niedziela, 18 stycznia 2015

Chapter 8.

Sometimes,
 someone says something really small 
and it just fits right into this empty place in your heart.

Dzisiejszego dnia nad Turcją zawisły ciemne chmury, które spowodowały pogorszenie się pogody. Trener Schuster zaplanował swojej kadrze ćwiczenia na świeżym powietrzu, ale przez lejący deszcz musiał wszystko pozmieniać. Stwierdził, że najlepszym wyjściem będzie wysłanie ich na siłownię, a potem da im pograć w co będą chcieli i na tym skończy dzień. W wesołym nastroju pojawił się w hotelowej restauracji, ale szybko stracił ten humor, gdy zobaczył tam tylko dwóch swoich skoczków. Neumayer i Freund zawzięcie o czymś dyskutowali przy porannej herbacie. 
-Gdzie reszta?-uważnie spojrzał na swoich podopiecznych, którzy teraz zwrócili swoją uwagę na niego.
-Śpią.-odezwał się Michael.
-Jak to śpią? Jest 9!-podniósł głos na niczemu winnych chłopaków.-Tylko spokojnie..-westchnął sam do siebie.-Freund, zasuwaj po resztę. Migusiem!-skoczek posłusznie opuścił restaurację i udał się po kolegów, a Schuster podszedł do baru i zamówił mocną, czarną kawę.
Tymczasem w pokoju Marinusa i Andreasa, aż dusiło od odoru alkoholowego. Młodszy z nich skończywszy brać prysznic, szybko się wytarł i ubrał w pierwsze, lepsze ubrania, a Kraus siedział na swoim łóżku i odpisywał na sms swojej mamie.
-Schuster nas zabije.-usiadł na krześle, przecierając włosy ręcznikiem.-Kochaś, słuchasz mnie?
-Sorry, co mówiłeś?
-Nic.-pokręcił głową.-Umów się z nią na wieczór, a teraz chodź na dół, bo wyjdzie z siebie.-rzucił ręcznik na stolik, zabrał telefon i otworzył pokojowe drzwi, a tam spotkał się z samym Severinem.
-Schuster was woła.-powiedział krótko, po czym odwrócił się na pięcie i udał się do windy.
-Stary no rusz tyłek.-Andreas ponaglił kolegę i po chwili obaj byli już na korytarzu. Po drodze spotkali się z resztą kolegów z kadry i wspólnie zjechali na dół, gdzie czekał na nich "opanowany" trener. Aby przekroczyli próg restauracji i usiedli, a ten zmierzył ich wzrokiem i dłuższy czas nic nie mówił.
-Co to się w nocy robiło, że dziś się zaspało panowie?-zapytał z udawanym żartem w głosie.
-Spało się.-nie do końca rozbudzony Wank zabrał głos.
-Ty szczególnie spałeś Wank..-pokiwał z politowaniem głową.-No więc? Na jakiej to imprezie się było?!-stracił resztki opanowania i w końcu wybuchł złością.
-My i impreza? My?-Eisenbichler wskazał na siebie i resztę grupki.-Trenerze no co jak co, ale nas podejrzewać? Wstydziłby się pan!-udał oburzonego i odwrócił się plecami.
-Markus, Markus, Markus.. Nie róbcie ze mnie idioty panowie.-pogroził palcem.
-Gdzież byśmy śmieli.-zarechotał Kraus, a reszta odpowiedziała tym samym.
-Naprawdę ci te zęby kiedyś wyschną.-mruknął trener, a Kraus jak zawsze przestał się cieszyć.
-Szanowny panie trenerze, ja swoim Freitagowym tyłkiem świadczę, że nigdzie z chłopakami nie byliśmy. Całą noc leżeliśmy w łóżeczkach, przykryci kołderkami i śniliśmy o samolocikach, misiach i pszczółkach.-odezwał się Richard.
-Freitag pszczółeczko zamknij się proszę.-uśmiechnął się do skoczka i kontynuował.-Daruję wam ten wybryk, ale jeśli zdarzy się to kolejny raz bez mojej wiedzy i zgody to gwarantuje, że wasza wypłata za sezon zmniejszy się trzykrotnie.
-Co?-cała grupa, jak jeden brat nagle się ożywiła.
-A to.-wystawił im język.
-No panie Wernerze.-jęknął Welliger.
-Słucham panie Andreasie.-zdublował swojego podopiecznego.
-Jest pan gorszy niż kobieta z okresem.
-Nie wiesz, co mam w spodniach, więc okres jest możliwy.-uśmiechnął się do całej kadry i spokojnie opuścił hotelową restaurację, a chłopcy totalnie zaskoczeni zachowaniem trenera stali, jak słupy soli.

***
Właśnie skończył jazdę na stacjonarnym rowerku i usiadł pod oknem. Patrzył na kolegów, którzy zawzięcie ćwiczyli i pił wodę mineralną. Całą swoją złość, jaka siedziała w nim od dawna, rozładował spalając kalorie na rowerku. Nie miał sił, więc wyciągnął nogi, oparł się wygodnie o ścianę i przymknął oczy. Z początku wyobrażał sobie, jak to będzie, gdy rozpocznie się sezon. Chciał, by ten sezon należał do niego i marzył o tym, by w końcu wszyscy docenili go za jego formę i skoki, a nie tylko buzię, ciało i miłe zachowanie w stosunku do fanów. Myśli o skakaniu szybko zniknęły, gdy w jego głowie pojawił się obraz Sophie. Pięknej, uśmiechniętej Soph, której tak słodko pokazywały się dołeczki, gdy udało mu się oddać dobry skok. Co lepsze nie chciał wyrzucić jej ze swoich myśli. Sophie kiwała palcem, jakby chciała go gdzieś zabrać i wtedy pojawił się Thomas, jego goryle. Zaczął wyobrażać sobie, co mogą z nią teraz robić. Każdy normalny facet w takim momencie otworzyłby oczy i przestał o tym myśleć. Ba, każdy normalny facet nigdy nie zabawiłby się tak własną dziewczyną, oddając ją w ręce bandy napalonych typków.
Twoja Sophie cierpi, a ty spokojnie o tym myślisz...
W jego głowie znów zawitał cholernie denerwujący głosik. 
Udajesz, że mnie nie słyszysz, brawo, brawo.
Nie słyszysz mnie tak samo, jak jej. Pewnie teraz błaga o pomoc, krzyczy, boi się.
Cierpi przez ciebie.
Pamiętasz jej słodkie dołeczki, jakie to słodkie. W tym momencie tych dołeczków nie ma. Nie ma i już ich nie będzie. Zamiast nich jest tylko grymas bólu i rozpacz.
Oj Wellinger, Wellinger.
-Zamknij się.-szepnął i walnął się w głowę.
Ja mam się zamknąć? 
Ty się nigdy nie zamykałeś, gdy było trzeba, a ja jestem tobą i nie mogę złamać naszych zasad.
No co tam młody? Myślisz o Sophie? O tym, jak teraz może cierpieć? O tym, co mogą jej robić?
Thomas na pewno zrobił z nią to na co miał ochotę.
Ahh, dobrze ci z myślą, że twoja Sophie jest traktowana, jak zwykła szmata?
Dobrze ci?
-Zamknij się!-jego krzyk przeszył całą siłownię, a spojrzenia kolegów utkwiły na jego osobie. Poderwał się szybciej niż Usain Bolt i pobiegł przed siebie. Głos, który tkwił mu głowie kompletnie go wykańczał i doprowadzał do szału. Bo ten głos miał rację, a jemu było ciężko ją przyznać.

*** 
Szedł ciemną, leśną ścieżką, która wydawała się bez końca. Nie było księżyca, ani żadnej latarni, która mogłaby oświetlać jego drogę. W uszach rozbrzmiewał mu pełen bólu głos, który błagał o pomoc. Wołanie stawało się coraz głośniejsze, coraz lepiej widział osobę, która krzyczy. Wtedy pod drzewem zobaczył ją. Siedziała przywiązana do drzewa, a z jej twarzy leciały stróżki krwi. Była niemal naga. Tylko cienka, ale podarta sukienka okrywała jej kruche, posiniaczone i podrapane ciało. Patrzyli sobie w oczy, jak wtedy, gdy pierwszy raz się zetknęli. Podszedł bliżej i chciał chwycić jej dłoń, ale nie mógł. Jakaś dziwna siła go odpychała, a Soph coraz żałośniej prosiła o pomoc. I wtedy pojawił się jakiś mężczyzna, który podszedł do niej, a następnie ją odwiązał. Potem popchnął ją na ziemię, krzyczała, rzucała się. Zobaczył, jak mężczyzna ją gwałci, z jaką radością to robi. Nagle przestał. Zapanowała głucha cisza. Nie ruszała się, ale żyła.. Żyła tylko chwilę, bo potem wbił nóż prosto w jej serce, a ona wyszeptała ostatnie słowa "Kocham cię, Andreas" ...
Zerwał się do pozycji siedzącej i rozejrzał się po pokoju. Żadnego śladu krwi, nigdzie nie było Sophie, ani mężczyzny z jego snu. Był tylko chrapiący Marinus, który spał w połowie na podłodze. Oddech Andreasa był nierównomierny, tak jakby chwilę temu przebiegł maraton, a do tego był zlany potem. Spojrzał na zegarek, który wskazywał 3 nad ranem, a potem oparł głowę na rękach.
Proszę, proszę. Zły sen?
Ciągle w głowie miał to, co przed chwilą mu się śniło. Ten pełen bólu wyraz twarzy Sophie. Tego mężczyzne, który ją gwałcił, a potem zabił.
Spodziewaj się takich snów częściej...
Nie miał sił na trzepnięcie się w głowę. Głosik był niczym w porównaniu do jego koszmaru. Andreas opadł na poduszkę, ale była cała mokra, więc podniósł się, by ją przekręcić, a potem ponownie się położył. Walczył z myślami i starał się zasnąć, ale nie mógł. Bo przed oczami miał tylko ją, a myśli skupiał na tym, co było kiedyś..

***
Było grubo po 3 rano, a ja siedziałam w fotelu i patrzyłam przez okno, które prowadziło na spokojny ogród. Z zewnątrz dobiegało tylko ujadanie psów, a tak panowała głucha cisza. Wszystko było lepsze od skupiania wzroku na śpiącym Thomasie, który był tak, jak go Pan Bóg stworzył. Brzydziłam się jego ciała, myśli, mowy, wzroku, dotyku.. Tylko nic nie mogłam zrobić. Jedyne co  mogłam to robienie tego, na co on miał ochotę. Czułam się taka brudna. Taka zupełnie pozbawiona godności. A to wszystko dzięki Andreasowi. Zamiast pozbyć się go wcześniej, wolałam się litować i ciągnąć ten związek. Może gdybym przerwała to wcześniej, to nigdy nie byłabym tu, gdzie jestem z tym cholernie obleśnym typkiem.
Bałam się poranka, bo znowu będę musiała patrzeć na twarze jego kolegów. Znów będę musiała robić to, co będą mi kazać, a potem i tak zrobią ze mną co chcą. Nie mogę tak.. Czuję tę pieprzoną bezsilność i niewiedzę. Chce umrzeć.. Bo ja naprawdę nie wiem, co takiego zrobiłam, że teraz muszę to przeżywać... Nie wiem...

***
Tak bardzo się cieszę, że Kamil w końcu stanął na podium! ♥
Co, jak co, ale należało mu się. Wierzę, że ten sezon nie będzie taki stracony, ale do Stefana mu sporo braknie..
No nic. I tak się cieszę :D
Ps. pozdrawiam tych, którzy wczoraj po południu zaczęli ferie. Wielkie zazdro wam..
Pozdrawiam i miłego czytania. :)

9 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Wellinger coraz bardziej gra mi na nerwach. Kretyn, debil itp. Biedna Sophie.
    Czekam na następny i gorąco pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. ,,Szanowny panie trenerze, ja swoim Freitagowym tyłkiem świadczę, że nigdzie z chłopakami nie byliśmy. Całą noc leżeliśmy w łóżeczkach, przykryci kołderkami i śniliśmy o samolocikach, misiach i pszczółkach.''
    Hahaha nie mogę XD
    Andreas coraz bardziej brnie w to ,,bagno'', zamiast pójść ją ratować, to on siedzi bezradnie, nie długo nabawi się jakieś choroby psychicznej, ale to jego wina.
    Szkoda mi Sophie, bo ona najbardziej cierpi przez ten związek, który nie istniał już od dawna, ale który chciała ratować. :(
    Czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Z jednej strony to żal mi Andiego, bo przez kłócenie się z samym sobą i taki sen może nabawić się jakiejś psychicznej choroby, ale z drugiej to dobrze mu tak. On nawalił i też powinien za to dostać w tyłek. Tylko Sophie ma cierpieć? No jeszcze czego :(
    "Freitagowy tyłek" zawsze spoko :D
    Czekam na kolejny ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Andreas żyje sobie cudownym życiem, jak gdyby nigdy nic nie zrobił. Mam ochotę go wyciągnąć z Twojego opowiadania i przemówić do rozumu, bo wygląda na to, że nikt inny nie ma zamiaru tego zrobić. Jedyne, co go próbuje ogarnąć, to jego schizofremiczna druga osobowość, jego drugie "ja", która próbuje przezwyciężyć w tym jego móżdżku. Wszystko, po prostu wszystko pokazuje mu, że źle robi, że on nie jest taki, że nie może zostawić swojej byłej dziewczyny na pastwę tych zwyrodnialców, jego drugie "ja", jego podświadomość poprzez sny... Kiedy on to zrozumie?
    Tak bardzo współczuję tej dziewczynie. Tak bardzo mi przykro, że dzieje się to, co się dzieje i tak bardzo jestem ciekawa, jak ta sytuacja się zakończy. Jak to wszystko rozwiążesz, w jaki sposób zostanie uwolniona...
    Końcówka komentarza z serii literówki: "Nie miał się, więc wyciągnął nogi," chyba miało być "sił", chociaż chwilowo mnie to zdezorientowało.
    Ja również po części zazdroszczę tym, którzy zaczynają ferii (tym bardziej, że ja również właśnie powinnam zaczynać, ale w tym roku poszłam do szkoły w innej województwie i jeszcze sobie poczekam 2 tygodnie), chociaż jeszcze nie jestem na tyle wymęczona przez te 1,5 tygodnia tą szkołą, żeby znów dostawać kolejne 2 tygodnie wolnego. I również niezmiernie się cieszę z wygranej Kamila - tego nam w tym sezonie brakowało. Oby jak najwięcej tych wygranych.
    Pozdrawiam,
    Fri. (www.skok-do-niesmiertelnosci.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Czekam na następny. Pozdrawiam :*
    http://Black-clouds-aw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko jednyna ci ty ze mną robisz dziewczyno?
    Ja chyba nie oddychałam czytając to?
    A Wellingera to mam ochotę wyciągnąć za uszy z tego opowiadania i przywalić w ten pusty łep.
    Jak on tak może?
    Nie dziwię się ,że ma takie sny.
    Jaki to idiota.
    Ja na ferie muszę sobie poczekać jeszcze dwa tygodnie.
    Buziaczki :*
    GosiaczeK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Zaprszam na 6 rozdział http://sztuka-zapominania.blogspot.com/2015/01/6wojna-schulz-vs-wellinger-wspomnienie.html?m=1

      Usuń
  7. Twoje opowiadanie jest genialne! Przeczytałam całe w jeden dzień- wiadomo dużo rozdziałów nie ma ale jednak. XD
    Z taką lekkością mi się czyta każdy rozdział, piszesz tak pięknie. <3
    Wellinger... Osz co za chłopak, jak on może tak robić? Biedna Sophie musi cierpieć przez głupotę jej ex.... ;(
    Czekam na kolejny piękny rozdział.. ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej... tak bardzo mi szkoda Sophie... Mam nadzieję, że nic jej nie będzie... Zastanawiam się, czy to właśnie mniej więcej w tym momencie wkroczy kolejny główny bohater... <3 Czekam...
    A co do Andiego, to nie chyba mi go nie szkoda... No chyba, że jego głupoty, to tak...
    Ale ogólnie to po tym co zrobił wyrzuty sumienia są jak najbardziej na odpowiednim miejscu. Mam nadzieję, że w końcu to zrozumie i może łaskawie chociaż "spróbuje" uratować Sophie... To jet takie przykre co ona przeżywa...
    Ale jest jeszcze w tym rozdziale wielki pozytyw, a mianowicie Freitag i jego Freitagowy tyłek... Mega tekst ;*

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :*
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń