chcieli go dotknąć, ale się bali. Natomiast ja od razu odrzuciłam na bok torbę i uklękłam przy chłopaku. W nocy było lekko mroźno. Zasnął tu, a  w dodatku był pijany, bo obok leżała pusta butelka i zmarznięte kwiatki. Czyżby wczorajszego wieczora chciał złożyć mi wizytę? Czemu do tego nie doszło? Może stan w jakim znalazł się skoczek uniemożliwił mu poruszanie się i logikę.
-Andi, Andi..-potrząsnęłam lekko jego ramieniem.-Andreas.-zaakcentowałam i ponownie ruszyłam jego ciałem. Przez myśl przeszły mi najgorsze scenariusze. Naprawdę bałam się, że stało się z nim coś poważnego i kiedy miałam krzyczeć, by wezwali pogotowie on otworzył oczy.
-Słodki Jezu żyjesz.-wypuściłam z ust haust powietrza i pokręciłam  głową z politowaniem.
-Au, au, au.-tyle wydobył z siebie, gdy podnosił się do siedzącej pozycji.-Na co się tak gapicie?-syknął w stronę ludzi, którzy stali nad nami.-Spieprzajcie.
-Wszystko okey?-położyłam mu dłoń na ramieniu, a ten złapał ją w swoje dłonie i przytulił do niej twarz.-Chodź na górę. Jest zimno, a powinieneś się trochę rozgrzać.-wyrwałam dłoń i wstałam, a potem patrzyłam, jak jemu przychodzi zrobić to z wielkim trudem. Na całe szczęście mieszkałam na pierwszym piętrze i nie musiałam specjalnie pomagać mu w wejściu po schodach. Wystarczyło tylko trzymać go za rękę i iść w górę. Kiedy znaleźliśmy się w moim mieszkaniu on od razu poszedł do dużego pokoju, położył się na niezaścielanej kanapie i przykrył moją kołdrą. Miałam ochotę od razu zapytać go, czego wmawia Severinowi jakieś głupoty. Powstrzymywała mnie pieprzona litość, bo gdzieś w środku odezwał się głosik, że nadal jest mój i nadal moim obowiązkiem jest się o niego przejmować. Weszłam do pokoju z gorącą herbatą i jakimiś tabletkami na wygrzanie się. Nie zdziwi mnie, jak po tym nocnym incydencie będzie leżał przez kilka dni i roznosił zarazki.
-Masz. Weź to.-podałam mu opakowanie z tabletkami i usiadłam na fotelu, z którym mieliśmy wiele wspomnień. Zwykły fotel, ale dla mnie i Andreasa ten fotel był pierwszym miejscem w jakim przyszło nam uprawiać seks.

***
Dziwna i dość napięta atmosfera panowała w jej mieszkaniu. Skoczek starał się zdrzemnąć, gdy ona zajęła się robieniem obiadu, ale dochodzące z kuchni hałasy mu to uniemożliwiały. Zwykłe stukanie noża o kuchenną deskę wprawiało go w irytacje i miał wielką ochotę wstać, wyrzucić to przez okno, a potem wydrzeć się kolejny raz na swoją dziewczynę. Kręciło mu się w głowie, co było oznaką gorączki i nie mógł zapanować nad ciałem, gdy podniósł się do pozycji siedzącej. Musiał skorzystać z toalety, a przy okazji chciał pójść do Sophie, by wyrzucić jej, że nie może odpocząć. Najpierw powoli doszedł do łazienki, a kiedy z niej skorzystał udał się do kuchni. Jego dziewczyna stała tyłem i parzyła mu herbatę. Objął ją z tyłu i złożył pocałunek na jej chudej szyi.
-Twoja herbata.-zakomunikowała i wyrywając się z objęć skoczka odeszła do kuchenki, gdzie na ogniu stał sos do spaghetti.-Idź się położyć.
-Nie chce mi się leżeć. Zresztą denerwuje mnie, jak się tu tłuczesz.-upił łyk ciepłej herbaty z miodem i odstawił ją na stolik.-Ale skoro już jesteśmy u ciebie..-podszedł bliżej dziewczyny.-I jesteśmy sami..-wyszeptał do jej ucha, a dłoń położył u niej na biodrze.-To może coś z tym zrobimy?-wymruczał takim tonem, jaki ona zawsze uwielbiała, wprost do ucha. Starała się być nieugięta. Nie chciała ponownie iść z nim do łóżka, a po seksie znów stać się kimś do pomiatania i traktowania, jak śmiecia. Nie czuła już tego przyjemnego uczucia, kiedy chłopak namiętnie musnął jej usta, a potem wpił się w nie i całował tak zawzięcie, jak to w jego stylu. Skoczek wsunął dłonie pod jej zwiewną koszulkę. Dotykał jej gorącego ciała, które w myślach było już nagie i całe dla niego. Posadził ją na kuchennym blacie, a ona rozpięła guziki jego granatowej koszuli i rzuciła gdzieś w daleki od nich kąt. Skierował swoje pocałunki na drobną szyję Niemki. Był to jej czuły punkt. Dziewczyna odchyliła głowę, by chłopak miał lepszy dostęp do szyi oraz obojczyków. Następnie Andreas wziął ją na ręce niczym laleczkę z porcelany i zaniósł do pokoju. Tam obydwoje pozbyli się reszty swej garderoby..

***
-Wiesz, że cię kocham?-powiedział lekko zachrypniętym głosem masując ją po ramieniu. Dziewczyna spojrzała na niego, a tym samym dostała szybkiego całusa w nos. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy chłopak pocałował ją jeszcze w czoło oraz policzki.
-Jak bardzo?-pstryknęła go w nos, a on jeszcze mocniej ją do siebie przytulił.
-Za mało się postarałem, że nie wiesz?-zaśmiała się. Zawsze potrafił ją rozbroić swoimi minami. Nawet wtedy, gdy się kłócili i nie było między nimi dobrze.
-Widocznie.-szepnęła mu wprost do ucha. Andreas zatrzymał swoimi dłońmi jej twarz i złożył na ustach pełen czułości pocałunek. Sama nie pamiętała, kiedy ostatnio została przez niego pocałowana w ten sposób. Gry oderwali się od siebie chłopak delikatnie wyswobodził się z jej objęć pod pretekstem skorzystania z toalety. Zostawił  ją szczęśliwą w łóżku, a sam tak na prawdę poszedł do toalety, by wykonać telefon do swojego przyjaciela.
-Thomas, jutro będzie wszystko gotowe... Daj mi czas no... Przestań... Przecież wiesz, że nie... Skończ mnie pouczać...Spróbuje, ale nie wiem, czy mi się uda.. Tak, mam... No w kurtce... Dobra, muszę kończyć... Co?.. Na razie.-po przerwanym połączeniu przemył twarz zimną wodą po czym zatopił twarz w białym, puchowym ręczniku, który pachniał jej perfumami. Tymi perfumami, które uwielbiał on sam. Oparł się dłońmi o umywalkę i spojrzał w lustro.
Co ty odwalasz Wellinger?
Rujnujesz życie sobie i jej.
Zachowujesz się, jak sukinsyn bez serca..
Oh zamknij się.
Odbicie w lustrze już nie przedstawiało tego samego Andreasa, jakiego znał. Tamten był uśmiechnięty, zakochany po uszy w swojej dziewczynie. Ten, którego teraz widział był kompletnym zimnym draniem. Draniem, który przez brak pieniędzy wystawił swoją dziewczynę...

***
-Co tak długo tam siedziałeś?-zapytałam go od razu, gdy tylko wszedł do pokoju. Usiadł na brzegu łóżka i nic nie mówiąc po prostu mnie do siebie przytulił. Byłam nieco zdezorientowana. Ostatni raz kiedy to zrobił był dość dawno temu. Przez noc spędzoną na ujemnej temperaturze mojemu chłopakowi stało się coś w głowę. Coś bardzo poważnego, bo wróciły do niego wszystkie ludzkie uczucia, jakimi darzy się ukochaną osobę.
-Mama dzwoniła.-wysili się na blady uśmiech, który zawsze oznaczał albo problemy, albo coś ukrywał. Odsunęłam się od blondyna. Spojrzałam mu w oczy, którymi nagle zaczął błądzić po całym pomieszczeniu.
-Andreas.. dzieje się coś?-ujęłam jego twarz w dłonie, a ten z wymuszonym wyrazem twarzy spojrzał na mnie.
-Jasne, że nie.-powiedział.-Tylko po jutrze zaczyna się zgrupowanie. Trochę mnie to dobija, bo chciałbym jeszcze odpocząć po letnim sezonie.-złożył delikatny pocałunek na moim czole i wstał. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział była tylko pognieciona pościel.-Jesteś głodna?-wziął do ręki spodnie, które wywinął na dobrą stronę i włożył jedną nogę.
-Troszkę.-mruknęłam zagrzebując się ponownie w pościeli.
-To ja skocze odgrzać nasz obiad, a ty masz zaraz przyjść.-pogroził palcem i zniknął za zasuwanymi drzwiami. Bardzo dziwiło mnie jego dzisiejsze zachowanie. Był dla mnie...miły. A po ostatnich minionych dniach tego nie robił. Andreas po letnim konkursie zrobił się strasznym cholerykiem. Wynajdywał problemy w swoich skokach i formie, bo nie udało mu się wskoczyć na pierwszy stopień podium. Nawet za jego błędy na skoczni obrywało się mi. Byłam Bogu winna tego, że spadła mu forma. By nie myśleć więcej o przeszłości postanowiłam iść już do kuchni, gdzie mój chłopak miał czekać ze spóźnionym obiadem. Narzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy, zarzuciłam włosy do tyłu i rozsunęłam drzwi. Zaskoczyło mnie to, że zamiast Andreasa na stole postawiona jest biała karteczka, a przy niej nałożony posiłek.
Przepraszam, ale dzwonił do mnie trener. Mamy jakieś spotkanie i muszę na nim być. Smacznego słońce, A.
Super. Po prostu super. Kolejny raz wystawił mnie dla pracy. Mógł chociaż przyjść i powiedzieć, że idzie. Dać głupiego buziaka na pożegnanie. Ale po co? To nie w stylu pana Wellingera. Przez jeden krótki moment dzisiejszego dnia, nawet pomyślałam, ze jest dla nas jakaś szansa. Myliłam się. Myliłam się i to bardzo, bo Andreas to niewyrośnięte i rozkapryszone dziecko. Nie mam sił, by go wychowywać. Już nie chcę mi się słuchać jego wyrzutów, marudzenia, kąśliwych uwag. Mam dość i czas najwyższy to przerwać. Postanowiłam w duchu, że jutro odwiedzę go, gdy wyjdzie na siłownię z chłopakami. Może, gdy dostanie porządny ochrzan przy kolegach to trochę się ogarnie. Karteczkę, którą trzymałam w dłoniach starannie porwałam na kilkanaście kawałeczków i rzuciłam je na stół. Ręce same opadały z bezsilności, gdy w głowie pojawiły się nasze relacje. Nasze? To chyba już złe określenie. Sprawy moje związane z Andreasem, to było poprawne określenie.