środa, 4 lutego 2015

Chapter 16.

You shout it loud
But I can't hear a word you say
I'm talking loud, not saying much



Zegarek, który stał nieopodal łóżka wskazywał godzinę 11. Przeczesałam włosy dłonią i usiadłam na łóżku. Pościel pachniała mocnymi męskimi perfumami. Na podłodze walały się rzeczy skoczka, a na małym stoliku, stojącym w rogu, uzbierała się niezła wysepka z pustych pudełek po pizzy. Pamiętam, że zasnęła na jego kolanach, gdy opowiadał o skokach. Jeszcze czułam, jak podnosi mnie i idziemy na górę, ale w drodze musiałam zasnąć. Byłam mu wdzięczna za to, że mogłam przez jedną jedyną noc poczuć się bezpiecznie i było mi ciepło. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze mi się spało i nie budziłam się w nocy z przerażeniem, że ktoś zaraz wejdzie i zrobi mi krzywdę. Oczywiste, że nie mogłam zaufać mu tak od razu. Nawet tego nie zrobiłam. Ale czułam, że ten chłopak nie jest typem kata i zboczeńca, że nic mi nie zrobi. Poza tym, czy byłby w stanie skrzywdzić kobietę, gdy na wspomnienie o blondynce od razu pogarsza mu się humor? Skoro już o niej wspomniałam to zastanawia mnie, co takiego się wydarzyło, że Gregor zmienia się pod wypływem pytania o nią. Skrzywdziła go? Oszukała? Rozumiem, że to nie moja sprawa, lecz zastanawia mnie to. Nie mogę zapytać go wprost, bo nie wypada, ale wczorajszego wieczora zrobiło mi się smutno, jak zobaczyłam łzy w jego oczach. Ciche pukanie do drzwi przerwało moje rozmyślania. Skierowałam wzrok na nie i zobaczyłam głowę szatyna, która wystawała zza drzwi. Delikatnie się uśmiechnęłam i poprawiłam kołdrę, by spokojnie sobie usiadł.
-Myślałem, że śpisz i przygrzałem tu z listem.-zaśmiał się i zajął miejsce obok mnie.-Jak się spało?
-Powiem ci, że nie pamiętam kiedy tak dobrze się wyspałam. Dziękuję.-niemalże wyszeptałam ostatnie słowo.
 -Cieszę się.-powiedział.-No i powiem ci, że dzięki tobie zmieniam zdanie o mojej kanapie.-dodał i zaczęliśmy się śmiać.-Jednak nie jest taka zła, jak uważałem.
-To ja powinnam była tam spać, a nie ty.
-Ale jesteś moim gościem i głupio by mi było położyć cię w salonie.
-Jednak to tylko ja i mi wystarczy nawet głupia kanapa.
-Ty aż ty i uwierz, że narzekałabyś teraz na ból kręgosłupa, jakbyś tam została.
-Ty nie narzekasz.-zauważyłam i uśmiechnęłam się.
-Twardziele tak mają.-powiedział dumnie.
-Twardziele? A są tu jacyś?-wybuchnęłam śmiechem widząc głupawą minę skoczka.-Ty nawet mięśni nie masz.-dotknęłam jego bicepsa, by sprawdzić. Logiczne, że poczułam mięśnie, ale nie będę tu zmieniać swojego zdania, by jemu zrobić dobrze.-Giętkie, jak u wróbla.-skwitowałam.
-Co? No wypraszam sobie.-udał obrażonego i założył ręce.-Ćwiczę, jak wół, a ty nawet nie doceniasz!
-Może gdybym zobaczyła to bym uwierzyła, ale na słowo to nawet ja mogę powiedzieć, że ćwiczę.-wyśmiałam go. Opuściłam ciepłe łóżko, przeciągnęłam się, a chłopak ciągle na mnie patrzył. Uśmiechał się pod nosem, a kiedy na niego spoglądałam to odwracał wzrok.-Co tu nabazgrałeś?-przerwałam dziwną ciszę i wyrwałam mu z rąk kulkę, którą zdążył zrobić z napisanego listu do mnie.
-Że idę na trening, a śniadanie masz na stole w kuchni.-powiedział.
-"Ukochany i najwspanialszy Gregor"?-zacytowałam jego podpis, po czym rzuciłam w niego kartką.-Dowartościowujesz się sam.
-Nie zaprzeczyłaś.
-Nie zamierzam psuć ci marzeń.-odgryzłam się.
-Sophie?-spojrzałam pytająco na szatyna, który nagle zaczął bawić się poduszką.-Dzięki za wczoraj..
-A co ja takiego wczoraj zrobiłam? 
-Po prostu byłaś. Dziękuję ci za to, że nagadałaś mi od rzeczy i, że nie spędziłem sam tego wieczoru.. Nawet nie wiesz, jak miło było z kimś pogadać. Zazwyczaj wracałem do tej pustelni, zamawiałem pizzę i potem tylko myślałem i wspominałem.. To mnie dołuje.-stwierdził patrząc na mnie.-Sophie, ja jestem świadomy tego, że nic o sobie nie wiemy, że się nie znamy, lecz....
-Oświadczasz mi się?-zapytałam uważnie, a ten blado się uśmiechnął.
-Ty potrzebujesz ciepła i bezpieczeństwa, a ja towarzystwa w tym mieszkaniu.. Zamieszkaj ze mną.-spojrzał na mnie swoimi smutnymi oczami, a mi odebrało mowę. No bo co tu odpowiedzieć na taką propozycję? Głupio było mi się zgodzić, bo nie miałam pracy, pieniędzy, więc nie miałabym nawet z czego dołożyć się do czynszu. Z drugiej strony potrzebowałam ciepła i bezpieczeństwa, jak to powiedział.
-Gregor...-zaczęłam.
-Muszę iść na trening.-przerwał mi.-Mam nadzieję, że jak wrócę to jeszcze będziesz..-wstał ze spuszczoną głową i udał się do drzwi.-Przemyśl to...-dodał cicho i złapał klamkę.
-Gregor..-odwrócił się. Nic nie mówiąc po prostu podeszłam do niego i go przytuliłam. Normalnie. Tak, jak kogoś kto nie znając mnie daje mi tak dużo.-Powodzenia na treningu.-poklepałam go w plecy i osunęłam na bezpieczną odległość. Na odchodne dostał kopniaka w tyłek i z uśmiechem poszedł na dół. A ja? A ja stałam oparta o ścianę i trawiłam to, co się wydarzyło. Miałam mieszane uczucia. 
Nie bądź głupia tylko się zgódź. Sophie.. to będzie dobra decyzja, zaufaj mi.

*A*
Do inauguracji sezony zostało niespełna półtora tygodnia. Cała kadra chodziła, jak w zegarku, a trener omal nie wychodził z siebie. Chciał by jego podopieczni zaprezentowali światową formę i klasę. Szkoda tylko, że nie wszyscy mieli siły na męczące treningi. Marinus Kraus od kilku dni leżał w domu z zapaleniem płuc, bo trener kazał mu przebiec kilka kółek na ujemnych temperaturach. Severin Freund był nieobecny. Ciągle chodził z głową w chmurach i myślał o swojej siostrze. Markus Eisenbichler ociągał się, jak tylko to było możliwe. Natomiast reszta kadry z Andreasem na czele jeszcze coś robiła. Jeszcze dokładali coś od siebie. Jeszcze pokazywali na co ich stać, ale widać było po nich zmęczenie. Dzisiejszego dnia chłopaki ponownie spędzali dzień na siłowni. Tym razem pod uważnym okiem szanownego trenera, który nie tylko czepiał się o wszystko, ale dokładał jakieś małe ćwiczenia pomiędzy bieżnią, a rowerkiem.
-Nie mam siły.-jęknął Markus i runął jak długi pod nogi trenera.
-Nie marudź Eisenbichler tylko ćwicz, ćwicz i ćwicz.-strzelił go w tyłek swoją czerwoną teczką, a skoczek jęknął.
-Trenerze odpadam.-obok pojawił się Severin, który również wyglądał jakby zaraz miał wyzionąć ducha.
-Panowie nie marudzimy tylko ćwiczymy.-powiedział twardo i spojrzał na swoich podopiecznych.-Ludzie jesteście w kwiecie wieku, a zachowujecie się gorzej niż moja babka.
-Pana babka jeszcze żyje?-zapytał Andreas.
-Wellinger ćwicz.
-Nie dam rady, nie mam siły już.-odpowiedział po czym napił się wody i usiadł obok Freunda. Ten od razu przesunął się dalej i pomiędzy nimi zrobiło się miejsce dla jeszcze jednej osoby.
-Właśnie panowie.-trener spojrzał na nich uważnie.-Musimy sobie coś wyjaśnić.-powiedział.-Za mną.-dodał. Freund i Andreas podążyli za trenerem do magazynku. Andreas przeczuwał, że czeka ich ochrzan. Severin za to stał spokojnie i nie wyrażał żadnych uczuć.-Co to było przedwczoraj na parkinu, co?-nastała cisza.-Panowie, ja was lubię i szanuję, ale nie mogę pozwolić na to, by moi skoczkowie okładali sobie twarze kiedy im się chce.
-Ale to nie tak.-jęknął Severin.
-A jak? O co wam poszło? O skoki? O trening? 
-O nasze prywatne sprawy.-warknął Andreas.
-W kadrze nie ma prywatnych spraw. Tu liczą się tylko sprawy związane ze skakaniem i nic więcej. Dlatego chcę wiedzieć o co wam poszło, bo jesteście w mojej drużynie i mogę pozwolić na takie coś.
-To nie jest pana sprawa.-spiorunował go wzrokiem.
-Mamy swoje porachunki.-dodał Sev.
-Freund myślałem, że chociaż na ciebie mogę liczyć.
-To się pan przeliczył. Niech się pan nie wpieprza w cudze sprawy, bo i panu ktoś kiedyś obije twarz!-zdenerwowany Andreas przepchnął Severina w bok i wyszedł. Starszy z Niemców również zrobił to samo. A biedny Werner Schuster rozłożył ręce i z politowaniem pokręcił głową, bo zachowanie jego chłopaków dziwiło go i dobijało zarazem. Andreas niewiele myśląc udał się na zewnątrz budynku siłowni i zapalił papierosa. Miał rzucić. Ale po co? Gdy było źle to wystarczyło wyciągnąć jednego głupiego papierosa z paczki i go zapalić.
-Jak to Sophie jest twoja siostra?-zapytał Severina, który właśnie stanął obok niego i w dłoniach trzymał napój energetyzujący. 
-Normalnie.-mruknął od niechcenia i napił się napoju z butelki.
-Powiedz mi.
-Nie widzę takiej potrzeby.
-Severin.
-Tak mnie matka nazwała, dzięki za przypomnienie.-wysilił się na ironiczny uśmiech. Usiadł na schodkach, odkręcił butelkę i ponownie napił się łyka napoju.
-Gdyby byłą twoją siostrą to nie traktowałbyś jej tak, jak to robiłeś.-zaśmiał się.
-Była twoją dziewczyną i traktowałeś ją tak, jak traktowałeś.-odgryzł się.
-Nie wracajmy do tego.
-No to nie wracajmy do niczego.-mruknął i zostawił go samego w mgnieniu oka. Andreas oparł się o ścianę i wpatrywał się w przejeżdżające samochody oraz ludzi, którzy śpieszyli się do swoich rodzin, znajomych.
Tylko ty jesteś przegrywem i wszystko sobie spieprzyłeś. 
Moje gratulacje Andreas, naprawdę wielkie gratulacje kochany. 

*G*
Trening minął mu dziś spokojnie i przyjemnie. Jego skoki były dobre, trener odpuścił sobie wszystkie uwagi i nawet go pochwalił, a koledzy nie zachowywali się, jak banda dzikusów i mógł się skupić. Chociaż pomijając to, to dużo zawdzięczał rozmowie z Sophie. Dziewczyna powiedziała mu kilka słów, które wziął sobie do serca i dziś kierował się tylko nimi. Miał wielkie nadzieje, że jak wróci do domu to zastanie tam brunetkę. Również miał na uwadze to, że w jakiś sposób mógł urazić ją swoją propozycją. Może to było za szybko.. Może powinien był to przemyśleć.. Może ona straci do niego jakiekolwiek małe zaufanie.. Nie chciał tego, ale chciał by zamieszkała w jego domu. Chciał jej dać trochę ciepła i bezpieczeństwa, bo zasługiwała na to. Była dobrą dziewczyną, która w życiu dostała w tyłek. Nie znał całej jej historii życia, wiedział tylko, że jest bezdomna. Nie wiedział czemu, nie wiedział skąd. Lista jego pytań była długa, ale bez zaufania dziewczyny i jakiejkolwiek sympatii to nie miał o czym marzyć, by się dowiedzieć. Przekręcając klucz w zamku, miał nadzieję, że dziewczyna nadal jest w środku. Wszedł cicho. Zrzucił z siebie bluzę i położył delikatnie klucze na komodzie.
-Sophie jesteś?-w mieszkaniu rozniosło się echo jego głosu. -Soph.-uważnie rozejrzał się po przedpokoju i wszedł w głąb. Po Sophie pozostała jedynie złożona na pół kartka, która leżała na stoliku. Rozłożył ją i uważnie zaczął czytać jej treść.
Jeśli wrócisz z treningu to nie zdziw się, jak mnie nie będzie. 
Gregor po prostu nie mogę ci siedzieć na głowie i się narzucać. Nie znasz mnie, a ja tym bardziej nie mogę przyjąć twojej propozycji. Przepraszam Greg.
Sophie xxx
Skoczek zmiął kartkę i rzucił ją gdzieś na podłogę. Zawiedziony usiadł na krześle i zakrył twarz w ramionach.
Czego się spodziewałeś? Że dziewczyna z ulicy tak nagle ci zaufa? Że przyleci do twojego mieszkania na zawołanie? Gregor to nie bajka. To realna rzeczywistość. 
-Cholera..-westchnął.
Następnie wstał i zrobił to, co zawsze. Najpierw napił się soku, potem poszedł pod prysznic, a na sam koniec położył się do łóżka i kolejny raz bił się z myślami. Tylko że teraz prócz Sandry była w nich jeszcze Sophie. I to było podłe, bo pierwszy raz odkąd nie ma Sandry, on myśli o innej dziewczynie..

*S*
Mecz Borussi Dortmund zakończył się wygraną jego ulubionej drużyny. Zgasił telewizor, a Bogu winny pilot został rzucony gdzieś do tyłu. Severin położył głowę na oparciu kanapy i przymknął oczy. Od kłótni z Caren minęło kilka dni. Dziewczyna nie odzywała się do niego od tamtego czasu, a on nie miał odwagi, by ją przeprosić. Niesłusznie na nią nakrzyczał i było mu głupio.
-Listy do ciebie.-powiedziała dziewczyna i rzuciła kilka kopert na kanapę obok niego. Spojrzał na nią, gdy ta prawie zniknęła z salonu i wtedy wypowiedział jej imię. Wróciła do salonu, lecz nie podchodziła bliżej niego.
-Porozmawiamy?-zapytał uważnie na nią patrząc.
-Mamy o czym? Przecież ja tylko stoję z boku i nie wiem, jak jest.-przypomniała mu jego własne, prywatne i osobiste słowa. Zrobiło mu się przykro.
-Nie chciałem tego powiedzieć.-zaprzeczył.-Ja wcale tak nie myślałem. Uwierz mi..
-Liczy się to, że powiedziałeś. 
-Caren...-wyszeptał jej imię.
-Nie Severin. Nie mam ochoty na rozmowy z tobą. Porozmawiamy, jak przemyślę kilka spraw.
-Jakich?
-Musze przemyśleć, czy ten związek ma jeszcze przyszłość, bo historia z twoją siostrą podzieliła nas bardziej niż jakakolwiek inna.-powiedziała dobitnie. Westchnął. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, ani jak zareagować. Poniekąd ją rozumiał. Zwariował przez tą historię z Sophie, a ona tylko starała się mu pomóc. Nie docenił tego. Nie docenił jej niesienia pomocy. Skoczek z wyraźnym smutkiem wymalowanym na twarzy, opuścił ich mieszkanie. Nie miał wyznaczonego celu dokąd ma iść. Szedł prosto. Przed siebie i bił się z myślami. Najpierw wiadomość o Sophie, wszystkie wyrzuty sumienia, a teraz jego związek z cudowną kobietą zawisł na włosku. Czemu jak coś się komplikuje, to komplikuje się wszystko? Czemu to życie jest tak skonstruowane? Jaki idiota postawił tak złe karty na jego los? Co zrobił nie tak? Severin zatrzymał się przed placem zabaw. Kilkoro dzieciaków wesoło biegało i krzyczało w niebogłosy. Uśmiechnął się. Przypomniał sobie słowa Caren, która jeszcze niedawno mówiła, że chce mieć małego szkraba. Małego Freunda, który odziedziczy umiejętności i urodę po tacie, ale po matce rozum i nigdy nie pociągnie go do skakania.
-Dzień dobry.-Severin spojrzał w dół, by zobaczyć kto kierował do niego słowa. Obok niego stała mała dziewczynka. Miała conajmniej 7 lat i ubrana była w różową kurteczkę, tego samego koloru spodnie oraz buty, a spod ciemnej czapki wystawały dwa warkoczyki.
-Dzień dobry.-powiedział i szeroko sie uśmiechnął.
-Dlaczego pan jest smutny?
-Pokłóciłem się z bardzo ważną dla mnie osobą.-powiedział po krótkiej chwili.
-Gotuje dobre obiady?-zapytała całkiem poważnie, a Sev cicho się zaśmiał.
-Dobre? To mało powiedziane.
-Umie robić warkoczyki?
-Tego nie wiem, bo mi nigdy nie robiła.
-Hm.. warkoczyki nie są ważne, ale jeśli dobrze gotuje to musi pan ją przeprosić.
-Ona nie ma ochoty na rozmowy ze mną, wiesz?
-No to pan wpadł. Serio. Lipna sprawa.-oceniła.-Niech pan jej kupi misia przeprosia.-pokazała rządek białych ząbków.
-Pomoże?
-Ja bym na to poleciała.-dodała, a skoczek ponownie się zaśmiał.-Siostra mnie woła. Boże, znowu jestem skazana na nią i jej chłopaka.-wskazała paluszkiem na parę siedzącą nieopodal i patrzącą na nich.-Miłego dnia proszę pana.-obdarowała go słodkim uśmiechem.-No i udanych przeprosin. Trzymam za pana kciuki.-dziewczyna odbiegła od niego nim zdążył cokolwiek powiedzieć. Zazdrościł jej tego. Tego spontaniczego podejścia do życia. Tego dziecięcego świata, w którym żyje się bez problemów. Jednak korzystając z jej dziecięcych rad, skoczek udał się w stronę miasta. A dokładniej do najbliższego sklepu po "misia przeprosia".




8 komentarzy:

  1. Miś przeproś wygrał ten rozdział :-D Cóż mogę powiedzieć... Rozdział jak zawsze zajebisty a najlepszy Andreas i te jego "bo i panu ktoś kiedyś obije twarz" :D Haha bosko *.* Pozderki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że Sophie uciekła, ale pewnie też bym tak postąpiła, jakbym była w takiej sytuacji jak ona.
    Severin musi się pogodzić ze swoją dziewczyną, ona tylko chciała pomóc.
    Andreas, oj nie lubię go w tym opowiadaniu :(
    A całościowo jest cudownie :)
    Czekam na następny i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. A miałam taką nadzieję, że Sophie zgodzi się na propozycję Gregora :D A tu klops!
    Severin i Andreas warczą na siebie jak psy. Ciekawe czy ich stosunki się polepszą? :)
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam wiele blogów ale ten jest po prostu ZAJEBISTY !!!! Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gregor twardziel :D -"Ukochany i najwspanialszy Gregor" ;*
    Ale szkoda mi go, bo nie dość, że ta Sandra, to jeszcze Sophie. Szkoda, że nie przyjęła jego decyzji- obojgu lepiej by się żyło.
    Noo i ten Severin, dalej mi smutno, bo i u niego wszystko się sypie. Coś czuję, że miś przeproś pomoże. ;*
    Hah, ale tak serio to Eisenbichler i Schuster mnie rozwalają. Kochana tak się cieszę, że dodałaś dziś rozdział. Już nie mogłam się doczekać kolejnego i naprawdę Cię podziwiam, masz ogromny talent.
    Dlatego życzę Ci weny i jeszcze więcej weny :D
    Buuziakii ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, ze Sophie nie przyjela jego propozycji no ale rozumiem ja. Nie ma zaufania do facetow. Ale gdyby to zrobila to bylo by im lepiej. A Gregor no coz.. biedny chlopak. Nadal czekam az wyjasni sie co sie stalo z Sandra i czemu on tak cierpi. Pozdrawiam i weny :) /Maja

    OdpowiedzUsuń
  7. No to Gregor mnie rozwalił tym liścikiem. Nie ma co. Uśmiałam się z niego. Druga akcja, która mnie rozbroiła to jak niemcy się bili. Jakoś sobie tego nie mogłam wyobrazić, a jak już to zrobiłam to wyglądało to przekomicznie. Ostatnią sytuacją jaka powaliła mnie na łopatki to mała dziewczynka i jej przekonywanie Severina. Czekam na następny.
    Pozdrawiam Aldona :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem. Rozdział bardzo mi się podoba oprócz tego , że Sophie nie zamieszkala z Gregorem... "Markus padł do nóg trenera". XD
    No cóż czekam na kolejny i proszę byś dodawała częściej :-*
    Czekam, Marta.

    OdpowiedzUsuń