poniedziałek, 9 lutego 2015

Chapter 20.

Wszystko już wiem,
Aż wstyd się przyznać
Rzucić się w przepaść
Jest prościej niż ją wyznać.

*G* 

Od dwóch godzin powinien zawzięcie trenować wraz z kadrą na Bergisel. Gdyby nie serdeczność i wyrozumiałość Kuttina, zmuszony byłby do zostawienia jej samej, a tego nie chciał. Mimo tego, że czuła się dobrze, a z jej stanem nie było żadnych większych problemów. Może prócz jednego, ale o tym musiał z nią porozmawiać w odpowiednim momencie. Napędziła mu cholernego stracha. Sam nie pamiętał kiedy ostatnio tak się bał. W czasie drogi do szpitala dużo myślał. Szczególnie o tym, że może ją stracić. Wtedy nie wiedział jaki jest jej stan i myślami był przy najgorszych opcjach. Nie była jego. Nie znali się za dobrze. Ale czuł się tak jakby tracił najważniejszą dla siebie osobę. To było stanowczo dziwne, lecz uczucie jakie wtedy mu towarzyszyło było w miarę okey. Siedział na krześle przed jej salą z głową schowaną w głowach, a pod nogami stał kubek po kawie z automatu. Bił się z myślami, bo czuł się odpowiedzialny za to, co ma jej przekazać. Mógł zrobić to lekarz, ale po co? Wyrwał się do tego pierwszy, jakby od tego zależały jego kolejne stary w Pucharze Świata, a teraz trząsł portkami ze strachu. Ta informacja zmieni jej życie i być może plany, które teraz powróciły. Skoro odzyskała pamięć to pewnie teraz go zostawi. Wróci tam skąd naprawdę jest i zapomni. A same myśli o tym go przygnębiały. Jego życie zmieniło się po usłyszeniu tej informacji i nie był szczęśliwy. To nie była jego sprawa, lecz serce zakuło. Wstał z głośnym westchnieniem i otworzył drzwi do sali numer 10. Na pierwszy rzut oka była przyjemna. Może nie za duża, ale przynajmniej nie odstraszała swoją obskórnością. Pościel idealnie komponowała się z jasnoniebieskim kolorem ścian. Zamknąwszy drzwi zgarnął krzesło i przystawił je obok jej łóżka. Gdyby przez przypadek nie uderzył nim o szafkę to brunetka nie obudziłaby się i mógłby patrzeć na jej słodki wyraz twarzy. Spojrzała na niego, a on nie wiedział gdzie ma podziać wzrok. Pierwszy raz w życiu miał do czynienia z osobą, która utraciła pamięć i nie wiedział jak to jest.
-Jak się czujesz?-zapytał po długiej wymianie spojrzeń.-Sophie?-starał się jakoś by zwróciła na niego uwagę.-Wystraszyłaś mnie.-dodał.-Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałem.
-Mhm.-usłyszał.
-Ty wiesz kim ja jestem?
To pytanie jest bardzo na miejscu Schlierenzauer.
-Jesteś Austriackim skoczkiem, a nazywasz się Gregor Schlierenzauer. Znajoma morda, bo widziałam cię kilka razy w telewizji i na konkursach. Podobno najbardziej rozkapryszony osobnik w kadrze.
-Yyy...
-Głupi jesteś.-parsknęła śmiechem.-Straciłam pamięć i nie pamiętałam tego, co było kiedyś, ale ciebie pamiętam. Chcąc czy nie chcąc to siedzisz w pamięci.-jej entuzjazm wywołał u niego szeroki uśmiech.
-Pamiętasz coś z wczoraj?-zaprzeczyła.
-Film urywa mi się w momencie jak sięgam po kolejne zdjęcie i potem już nic. Pustka.
-Bałem się o ciebie.-dodał.-Pomyliłaś moje imię, wiesz?-zaśmiał się.
-Zwyzywałam cię od najgorszych kobiecych imion?
-Nazwałaś mnie Andreas.-powiedział, a ona natychmiast posmutniała. W jednej krótkiej chwili znikł jej dobry humor. Odwróciła się bez słowa na drugi bok.-Hej, co jest?-spytał. Zauważył jak z jej policzka spływa łza. Skoczek uparcie chciał wiedzieć co spowodowało, że zrobiła się smutna, więc obszedł łóżko i kucnął przed nią.-Sophie nie płacz.-jego głos przepełniony był troską. Pogłaskał dziewczynę po policzku i zmusił do popatrzenia na niego.
-Panie Schlierenzauer.-donośny głos lekarza prowadzącego przerwał ten jakże romantyczny moment.-Przecież powiedziałem, że może pan wejść dopiero, jak ja panu pozwolę.-schował niebieski długopis do kieszeni fartucha, a następnie przeleciał wzrokiem kartę pacjentki.-Poleży pani do wieczora i może pani iść do domu.-rzekł.-Ale za godzinę ustawię pani spotkanie z psychologiem.
-Z psychologiem?-ożywił się skoczek.-Po co?
-Pani Sophie straciła pamięć z niewyjaśnionych dla nas przyczyn, a taka wiadomość zdecydowanie ją dobiła. Zresztą widzi pan w jakim teraz jest stanie.-pokiwał z politowaniem głową patrząc na nią. Szatyn stał z otwartymi ustami i czekał na reakcję dziewczyny, która jeszcze o niczym nie miała pojęcia. 
-Jaka wiadomość miała mnie dobić?-starła łzy z policzków i usiadła na łóżku. Skoczek westchnął, a lekarz spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Wtedy ten pokręcił przecząco głową i miał ochotę uderzyć lekarza, który wpakował i siebie, i jego w tą sytuację.
-Pan Gregor miał pani powiedzieć, ale chyba jeszcze o tym nie rozmawialiście.-skwitował.
Brawo za bystrość i spostrzegawczość doktorku.
-Gregor o co chodzi?-poczuł się tak jakby miała za chwilę wywiercić dziurę w jego oczach.
-Zostawię was samych. Widzimy się za godzinę.-zwrócił się do niej, po czym opuścił salę.
-Gregor mów o czym mówił ten facet.-ponagliła. Bał się bardziej niż przed swoim pierwszym skokiem w życiu, ale nie rozumiał tego. Sam siebie nie rozumiał, a to już zaczynało być poważną sprawą.
-Sophie..-zaczął cicho.-Bo jest coś, co....
-Mógłbyś nie przedłużać? Powiedz wprost. Przecież cię za to nie pogryzę.-zażartowała. Nie miał ochoty nawet na udawanie, że go to śmieszyło.
-No wiesz.. Wczoraj zaczęli robić ci badania.. I w pewnym momencie..
-Cholera jasna, Gregor!-zapiszczała.-Jestem na coś chora?-przez jej twarz przeszedł cień strachu i przerażenia.
-Powiedzmy.-mruknął.-Soph to nie jest takie łatwe.
-Więc idź po lekarza. On mi powie.-nastała cisza.-Gregor ty jesteś w tym swoim chudym ciałku, czy to tylko twoja atrapa?
-Bo ty jesteś w ciąży Sophie..-powiedział po chwili bardzo cichym głosem.
Zamarła.

*Stefan* 

Obracał w dłoni jej dowód, który rano znalazł Fettner pod siedzeniem pasażera. Znał jej nazwisko, datę urodzenia, miejsce zamieszkania. 
Bo z tego wszystkiego jej się zaraz oświadczysz.
Z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy wysiadł ze swojego Audi. Potem przemierzył odległość od bramki do drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Przez dłuższy czas nikt nie otwierał. Sądząc, że nikogo nie ma po prostu odwrócił się, ale wtedy drzwi się otworzyły.
-Co ja ci zrobiłam, że nawet w domu mnie nawiedzasz? W ogóle skąd wiesz gdzie mieszkam?-przywitała go tym samym obojętnym tonem głosu jakim zawsze się do niego zwracała.
-Wypadły ci w aucie.-podał jej dokumenty. Uśmiechnęła się pod nosem, a jemu amory zaczęły latać po głowie.
-Okey, dzięki, cześć.-zamierzała zamknąć mu drzwi przed nosem, lecz skoczek nie dał za wygraną i je zatrzymał.
-Tyle? Żadnego zaproszenia do środka, ani herbaty?
-Kochany, bardzo mi przykro, ale w moim domu nie pija się herbaty.
-To może być i kawa?
-Ups, właśnie się skończyła. Muszę kupić.-oparła się ze znudzenia o framugę drzwi i patrzyła na Stefana.
-Szklanka wody też jest w miarę spoko.-wzruszył ramionami i na siłę chciał wejść do środka.
-Zakręcili nam wodę, bo nie zapłaciliśmy rachunku. Ojej.-udała smutną, a jego już nosiły nerwy.
-Może po prostu powiedz, że nie chcesz mnie wpuścić?
-Myślałam, że domyślisz się od razu, jak podziękowałam i się pożegnałam.-wymusiła na twarzy sztuczny uśmiech. Przewrócił oczyma. Nigdy nie spotkał bardziej chamskiej i aroganckiej osoby, jaką jest ona. A mimo tego wszystkiego zaczynała go intrygować.
Uważaj, Stefciu. Namiot.
"Co?"
Nie wiem, co ty tam sobie myślisz, ale spodnie ci odstają. Nie dziękuj.
-Coś jeszcze?-zapytała z przekąsem.
-Nie.-odpowiedział szybko.-Albo tak... Tak, jeszcze coś.-nie czekając na jej reakcję po prostu podszedł, położył dłonie na jej policzki i złączył ich usta. Były delikatne i w ogóle nie pasowały do słów, które z nich padały. Dziewczyna nie wiedziała, co się dzieje. Sparaliżowało ją. A Stefan po chwili oderwał się od jej ust i zaraz po tym, jak puścił oczko odwrócił się i poszedł w stronę swojego samochodu, a następnie odjechał.

*** 

Czym jest życie? Pasmem niepowodzeń, jedną wielką przegraną i głupią telenowelą, czy szczęśliwym i beztroskim żywotem? A może życie wybiera sobie po kilka osób, którzy stają się przegrywami i niewolnikami losu. Z czego składa się to całe życie? Jest ulotnw, ale każdy o tym wie i nikogo to nie zdziwi. Czasem daje nam chwilę szczęścia i uniesienia, pozytywizmu, który siedzi w nas i tli się przez krótki moment. Wielu osobom porządnie daje w kość. Okazuje dla nich nikły szacunek, ciągły ból, cierpienie. Lecz dlaczego najczęściej pastwi się nad niczemu winnymi ludźmi? Dlaczego daje im tyle bólu za nic? Dlaczego sprawia, że odechciewa im się chodzić po tym świecie? Dlaczwgo w takich właśnie osobach znalazłam się ja? Nie zrobiłam nikomu krzywdy. Nikomu, poza Gienkiem. Ale on był tylko małą świnką morską, a ja tylko małą dziewczynką i nie wiedziałam, że smycz go udusi. Boga starałam sięnie gniewać. Innych ludzi również, choć z tym już było ciężko. Mam pod górkę zamiast z niej. Kiedy straciłam pamięć to marzyłam o tym, by wróciła. Teraz, gdy już wróciła to mam ochotę, by znów zniknęła. Bym powróciła do stanu niewiedzy i ulicznej tułaczki. Może któregoś pięknego ranka nie obudziłabym się z zimna. Dobrze jest wiedzieć kim się jest, skąd się pochodzi i co było dwa lata temu. Jednak wiadomość o ciąży kompletni zburzyła resztki nadzieji na normalne życie. Nie powinnam tak mówić, ale czuję nienawiść do siebie, jak i do tego dziecka. Ono nie jest niczemu, ani nikomu winne, lecz nie umiem pogodzić się z myślą, że to część tego tyrana. Noszę pod sercem coś, co powstało z wyniku wielu gwałtów i nie kocham tego. Inne matki na takie informacje cieszą się, jak młode gazele. Tylko nie ja..
-Rozmowa z psychologiem nie wyszła, więc może pogadasz ze mną?-Gregor postawił na stoliku dwa kubki z herbatą, po czym usiadł obok mnie na sofie.-Możemy razem pomilczeć, jeśli nie masz ochoty na pogaduszki.-skierowałam wzrok na jego dłonie, które zaciskały się na kolanach, a żyły były dobrze widoczne.
-Ile dałbyś za odrobinę szczęścia?-spojrzał na mnie z pytajnikami w oczach.-Kogo ja pytam.-stwierdziłam.-Jesteś najlepszym skoczkiem w Austrii, jesteś przystojny, masz branie, więc masz dużo szczęścia..
-Mylisz się.-zaprzeczył.-Moje życie jest skomplikowane. Cholernie skomplikowane.
-Czyli, że...
-Dałbym dużo. Nie umiem wyrazić tego słowami, ale zrobiłbym i oddał wszystko, by szczęście było moim przyjacielem.
-To przez nią go nie odczuwasz?-wskazałam palcem na zdjęcia blondynki. Posmutniał. Jego oczy zaświeciły się, a on milczał. I milczał..
-Ona.. Ona była najlepszym, co mnie w życiu spotkało. To  była moja pierwsza wielka miłość.-powiedział i uronił jedną łzę.-Kochałem ją najmocniej na świecie i byłem gotów dać jej gwiazdkę z nieba..-zacisnął powieki, by więcej łez nie wyszło na wierzch. Nieśmiało złapałam jego dłoń i ścisnęłam ją. Tak po prostu, by dodać mu otuchy, pokazać, że nie jest sam i, że może mi zaufać.
-Płacz. Łzy to nie wstyd.-wypowiedziałam kilka słów bardzo cichym tonem głosu i popatrzyłam na niego. Wyglądał na naprawdę załamanego, samotnego i nieszczęśliwego człowieka.
-Cudowna... Idealna... Taka wyjątkowa i tylko dla mnie.-zamilkł. Odruchowo puściłam jego dłoń, po czym przysunęłam się bliżej i mocno go przytuliłam. Cierpiał na samo wspomnienie o tej dziewczynie. Katowały go myśli o niej i słowa, które musiał wypowiadać. Zadałam jedno pytanie, które mógł olać, ale nie zrobił tego. Wolał się przede mną otworzyć i wyznać, co go gryzie. Czasami to lepsza metoda niż dręczenie się w duchu.
-Nie musimy o tym mówić.-wtedy spojrzał na mnie świecącymi oczyma i przecząco pokręcił głową. Pociągnął nosem oraz wytarł mokry policzek.
-Pewnego dnia byłem na treningu, a ona miała pójść do banku, by wybrać pieniądze z konta.. Czekały nas zakupy..-westchnął.-Tego samego dnia doszło do napadu w tym banku.. Ona była w środku, została zakładniczką.-z trudem trzymał łzy. Odsunął się ode mnie, po czym ukrył twarz w dłoniach i zaczął cicho łkać.-Gdyby nie była taka uparta.. Gdyby nie chciała za wszelką ceną dyskutować z tymi sukinsynami..-znów zamilkł, lecz tym razem na krótko.-Dwa razy została postrzelona w serce i tyle samo razy w brzuch..-było mi cholernie źle, kiedy patrzyłam na niego. Był niemalże wrakiem człowieka. Nie przypominał mi tego Gregora, który udawał, że jest dobrze i chodził z uśmiechem na twarzy. Teraz zrozumiałam dlaczego zareagował dziwnie, gdy zapytałam o nią pierwszym razem.-W brzuchu było moje dziecko. Nasze dziecko..-wyszeptał ostatnie dwa słowa.-Miało tylko cztery miesiące.. Mała Julia albo mały Michael, po wujku.-dodał. Ile ten człowiek miał w sobie odwagi, by mierzyć się z tym bólem? By wywalić całą tę sprawę  na wierzch i teraz o niej mówić. Znów przeżywać koszmar.-Za jednym zamachem straciłem wszystko. Moją miłość, moje dziecko, dwie najważniejsze osoby w moim życiu..
-Tak mi przykro, Gregor..
-Ona chciała je przełożyć, ale ja się uparłem. Nie dałem za wygraną i wymusiłem na niej to cholerne chodzenie po sklepach..-warknął. Jego złość przebrała normę i musiał uderzyć dłonią w stolik, by choć trochę odreagować. Herbata nieco wylała się na szklany blat, ale to nie było ważne w tym momencie.-To wszystko przeze mnie.-popatrzył na mnie. W jego oczach pojawił się wyrzut do samego siebie. Nienawiść do samego siebie. Wszystkie najgorsze uczucia, którymi darzył tylko swoją osobę.
-Nie możesz i nie masz prawa tak mówić.-zareagowałam zbyt ostrym tonem, dlatego spojrzał na mnie dziwnie i zaprzeczył.
-Gdybym się zgodził.. Gdybyśmy przełożyli te cholerne zakupy to nadal by tu była..  Bylibyśmy już po ślubie, a w tym salonie walałoby się od grzechotek i śpioszków.
-Gregor...
-Od dnia jej.. ich pogrzebu, minęło pół roku, a ja od tamtego dnia nie mam odwagi, by stanąć nad jej grobem. Tak cholernie się boję. Mdli mnie, jak pomyślę o granitowej płycie, o napisie, który jest tam wygrawerowany, o tych świeczkach, które są zapalone..
Kroiło mi się serce, jak na niego patrzyłam. Jego stan był nie do opisania. To nie był ten Gregor, który jest skoczkiem i odnosi same sukcesy. Obok mnie był ten Gregor, który pokazał co go boli i jak wrażliwy jest.
-Bardzo ją kochałeś..
-Najbardziej.-odpowiedział szybko na moje stwierdzenie.-Od pół roku nic nie robię tylko o niej myślę. Widzę ją uśmiechniętą w drzwiach mojego pokoju. Ciągle wracam pamięcią do tego, co było i wyobrażam sobie, jakby to było gdyby tu była..-nie wytrzymał i po prostu dał upust łzom. Już nie starał się ich zatrzymywać, ani tym bardziej ograniczać do małych ilości. Z jego brązowych oczu wylał się potok słonych łez.
-No już, już.-nie czekając na jakikolwiek jego ruch ponownie go przytuliłam. Tym razem wtulił się we mnie, jak małe dziecko, które boi się potworów. Płakał. Coraz rzewniejsze łzy wypływały z jego oczu. Mruczał pod nosem wyzwiska na samego siebie.-Ciiii...-pogłaskałam go po włosach i mocniej zacisnęłam uścisk.
-Ja tak cholernie za nią tęsknie..-podniósł wzrok, który spotkał się z moim i wyszeptał te słowa. Następnie znów wtulił się we mnie i zaczął płakać. Niech płacze. Czasami dobrze jest się wypłakać w czyjeś ramię niż tłumić to w sobie.
Miał ciężko w życiu. Stracił cały swój świat i coś, co było częścią niego samego. Stracił więcej niż ktokolwiek może stracić, bo odeszła jego miłość, a został ból. Teraz byłby już przykładnym mężem i świeżo upieczonym ojcem. Teraz nie znałabyś go. Teraz nie płakałby w twoje ramię. Teraz nie zasnąłby na twoich kolanach, Soph..
Spojrzałam na niego i zastanawiało mnie, kiedy on zdążył tak szybko zasnąć. Spowodowały to łzy i wspomnienia, więc nawet lepiej, że śpi. Nie męczy się tym, by wyznawać historię życia. Ostrożnie sięgnęłam po koc leżący na oparciu fotela i okryłam go. Sama wygodnie oparłam się o oparcie sofy, położyłam jedną dłoń na jego głowie, a drugą na barku i oddałam się w ręce Morfeusza.

*A*

Niecały tydzień pozostał do pierwszych w tym sezonie konkursów w Klingenthal. Werner Schuster i jego podopieczni wytrwale dążyli do świetnej formy, jak i odpowiedniego nastawienia psychicznego. Można by rzec, że prawie wszyscy byli zwarci i gotowi, by wkroczyć w kolejny sezon zimowych skoków narciarskich, lecz była jedna osoba, która traciła twardy grunt pod nogami. Andreas. Chłopak, który z wielce zaborczego, chamskiego i samolubnego typu człowieka, przemienił się w kogoś, kto znalazł w sobie uczucia. Przez owe uczucia tracił chęć do skakania, do rozmowy z innymi, do życia. Nie poznawał sam siebie, a inni przestali zauważać jego dziwne zachowanie. Nie ma się czemu dziwić, bo każdy kiedyś zostanie olany przez innych za wszystkie swoje grzechy.
-Inauguracja zbliża się wielkimi krokami, a Klingenthal to nasze terytorium i musimy pokazać klasę.-rzekł Schuster, który kręcił się pod obrazem z rzutnika i pokazywał coś na tablicy.-Może to za wcześnie, ale mam opanowany wstępny team do drużynówki. Te osoby, których nazwiska wymienię, według mnie najlepiej odnajdą się w pierwszym takim konkursie, ale to może ulec zmianie.-zamknął czarny marker, który odłożył na biurko i rozejrzał się po siedzących spokojnie skoczkach.-Mimo tego, że jesteś leniem patentowanym to daję ci szansę Eisenbichler.-uśmiechnął się lekko, a sam wskazany skoczek wyszczerzył się, jakby zobaczył tonę jedzenia.-Pomimo, że twoja dyspozycja jest, jak szala od wagi to jednak stawiam na ciebie, Freitag. Trzecim szczęśliwym jest Freund, który spisuje się perfekcyjnie na treningach. A ostatni to... Kraus, choć jego forma ma jeszcze wiele do życzenia. Rzecz jasna ten skład może ulec zmianie panowie.
Andreas liczył, że Schuster postawi na niego i to on będzie wraz z kolegami walczył o zwycięstwo w pierwszym konkursie drużynowym. Dlatego wiadomość o tym, że zamiast niego woli Krausa, była jak kubeł lodowatej wody. Jak dostanie obuchem w twarz.
-Woli pan Marinusa zamiast mnie?-oburzony blondyn wstał ze swojego miejsca, które zajmował między Freundem, a Markusem i z wyrzutem popatrzył na trenera Wernera.-Sam pan mówił, że każdy kto nie ma ustabilizowanej formy nie ma na co liczyć. Co się zmieniło?
-Andreas chyba nie słuchałeś.-zauważył.-To tylko wstępne przemyślenia. Przed wami jutrzejszy trening na skoczni i jutro będę bardziej pewny kto ma być w drużynie. Nie bulwersuj się od razu tylko uważniej słuchaj.
-Nawet jeśli są to propozycje, to ja powinien tam być. Nie on.-wskazał na Krausa, który ewidentnie był zły na kolegę, że wtrąca się w jego występ z drużyną.-Ja.-wskazał na siebie.
-Powiedzmy sobie wprost, Wellinger.-trener oparł się dłońmi o drewniane biurko i na moment zamilkł.-Nie toleruje spóźnialstwa, nietolerancji do mojej osoby oraz robienia wszystkiego po swojemu i niestosowania się do rozkazów, które wydaje.-rzekł.-Ty ostatnio robisz to wszystko i zauważyłem, że odpuszczasz. Wierz mi lub nie, ale bardzo chciałbym cię w tej drużynówce. Tylko, że nie mogę zawieść chłopaków i kibiców. I powiem ci więcej; do inauguracji zostało sześć dni, a ty zachowujesz się jakby w ogóle ci nie zależało, więc ja jestem w środku podejmowania decyzji o powołaniu do kadry Stephana, a nie ciebie.-zakończył. Wszyscy obecni na sali patrzyli wyłącznie na Andreasa, któremu nagle odebrało mowę. Kiedyś w takiej chwili mógł  liczyć na Severina, a teraz został sam i był skazany na siebie. Nawet żaden z innych kolegów nie raczył czegoś powiedzieć. Wellinger został zmuszony do samodzielnego bronienia się. Czuł się, jak mały torreador, który został wpuszczony do klatki z wściekłym bykiem i nie ma pojęcia co robić.
-Woli pan Leyhe ode mnie?
-Zastanawiam się nad tym.
Skoczek był wściekły. Nie na trenera, ani nie na Krausa, ani nie na Stephana. Był wściekły na samego siebie.
Bo jak się wali, to wali się wszystko Andreas.
-Pieprzcie się wszyscy.-warknął. W drodze do wyjścia jeszcze zdążył kopnąć wolne krzesło, które z hukiem upadło na panele i tyle go widzieli.

*G*

Usiadł na fotelu uprzednio stawiając na stoliku talerz z kanapkami i szklankę soku. Ciągle myślami był przy wczorajszym wieczorze. Było mu głupio, że dał się tak ponieść emocjom i rozkleił się przy dziewczynie, ale czuł też niesamowitą ulgę. Dotychczas rozmawiał o tym z ludźmi, którzy zawsze byli obok, a pomóc nie potrafili. Tym razem powiedział o tym osobie, która nie pouczała go, ani nie prawiła kazań, lecz po prostu go słuchała. Dlatego też teraz on chciał jej wysłuchać. Pragnął dowiedzieć się o niej więcej.
-Gregor, czy wszystko dobrze?-zapytała schodząc z góry, gdzie poszła się odświeżyć.
-Wiesz, Sophie..-zaczął.-Chciałem ci podziękować.
-Nie masz za co, naprawdę.-usiadła na sofie, po czym wzięła szklankę do ręki i napiła się soku.
-Mam. Wiesz..-podrapał się po karku.-..trochę mi głupio, że widziałaś mnie w takim stanie, lecz.. Jest mi w jakiś sposób lżej na duszy..
-Nie otruje się?-uśmiechnęła się biorąc do ręki kanapkę. Zaprzeczył.-Czasem dobrze jest się wygadać komuś spoza otoczenia. Wiem, coś o tym.-znów na jej twarz wkradł się uśmiech.-Ale bardzo mi przykro, Greg.-spoważniała.-Wiem, jak to jest stracić ukochaną osobę. Ty straciłeś coś, co jeszcze nawet nie było na świecie.. To cholerny ból.
-Tylko, że...
-Wczoraj powiedziałeś, że to przez ciebie.-przypomniała.-To nie była twoja wina. To ktoś tam na górze ułożył sobie tak plan i nikt nie był w stanie go zmienić. Nawet gdybyś miał jakieś wtyczki z jego kumplami, to nie dałoby rady. W życiu bywa tak, że nie na wszystko mamy wpływ i to jest podłe, ale musimy żyć ze świadomością, że tej osobie będzie lepiej tam w górze.-ujęła w swoje dłonie jego lodowatą dłoń i jeździła po niej kciukiem. Uważnie wpatrywała się w ruchy swojego palca, jakby zaraz miał zrobić coś bez jej woli.-Nikt nie dał nam prawa, by obwiniać się za śmierć drugiej osoby. Tak samo, jak nikt nie nakazał nam się winić. Dlatego pomimo tych trudnych chwil, jakie przeżywasz, powinieneś iść przez świat z uśmiechem. Starać się patrzeć na ludzi, choć w sercu masz tylko swoją ukochaną. Nie zapomina się o tak ważnych osobach, więc nie rób tego. Ale nie wiń się za to, że jej tu nie ma. Że nie jest tak, jak w bajce. Bo życie jest podłe i każdy to wie, Gregor.
Skoczek słuchał jej jak zahipnotyzowany. Każde słowo, które padało z jej ust, było tak pięknie wypowiedziane. Działał na niego, jak afrodyzjak. Jak narkotyk dla uzależnionego narkomana.
-Może i masz rację..-westchnął.
-Dopóki tu jestem, to wiedz, że możesz na mnie liczyć. O każdej porze dnia i nocy.-zaznaczyła te słowa i obdarzyła go uśmiechem.
-A gdzieś się wybierasz?-poczuł strach.
-Jak na razie nie, znaczy się nie sama.-powiedziała tajemniczo.-Leć do łazienki, by wziąć prysznic, a potem ubierz się i idziemy.-dziewczyna wziąwszy pusty talerz i szklankę wstała, a chłopak uczynił to samo.
-Dokąd?
-Idziemy na cmentarz Gregor.-te słowa wywołały u niego palpitację serca. Nie miał zamiaru i odwagi, by tam iść. Nie był gotowy.-Wiem, że dla ciebie to trudne, ale musisz poukładać myśli nad jej grobem. Inaczej do końca życia będziesz wypominał sobie, że coś się stało przez ciebie.
-Nie..-wyszeptał.-Nie pójdę.. Nie mogę... Nie chcę!-wrzasną, a w jego oczach stanęły łzy.-Nie..-osunął się po ścianie i schował twarz w kolanach. Odstawiła naczynia na blat w kuchni, po czym uklękła przy nim i złapała go za ręce. Spojrzał na nią, choć znów było mu wstyd, że przy niej płacze.
-Jeśli za 10 minut nie będziesz gotowy to się stąd wyprowadzę i więcej mnie nie zobaczysz.-powiedziała niby w żartach, ale na chłopaka to podziałało. Momentalnie wstał i zostawił dziewczynę samą..
Walcz ze słabościami, Schlieri.
Masz ją. Pomoże ci.
Nie jesteś sam!
http://photos-f.ak.instagram.com/hphotos-ak-xpa1/t51.2885-15/10616882_285471038323861_1905918902_n.jpg

 Mam jakiś dziwny napływ weny i ochoty na dodawanie kolejny rozdziałów. To chyba, a raczej na pewno dzięki wam! ♥
Jednakże mam smutną informację dla siebie, jak i dla was.. Bo do zakończenia tej historii zostało niespełna kilka rozdziałów (które da się policzyć na palcach u jednej ręki) i kochany epilog.
#niedługo_koniec #smutno #jednak_jeszcze_trochę_więc_jesteśmy_happy!
Pozdrawiam! ;*

Ps. potrzebuje Was też tu! Map for your heart

6 komentarzy:

  1. Wiesz o tym , że pięknie piszesz,prawda?
    Bardzo się cieszę, że mam okazję to wszystko czytać. Mam bardzo dużo problemów związanych z kimś. ..kogo już nie ma,a tak bardzo chcialabym żeby był. .. Ta osoba żyje, ale nie jest już dla mnie... przez jedną głupią osobę straciłam prawie wszystko... no ale nie mówię już o sobie i nie przynudzam. Chcę Ci tylko powiedzieć, że twoje opowiadania mi bardzo pomagają w walce z myślami. .. jest tu tyle pięknych cytatów. . Tyle słów.
    A co do rozdziału to co do Soph no trudno tu coś napisać.. ale ma przez najbliższe kilka miesięcy zniszczone życie, ale liczę na to że pokocha tego dzidziusia i wraz z Gregorem je wychowa i stworzą mu rodzinę. Myślę, że będą razem...
    A co do Ann i Stefka to wiedziałam, że tak będzie. Teraz nic tylko czekać na ich sexy XD
    Czekam na kolejny,Marta.
    Ps. Dziękuję za twoją pomoc w moim życiu :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudo. Wszystko co piszesz jest świetne ! Nie wyobrażam sobie, że to ma być już nie długo epilog. Codziennie tu wchodzę i nie wyobrażam sobie, żeby to się miało kiedyś skończyć, nigdy...
    Byłabym szczęśliwa, gdyby Gregor był Sophie, ale to twój wybór.
    Czekam na następny i weny życzę :*
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest cudowny!
    Najbardziej mi się podoba ze wszystkich.
    Mam łzy w oczach!
    Jeju Gregor...chcę go przytulić.
    Ale ma Sophie i to teraz jest najważniejsze.
    A Wellinger to ma humory jak baba w ciąży. Ja mam ochotę mu do dupy nakopać.
    Ten chłopak mnie doprowadza do szału.
    Soph w ciąży...to mnie zaskoczyło.
    CHCĘ WIĘCEJ STEFANA I ANN.
    Ta dwójka wygrywa rozdziały.
    Jestem baaardzo ciekawa co będzie dalej...
    A teraz porozmawiamy o czymś innym...
    Jak to kilka rozdziałów?!
    Nope ,Nie ,Nein ,No!
    Ja się nie zgadzam!
    Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
    Ja robię bunt! Powstanie! Strajk!
    Jeszcze coś wymyślę...
    Życzę duuuuuuuuuuuuużo weny!
    Pozdrawiam i czekam na kolejny!
    GosiaczeK :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Zapraszam do siebie na nowy rozdział http://sztuka-zapominania.blogspot.com/2015/02/9urodziny-julii-czyli-robi-sie-ciekawie.html?m=0

      Usuń
  4. Dolaczam sie do buntu! Nie wierze, dlaczego to juz koniec? Ja nie bede mogla bez tego opowiadania zyyc! A co do rozdzialu...
    biedny Gregor, ale w końcu się wygadal i Sophie pamiec odzyskala. Nie pomyslam, że ona moze byc w ciazy. Wszystko, ale nie to. Ciekawa jestem, co bedzie z Sophie i dzieckiem. Zostanie w Austrii, wroci do Niemiec?! Dobrze, ze dodajesz sczesto rozdzialy, bo moja cierpliwosc by nie wytrzymala.
    Buziaki Bjørghild

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to tylko kilka rozdziałów? Nie zgadzam się! Przecież to nie może się tak skończyć.. :( Nie rób nam tego Kobieto!
    Mam nadzieję, że Welli zmądrzeje i ogarnie swoje dziwne uczucia i chore życie, bo zaraz bedzie ofiarą swojego losu. Jejciu no i Zośka w ciąży, ale się porobiło ;o
    Fajnie że Schlierenzauer jest przy niej. Kto wie może coś z tego będzie :D
    I ja również chcę więcej Ann i Stefana!
    A co do ankiety to wybieram opcję "inny" i proponuję: Schlierenzauer, Kraft, Kot ♥

    OdpowiedzUsuń