sobota, 31 stycznia 2015

Chapter 15.

What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone


*G*
Dzisiejszy dzień był najgorszym z najgorszych dni. Od rana bolała go głowa, na treningu szło mu fatalnie, ciągle musiał znosić uwagi Kuttina, a na sam koniec dostał od niego ochrzan. Jak na jeden dzień to było za dużo. Miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać na kilka dni, by zebrać myśli, siły i nastawić się na jakieś racjonalne myślenie. Teraz myślał, ale wyłącznie o Sandrze i o swoich problemach prywatnych oraz zawodowych. To wszystko przekładało się na to, że jego forma spadała, a skoki nie zachwycały. Taki Gregor Schlierenzauer nie może pokazać się na inauguracji sezonu zimowego w Klingenthal, lecz co zrobić, gdy on nie myśli o tym pozytywnie? Gdy myślami jest przy Sandrze albo Bóg wie gdzie. Odkąd jej nie ma to nikt nie potrafi z nim normalnie porozmawiać. Próbowała matka, ojciec, brat, siostra, przyjaciele, a nawet sam trener tylko, że to nic nie dało. On nadal był taki sam. Może w jego życiu potrzeba kogoś kogo pokocha tak samo, jak blondynkę.. Może chce znaleźć kogoś kto rozpali w nim iskierkę i stanie się tym samym Schlierenzauerem jakim był..
-Schlieri, a ty co tak dumasz? Nie było tak źle.-młodszy od niego Michael poklepał go po plecach i rozpoczął ubieranie koszulki.
-Było tragicznie.-Austriak zasunął torbę i usiadł. 
-Każdy ma lepsze i gorsze dni.-odezwał się Manuel.
-Powiedział ten, co zawsze ma gorsze dni.-wytknął Stefan i za to dostał butem od Manuela.-O stary, wietrzenie obuwia nie gryzie.-wykrzywił się i kopnął w stronę kolegi czarnego buta marki Adidas. 
-Tobie mycie też nie zaszkodzi.-odgryzł mu się, gdy zauważył na jego ręce czarny zarys.-Jak nie masz wody to zapraszam do siebie. Raz na rok otwieram pomoc dla Kraftów.-wszyscy się zaśmiali, a wspomniany kolega przewrócił oczyma i założył bluzę z kapturem.
-Ej chłopaki!-krzyknął nagle Kofler. W szatni zapanowała cisza i wszyscy zwrócili wzrok na kolegę.-Mam pomysła.-poruszał brwiami, jak Kevin, gdy dowiedział się, że został sam w domu.-Idziemy na panienki!-ryknął.
-W twoim przypadku to emerytki.-dogryzł Schlierenzauer.
-Patrzcie, patrzcie.-Kraft zmysłowo podrapał się po brodzie.-Schlieri nie ma humoru, gdy mówimy o panienkach.. Stary masz gorączkę?!-wrzasnął i podbiegł do szatyna, by sprawdzić stan jego czoła.-Nie no, zimne jest.-mruknął.
-Krafter no! Zwaliłeś mi fryzurę.-odezwał się naburmuszony i zaczął poprawiać włosy.
-No już jest okey, nie mizdrz się tak, bo pomyślę żeś baba.-dodał Michael.
-Ty się tam lepiej tą swoją zajmij, a nie mną.-odpowiedział.
-Ta moja jeszcze się nie urodziła.
-No cóż.-westchnął Kraft.
-Może ona po prostu nie chce się narodzić.-powiedział Fettner i cała grupa zaczęła się śmiać.
To był moment, gdy Gregor na chwilę wyluzował i oddał się kolegom. Zaczął z nimi rozmawiać, jak dawniej, jak wtedy, gdy nie był sam. Żartował, docinał im. Czasami bywało tak, że stary Gregor wracał, lecz nie na długo. A to szkoda, bo taki Schlieri był tysiące razy lepszy niż ten, którego posiadamy teraz.
-Gdzie jest moja skarpetka?-odezwał się zdezorientowany Kraft.
-Jaki miała kolor?-zapytał Manuel.
-Taka... no wiesz...
-Taka... no nie wiem...
-Taka trochę różowa.-jego zawstydzenie sięgnęło zenitu i spalił buraka, bo głupio czuł się mówiąc, że miał różowe skarpetki.
-W co była ubrana?-kontynuował Manuel.
-Jak skarpeta może być ubrana?-wtrącił Diethart.
-Zamknij się, jak detektyw Fettner przeprowadza śledztwo, okey?-spiorunował go wzrokiem.-Więc?
-Więc była różowa, a na niej był świński ryjek.-
-Czy była pijana?
-Fettner skończ oglądać filmy o Sherlocku.-powiedział Michi.-Tobie to szkodzi i robisz z siebie idiotę
-Ja przynajmniej robię, a nie mam to od urodzenia Misiu nasz kochany.
-Ha ha ha.
-Nie Manuel. Nie była pijana. Naćpana też nie, a zgwałcona tym bardziej.
-A więc Stefanie..-zaczął.-Czy owa skarpetka miała jakieś znaki szczególne? Zadawała się z jakimś podejrzanym towarzystwem?
-Tak. Obszyta była czarną nicią, a zadawała się tylko z innymi skarpetkami w mojej komodzie.
-Hm.. to dość poważna sprawa.-rzekł.
-Kurde Fettner, miałeś pomóc mi ją znaleźć, a nie bawić się w idiotę.
-To skoro miałem ci pomóc to ci pomogę.-nastała chwila ciszy.-Ja na twoim miejscu to spojrzałbym na prawą stopę, bo masz na niej dwie skarpetki kretynie.-powiedział. W całej szatni rozległ się śmiech chłopaków i jęk Stefana, który wyszedł na głupka. 
-Oj Stefciu. Tobie to zamiast pudełka słodyczy od Mannera to dobre okularki by się przydały.-powiedział Kofler, po czym zarzucił torbę na plecy i stanął przy drzwiach.-Czyją dupę podwieźć?
-Moją!-krzyknęli na raz Kraft, Hayboeck i Fettner.
-Po piątaku od każdego i drzwi szeroko otwarte.-wyszczerzył się, jak pies na kości, a i tak został olany przez kolegów. Wszyscy powoli opuszczali szatnię, a on siedział w tym samym miejscu co wcześniej i jakoś nie mógł zabrać tyłka i pojechać do domu. Chciał posiedzieć w spokoju, pomyśleć. Było mu bez różnicy gdzie to robi, bo i tak od dawna był skazany na samotność i miał święty spokój.
-A ty na szczęście czekasz?-odezwał się Stefan i podszedł do szafki, przy której wcześniej się przebierał. Wyjął z niej ładowarkę do telefonu i usiadł obok kolegi.-Co jest Schlieri?
-Nic, jakoś tak nic mi się nie chce.-odpowiedział.
-Trening ci może nie wyszedł, ale to nie powód do załamki.-pocieszył go.-Mi tyle razy nie wychodzi i żyję, więc ty tez musisz wyluzować i się tym pobawić.-klepnął go przyjacielsko w plecy i wstał.
-Tu nie chodzi o treningi.-powiedział cicho.-Tu chodzi o wszystko młody..
-Sandra?-skinął głową.-Ja tam się na związkach nie znam. Mój najdłuższy był z Eleonorą, ale się skończył, gdy matka kazała mi ją sprzedać. Może to zły przykład, ale ja też załamałem się po jej stracie. Brakowało mi tego jej głosu, tego jak mnie drapała gdy wziąłem ją na ręce..-westchnął.-Tylko, że po czasie zrozumiałem, że tak ma być. Los taki jest: okrutny i daje nam w dupę.-chciał zabrzmieć poważnie, lecz ostatnie słowa rozbudziły jego zboczone "ja" i zaczął się śmiać.
-Eleonora była świnką morską.-zauważył Greg.
-To nie zmienia faktu, że była kobietą i łączyła nas głęboka więź. Normalnie jak Kanał Sueski! 
-Taksa ci zaraz odjedzie ty Kanale Sueski.
-No to tego.. miło było, ale się skończyło. Uszanowanko panu.-dygnął, jak prawdziwy dżentelmen, choć w jego przypadku to bardziej przypominało "za dużo o pięć kieliszków" i wybiegł. On również wstał i opuścił szatnię. W ciszy i spokoju udał się do swojego nowego BMW i powoli odjechał spod parkingu.

*A*
Obudził się około 9. Po otworzeniu jednego oka stwierdził, że coś jest nie tak. Po chwili otworzył drugie i podniósł się do pozycji siedzącej. Nie był w swoim pokoju. Był w zupełnie obcym dla siebie miejscu, ale to miejsce było dość przytulne. Beżowe ściany doskonale komponowały się z białym fotelem i kremowymi meblami. Zasłony nie były ani za długie, ani za krótkie. Na półkach stało dużo kobiecych kosmetyków oraz innych tym podobnych rzeczy. Andreas po wyjściu ze szpitala wcale nie poszedł do domu. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych klubów, gdzie kiedyś często bywał z kolegami. Teraz musiał iść tam sam, bo nagle wszyscy znaleźli sobie zajęcia. Zapijał swój sukces na treningu i to, że nie zaprzepaścił rozpoczęcia sezonu. Widocznie opił to tak dobrze, że dziś obudził się w łóżku nieznajomej dziewczyny, która teraz spała obok niego. Chłopak przejechał dłonią po jasnych włosach i spowrotem ułożył się na poduszce. Pamiętał, że szedł z jakąś dziewczyną, że uprawiali seks, ale dziwnym trafem nie pamiętał, że mieli iść do niej.
-Już się obudziłeś?-usłyszał dziewczęcy głos tuż nad uchem. Spojrzał na brunetkę i wytrzeszczył oczy.
Co Wellinger? Czyżbyś zobaczył w niej swoją Sophie? Jak mi przykro.
 -Eee....-wydusił.-Tak.-potrząsnął głową, by obraz byłej dziewczyny zniknął.-Jak się spało?-uśmiechnął się do dziewczyny.
-Z takim przystojniakiem to bardzo dobrze.-powiedziała i przytuliła się do chłopaka. Objął ją i zaczął gładzić kciukiem jej nagie ramię.
-Masz tu tatuaż?-wskazał na masowane ramię i spojrzał na nią.
-Dopiero zauważyłeś?-zdziwiła się.
-W nocy nie było okazji.-wymruczał, a ona podniosła głową i cmoknęła go w usta.-Ładny.-dodał.
-Mam jeszcze jeden.-powiedziała.-Ale tamten chyba widziałeś.-szepnęła uwodzicielsko wprost do jego ucha i zaczęła całować jego szyję. Robiła na niej malinki, kręciła językiem kółka. Andreas przymknął oczy z przyjemności, jaką dawała mu dziewczyna i łagodnie się uśmiechał.-Chyba, że muszę odświeżyć ci pamięć.-przerwała całowanie jego szyi i przeniosła usta na kilkucentymetrową odległość od jego miękkich warg.
-Chyba musisz.-zaśmiał się i szybko przekręcił ich tak, że teraz to on leżał na górze i on całował jej szyję. 
Oj Andreas, Andreas. Pamiętasz czasy, gdy tak samo robiłeś Sophie? Pamiętasz jej czekoladowy balsam, który zostawiał posmak w twoich ustach za każdym razem, gdy całowałeś jej ciało? A pamiętasz ten moment, kiedy powiedziałeś, że kochasz ją bezgranicznie i nigdy nie dasz jej skrzywdzić? To było zaraz po waszym pierwszym stosunku Andi.
Skoczek na moment przerwał całowanie szyi i obojczyków dziewczyny. Musiał to zrobić, bo przez jego pieprzoną podświadomość znów zaczął o niej myśleć. Po raz drugi zobaczył Sophie na miejscu tej dziewczyny. Przypomniał sobie, jak to wyglądało w ich wykonaniu. Powróciły wszystkie uczucia jakie wtedy mu towarzyszyły. Przypomniał mu się nawet smak czekoladowego balsamu. 
-Coś się stało?-dziewczyna objęła go w pasie od tyłu i cmoknęła w kark.
-Nie, nic.-skłamał.
-To chodź do łóżka i skończymy to co zaczęliśmy.-wymruczała.
-Wiesz co, głowa mnie boli. Ja już lepiej pójdę do domu.-chwycił niebieską bluzę, która leżała na oparciu fotela i chciał ją nałożyć, ale dziewczyna stanowczo mu to utrudniała.
-Znam dobre sposoby na ból głowy.-zarzuciła ręce na jego szyję i spojrzała w tęczówki.-A ciebie główka nie boli, bo nie widać tego po tobie. Co, jak co, ale znam się na ludziach kochany.-nie czekając na jego odpowiedź, ani jakikolwiek ruch zaczęła go całować. Namiętnie, szybko, tak jak on to lubił. Dlatego olewając dręczącą go podświadomość po prostu oddał się w ręce brunetki i oboje wylądowali na satynowej pościeli dziewczyny, a potem przenieśli się w krainę rozkoszy, szczęścia i spełnienia.

*G*
Zaparkował auto kilka metrów od swojego ukochanego parku, po czym zamknął je i ruszył na dobrze znany mu mostek. Potrzebował dłuższej chwili wytchnienia, więc dlatego wybrał to miejsce. Nawet padający deszcz nie pokrzyżował mu planów. Powoli zbliżał się do wybranego miejsca i wtedy zobaczył siedzącą dziewczynę. Nie widział jej od ponad tygodnia. W sumie to nawet nie starał się jej jakoś znaleźć. Odpuścił sobie wszystko, poczynając od niej, a kończąc na skokach. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę, gdy był niecałe dwa metry od niej. Delikatnie się uśmiechnęła i przesunęła w bok, by chłopak miał więcej miejsca. Mostek był mokry, lecz nie przeszkadzało mu to. Usiadł obok niej i po prostu zaczął wpatrywać się w jezioro, na którym pojawiały się ślady spadających kropel.
-Nie milcz tak. Bezsilność zabija cię od środka.-usłyszał jej głos. Po tylu dniach nie widzenia jej, zapomniał jakie jest uczucie, gdy przechodzi dreszcz na dźwięk czyjegoś głosu.-Coś cię gryzie.-dodała.
-Skąd to wiesz? To aż tak widać?-już nawet nie starał się zaprzeczać. Po prostu przyznał jej rację i spojrzał w jej ciemne oczy. Ciemne i piękne oczy.
-To da się wyczuć na kilometr. Co się dzieje?
-Nie no, nie będziemy gadać o mnie i moim popieprzonym życiu.-nagle zmienił temat, a dziewczyna uważnie lustrowała go spojrzeniem.-Paskudna pogoda, eh.-dodał.
-Czasami dobrze jest wygadać się komuś obcemu. Tobie będzie lżej, ja postaram się doradzić, a do tego masz stuprocentową pewność, że nikomu nie powiem.-delikatnie się uśmiechnęła.-Jedyne osoby jakie tu znam to ty, Ann, Anastas i ten twój kolega ze sklepu, którego nawet imienia nie znam.-wywróciła teatralnie oczyma, a chłopak się zaśmiał.
-To Stefan.-powiedział.
-Może być i Zygfryd, ale nie gadamy teraz o nim.-ucięła.-Więc dowiem się, co cię gryzie?
-Wszystko mi się sypie..-spuścił wzrok na dół. Dziewczyna patrzyła na wszystkie jego najdrobniejsze ruchy, tiki nerwowe. Marszczył czoło, jakby denerwował się tym, co może jej powiedzieć. Przymykał prawe oko tak, jakby raziło go słońce, lecz go nie było. Bawił się listkiem, który leżał tuż obok niego. Nic nie mówił. Trwał w ciszy, a jedyne co ją przerywało to spadający deszcz.-Nie mogę się skupić na skakaniu. Nie wychodzi mi to, a to jest najbardziej dobijające.-wyznał.-Chcę znaleźć moją starą formę, tę która była unormowana i nie musiałem się bać przed skokiem, czy on wyjdzie, czy nie. Boję się siadać na belce, bo od razu zaczynam myśleć, że i tak ten skok mi nie wyjdzie. Że lepiej poddać się na starcie i nie próbować.
-Nie można tak, Gregor.-usłyszał jej cichy, spokojny głos.-Jeśli się poddasz to stracisz wszystko. Nie spróbujesz, więc nie dowiesz się, jak mogło być. Znalazłeś się w pułapce, ale wyjdziesz z tego jeśli sam w siebie uwierzysz. Po prostu odblokuj te wszystkie emocje, które towarzyszyły ci kiedyś podczas skoków i skacz.
-Łatwiej mówić, trudniej zrobić. To nie jest takie proste.. Ja... Moje myśli są skomplikowane.
-Myśli nie mogą być skomplikowane. Myśli mogą być dziwne, gubiące nas, ale nigdy nie skomplikowane. Jeśli będziesz tak o nich mówił to nigdy nie wrócisz do starego skakania.-powiedziała.-Czy jest coś, co sprawia, że nie możesz się odblokować?
-Tak.-powiedział szybko.
-Powiesz mi?-spytała ostrożnie. Położyła dłoń na jego plecach, by w jakiś sposób dodać mu otuchy, a on spojrzał jej prosto w oczy i zaprzeczył. Nie mógł tak po prostu powiedzieć o swojej Sandrze pierwszej lepszej osobie. Bał się tego, że nie wytrzyma. Że uroni łzę, a ta osoba go wyśmieje. Łzy to nie wstyd, ale dla niego wydawało się to dziwne, by płakać przed kimś obcym.-Rozumiem. Szanuję.-poklepała go w plecy.-Muszę się zbierać, robi się późno.-powiedziała wymijająco i chciała wstać, lecz chłopak złapał ją za dłoń.
-Gdzie pójdziesz?
-W sumie to sama nie wiem..-westchnęła.-Anastas od kilku dni jest poza moim zasięgiem, a bez niego boję się spać w noclegowni.-skrzywiła się na samą myśl o tym miejscu, a on się uśmiechnął.
-Wysłuchałaś mnie, więc jestem ci winien przysługę.-powiedział tajemniczo.
-O czym mówisz?
-Zabiorę cię do siebie. Zjesz coś, prześpisz się na normalnym łóżku, dam ci jakieś świeże i suche ubrania.-złapał w palce skrawek jej mokrej bluzy.
-Nie. Nie mogę Gregor.-wyrwała dłoń z jego uścisku i po prostu wstała.-Nie mogę..
-Nie bój się mnie.-kiedy tylko zauważył strach w jej ciemnych oczach, od razu skarcił się w myślach za swoją propozycję.-Nic ci nie zrobię.-szepnął, podchodząc do niej.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Dam ci dziś dach nad głową, a jeśli będziesz chciała wyjść to po prostu cię puszczę wolno. Nie mam prawa cię zatrzymywać we własnym domu, ale mam prawo ci się jakoś odwdzięczyć za kilka dobrych słów i to robię.-brunetka rozglądała się naokoło, jak gdyby ktoś miał zaraz wyskoczyć i zrobić jej krzywdę. Natomiast skoczek stał spokojnie i wlepiał spojrzenie w jej twarz. Była taka piękna. Taka bezbronna, niewinna.. Zupełnie jak Sandra.
Nie myśl o Sandrze, gdy obok ciebie jest Sophie. Człowieku ogarnij się. Wyłącz myśli o Sandrze i otwórz się na świat.
-A masz kakao?-podniósł wzrok na dziewczynę, która słabo się uśmiechała. Zaśmiał się.
-Mam.-dodał i wystawił w jej kierunku dłoń. Kiedy już ją złapała, to podążyli do jego samochodu i odjechali w stronę domu skoczka.

Wpuściwszy dziewczynę do środka, zapalił światło, a ona stanęła na środku przedpokoju i wpatrywała się we wnętrze mieszkania. Pomimo całego bałaganu, jaki panował, to nie wyglądało na złe. Meble doskonale komponowały się z kolorem ścian. Zasłony podkreślały urok, jaki miał panować w tym miejscu, a zdjęcia dodały charyzmy. Gregor speszył się, gdy zorientował się, że w jego mieszkaniu panuje nieporządek. Przez chwilę chciał zapaść się pod ziemię, lecz dziewczyna widząc to, po prostu się uśmiechnęła i machnęła dłonią.
-Idź do łazienki.-wskazał drzwi naprzeciwko nich.-A ja zaraz przyniosę ci ręcznik i jakieś ubrania.-dodał. Dziewczyna spokojnie podążyła w tamtym kierunku, a on udał się na górę. Otworzył drzwi garderoby, zapalił światło i zaczął rozglądać się za jakimiś rzeczami dla swojej towarzyszki. Natrafił na pudełko, gdzie zapakowane były rzeczy należące do jego Sandry, ale bał się ich ruszać. Bał się dawać ich dziewczynie, bo wtedy całkiem by się rozkleił. Zresztą nie mógłby oglądać nikogo innego w ciuchach, które nosiła blondynka. Nie zniósłby tego bólu. Sięgnął po pierwszą lepszą koszulkę i dobrał do tego jakieś dresy, które na niego były już od dawna za małe, a następnie wyciągnął z szafki fioletowy ręcznik i zszedł na dół. Położył rzeczy na szafce obok drzwi i zapukał do nich.
-Rzeczy są na szafce.-powiedział.-Chcesz to kakao?-uśmiechnął się na samą myśl o tym, jak dziewczyna zbiła go tym pytaniem w parku. Nie dostał odpowiedzi, bo woda spod prysznica zaczęła lecieć strumieniem. Dlatego udał się do kuchni, nastawił mleko, a do kubków nasypał odpowiednią ilość kakao i usiadł na stołku.
No i co Schlierenzauer?
"No i nic."
Nie zwal tego.  Nie przestrasz jej.
"Ona się mnie boi, widzę to. A przecież nie robię nic złego, ani nie stosownego."
Może zapytaj ją delikatnie czemu tak reaguje. Czego to ja zawsze muszę myśleć za ciebie?
"Bo chyba od tego jesteś."
Już się tak nie mądrzyj Schlierenzauer, bo ci mleko zarazy wykipi.
Skoczek podniósł głowę ze stołu i spojrzał w stronę kuchenki, a tam zobaczył ją. Stała i spokojnie zalewała proszek mlekiem. Uśmiechnął się i podszedł do niej.
-Kiedy wyszłaś?-zdziwił się.
-Chwile temu. Nawet pytałam cię, co z tym kakaem, ale nie reagowałeś.-zaśmiała się i odstawiła garnek spowrotem na kuchenkę. Podała mu żółty kubek ze Smerfetką, a sama wzięła ten gdzie był Scooby Doo.-Kubki masz wywalone w kosmos.-chłopak musiał odstawić swój kubek na szafkę, bo tekst dziewczyny kompletnie go rozwalił.-No co? Dorosły facet i kubek ze Scooby Doo?
-Może po prostu lubię tę bajkę, co?-przedrzeźniał ją.
-Może po prostu przyznaj się, że masz dwójkę dzieci, ale na dzisiejszy wieczór sprzedałeś je sąsiadce.-posmutniał, a ona śmiała się w najlepsze. Z początku nie widziała jego miny. Ale gdy zauważyła, to od razu spoważniała. Skoczek biorąc kubek do ręki, udał się do salonu i usiadł na kanapie, a ona zrobiła to samo i usiadła na kanapie po drugiej stronie.-Przepraszam.-powiedziała cicho.
-Za co?
-Uraziłam cię tym tekstem z dziećmi.
-Nie, wcale nie.-wysilił się na słaby uśmiech, choć ona i tak się na niego nie nabrała. By nie dobijać go bardziej, zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Obserwował ją. Zauważył, gdy jej wzrok skupił się na kominku i zdjęciach nad nim. Dziewczyna z ciekawości wstała i zaczęła przyglądać się im bliżej. Wszędzie był on. On i jakaś blondynka. Blondynka bez niego.
-To twoja dziewczyna?-odwróciła się przodem do niego, a palcem wskazała na wiszące zdjęcia. Nie odpowiedział. Posmutniał jeszcze bardziej.-Opowiesz mi o niej?-usiadła obok chłopaka.
-Może kiedyś....
-Rozumiem, drażliwy temat.
-Po prostu... nie chcę mówić o tym nikomu... nie dziś... nigdy
-Dobra Gregor, to w takim razie dziękuję za kakao.-powiedziała.-Pójdę po swoje ubrania i zaraz mnie nie będzie.
-Obrażasz się na mnie za to, bo nie chcę mówić o swoim życiu i tej dziewczynie?
-Nie. Po prostu widzę, że to ciężko temat dla ciebie, a ja kolejny raz sprawiłam, że posmutniałeś, więc lepiej będzie jak dam ci spokój i sobie pójdę.
-Przestań gadać głupoty.-uśmiechnął się i znów złapał jej kruchą dłoń.-Nie puszczę cię o tej porze. Może przesadzam, ale w nocy po ulicy mogą chodzić zboczeńcy.-parsknął śmiechem i tym razem to ona straciła humor.-Widzę, że ty też masz coś za skórą.-powiedział spokojnie.-Opowiesz mi o tym kiedyś?
-Nie ma o czym, Greg.
Dziewczyna na spokojnie dopiła swoje kakao, a on ciągle starał się ją jakoś zabawić. Jednym słowem, był takim Schlierenzauerem, jak kiedyś. Rozśmieszał ją, wygłupiali się. Dobrze to na nią podziało, bo zapomniała o tym, co przeżyła z Thomasem i, że ciężki los ją teraz spotkał. Nie minęło sporo czasu, gdy zorientował się, że brunetka zasnęła na jego kolanach. Nie mógł powstrzymać się od dotknięcia jej policzków, od pogładzenia jej po włosach. Działało to na niego niczym magnez. Przyciągała go do siebie nawet wtedy, gdy spała. Chłopak trzymając jej głowę, powoli wstał. Następnie wziął ją na ręce i zaniósł na górę do swojego pokoju. Położył ją na swoje łóżko, okrył kołdrą i przysiadł na brzegu niego.
-Dziękuję za ten wieczór..-szepnął głaskając jej ramię, a jedna malutka łezka spłynęła z jego policzka. Skoczek zerknął na nią ostatni raz i wyszedł cicho zamykając drzwi.
Widzisz Gregor, jeśli chcesz to potrafisz być taki, jak kiedyś..
"Wiem."
Był tak padnięty, a zarazem dziwnie szczęśliwy, że szybko zasnął. Nie przeszkadzało mu to, że śpi na niezbyt wygodnej kanapie. Nawet myśli o Sandrze zniknęły. Czy stary Gregor Schlierenzauer powraca do żywych?

***
Nie zanudziłam Was? :(
Miło pisało mi się ten rozdział.
I kurcze.... trudno uwierzyć, że to już 15! Pamiętam, jak jeszcze skupiałam myśli nad 5.. Szybko leci.
Miłego czytania kochani ;)
Pozdrawiam.

piątek, 30 stycznia 2015

Chapter 14.

Nie pozwól, aby złe doświadczenia z przeszłości Cię ograniczały
 i miały zły wpływ na Twoją przyszłość.
*A*
Siedział na niezbyt wygodnej ławce w szatni i czekał nie wiadomo na co. Być może na jakiś transport, bo od zerwania z Sophie nie było takiej osoby, która woziłaby i przyjeżdżała po niego na zawołanie. Skoczek podniósł z podłogi czarną torbę i z telefonem w ręku udał się w stronę drzwi. Już chciał naciskać klamkę, ale do środka wpadł Severin i Markus, którzy podczas dzisiejszego treningu nie spisywali się zbyt dobrze. O sobie śmiał powiedzieć co innego, bo szło mu znakomicie i trener odzyskał chyba wiarę w jego formę. Dodatkowo zapewnił sobie sezon zimowy, którego blisko był nie doświadczyć.
-Wellinger podwieziesz mnie?-zapytał Markus, który usiadł zrezygnowany na ławce i napił się wody mineralnej.
-Nie mam podwózki, sorry.-machnął ręką i złapał za klamkę.
-Ja cię podwiozę.-usłyszał głos Severina. Pomyślał, że to do niego i spojrzał na kolegę, ale ten patrzył na Eisenbichlera.
Ups, ktoś tu jest nielubiany.
 "Zamknij się"
Nie mam takiego zamiaru, gdyż ty beze mnie zginiesz. Zauważ chłopcze, że wszyscy mają cię w dalekim poważaniu i nie zwracają na ciebie uwagi. Wiesz dlaczego? Bo jesteś dokładnie taki sam. Tak samo zachowujesz się wobec innych, że powinieneś zauważać, że odwdzięczają ci się tym samym.
 -A to nie będzie problemem?
-Spoko, mam czas i nic zrobi mi różnicy kilka kilometrów wte, czy wte.-odpowiedział i narzucił na siebie czarny sweter.
-Zabierasz się z nami?
-Przejdę się.-odpowiedział Markusowi i miał zamiar w końcu opuścić szatnię, lecz znieruchomiał, gdy Severin poprosił go na chwilę rozmowy. Zdziwił się, bo od dawna nie rozmawiali. Nawet półsłówek nie zamieniali. To oznaczało albo, że chce dać mu w mordę, albo, że chce się pogodzić. Andreas miał mieszane uczucia, ale zgodził się i poczekał na starszego kolegę. Markus został w szatni, a obaj udali się na podjazd przed budynkiem. Długo między nimi panowała cisza. Ani jeden, ani drugi nie miał odwagi by zacząć rozmowę. Andreas stwierdził, że skoro Severin chciał rozmawiać to do niego należy rozpoczęcie tematu. Natomiast Severin zbierał w sobie siły i układał monolog jaki zamierzał wygłosić. Do tego musiał nad sobą panować, bo miał dobrą okazję, by przyłożyć koledze za wszystko.
-Powiesz coś w końcu?-pierwszy odezwał się poirytowany Wellinger. Spojrzał na niego z wrogością w oczach. Poprawił kurtkę, jakby to było najistotniejsze. Rozejrzał się kilka razy i zaczął mówić.
-Wiesz co Andreas? Kiedyś naprawdę cię lubiłem. Naprawdę.-powiedział.-Zawsze mogłem na ciebie liczyć, kryłem cię w wielu sprawach, pomagałem, pocieszałem..
-Przejdziesz do sedna? W dupie mam jakieś tanie przemówienia.
-Tak? Robi się.
Nie minęła sekunda, kiedy to blondyn został uderzony prosto w nos. Stracenie równowagi wiązało się z tym, że poleciał do tyłu na małe krzaki. Cały czas trzymał się za zakrwawiony nos, a Severin stał i patrzył na swoją dłoń. Nigdy nie przypuszczałby, że jest w stanie uderzyć swojego byłego przyjaciela.
-To za moją siostrę i za to, co z nią zrobiłeś kurwo.-podszedł do młodszego chłopaka i kopnął go w brzuch, po czym przykucnął.-Jeśli okaże się, że nie żyje albo, że cokolwiek jej się stało to skończysz przykryty burzą wiązanek.-spojrzał na niego z taką złością, jakiej nigdy wcześniej nie posiadał i wstał. Jak gdyby nigdy nic zostawił go leżącego na trawniku z krwawiącym nosem. A Andreas? Zaczął skręcać się z bólu i mruczeć niezrozumiałe słowa. Szkoda tylko, że nikt nie był w stanie go usłyszeć.
Pięknie, pięknie. 
Nie spodziewałam się tego, że Severin tak szybko się na tobie pozna. Ja bym ci tą Wellingerową mordkę obiła bardziej, bo naprawdę ci się należy, ale cóż.
Zmądrzej chłopie póki nie jest za późno, bo stracisz wszystko.
I wszystkich...

*S*
Krzątał się po kuchni choć nie było w tym żadnego celu. Po prostu poprawiał wszystkie najmniejsze elementy wystroju, ścierał widoczne zabrudzenia, mył kubki, które i tak były czyste. Starał się zagłuszyć myśli o incydencie, który miał miejsce po treningu. Nie było mu szkoda Andreasa. Zasłużył na to, by cierpieć. W końcu, jak to mówią: zło, które wyrządzasz wraca do ciebie ze zdwojoną siłą. Severin wypuścił wodę ze zlewozmywaka i wytarł ręce w kraciastą ścierkę. Następnie nalał sobie kawy z ekspresu i podszedł do okna. Od kilku dni po głowie chodziły mu tylko myśli związane z Sophie. Jego zachowanie w stosunku do niej nie należało do wzorowych, może nie zachowywał się, jak przystało, ale gdyby wiedział, że to jego malutka siostrzyczka.. Kiedyś, gdy był mały, prosił Boga, by nic jej nie robił. To było tego samego dnia, gdy rodzice powiedzieli o mniemanym uprowadzeniu. Płakał wtedy przez całą noc, bo za nią tęsknił. Co się stało, że z czasem przestał o niej pamiętać?
-Severin.-dobrze znany mu głos ukoił jego rozwiane myśli. Dziewczyna przytuliła go od tyłu i położyła podbródek na ramieniu.-Znów o tym myślisz?
-Nie.-skłamał. Westchnęła i odsunęła się od niego.
-Rozmawiałam dziś z mężem mojej przyjaciółki.-powiedziała.-Masz do niego zadzwonić pod ten numer.-z kieszeni wyjęła małą, białą wizytówkę i podała ją mężczyźnie.-Umów się z nim, zacznij coś działać, bo ja już nie mogę patrzeć, jak codziennie chodzisz struty, bo o tym myślisz.
-Bo to jest trudne.. Caren to jest cholernie trudne.-jęknął. Wizytówka została rzucona na szafkę, a on spowrotem odwrócił się do okna.-Ciężko mi jest z tym, że...
-... że tak ją traktowałeś i, że nic nie zrobiłeś, jak Andreas zrobił z niej nagrodę?
-Dokładnie tak.-pokiwał głową i upił łyk kawy.-Uczucie poczucia winy mnie po prostu przerasta..
-A mnie przerasta patrzenie na ciebie i na to, jak się zamartwiasz. Rusz się i zadzwoń do Daniela, zacznij coś robić, szukaj jej. Musisz kiedyś zapomnieć o swoich wyrzutach sumienia i ruszyć do przodu.
-Łatwo mówić. Stoisz z boku i tylko na to patrzysz, a nie wiesz co przeżywam!-podniósł głos. Biedna Caren spojrzała na niego z przerażeniem, bo pierwszy raz odkąd są ze sobą, on tak szybko się zirytował.-To nie ty po tylu latach dowiadujesz się, że twoja mała siostra żyje, że masz ją tak blisko. To nie ty traktujesz ją, jak najgorszą szmatę, bo rani twojego przyjaciela. To nie ty dziś dałaś mu w mordę, bo zaczyna ci zależeć na własnej siostrze i chcesz w jakiś sposób ją ratować. Więc nie pieprz mi o tym, że mam wykonać jeden głupi telefon i będzie po sprawie, bo nie będzie.-żyły na szyi były widoczne, jak jeszcze nigdy, a on ciągle kontynuował i wyrzucał z siebie słowa, które raniły Caren.-Sophie może siedzieć nie wiadomo gdzie i z kim, być może jest martwa.. To normalne, że się o nią boję!-uderzył dłonią w blat szafki z taką siłą, że szklanki zadygotały, a ona patrzyła przerażona. Niemiec obrzucił ją zimnym spojrzeniem i po prostu wyszedł. Dziewczyna nie wierząc w to co miało miejsce chwile temu, pokręciła głową i usiadła na krześle. Długo trawiła te wszystkie słowa, które padły z jego ust. To bolało. Starała się go zrozumieć, ale on nie rozumiał tego, że przez te wszystkie sprawy ich związek się rozpada. Podparła dłońmi twarz i cicho zaczęła łkać. Natomiast skoczek poszedł do ich sypialni i usiadł na łóżku. Tysięczny raz zaczął przeglądać zdjęcia ze skrzynki i tysięczny raz czytał list, który wszystko wyjaśnił.

*A*
-Niech się pan nie rusza.-powiedziała pielęgniarka w dość podeszłym wieku i przyłożyła mu do nosa wacik nasączony wodą utlenioną.-Miał pan szczęście, bo raczej nie jest złamany.-dodała. Odetchnął z ulgą. Gdyby teraz załatwił sobie nos to po pierwsze trener nie darowałby mu tego, Severin cieszyłby się z braku jego obecności, a po drugie jego wygląd uległby pogorszeniu.-Proszę to przytrzymać. No wszystko mam za pana robić?-delikatnie strzeliła go w głowę i obeszła siedzenie na którym siedział.-Imię i nazwisko.-wyciągnęła kartkę na której nabazgrała nazwę tabletek i spojrzała na niego.
-Od kiedy przeciwbólowe są na receptę?-zdziwił się.
-U mnie od zawsze. Jak się pan nie zna na medycynie to niech pan nie komentuje. Imię i nazwisko proszę.
-Andreas Wellinger.-odpowiedział. Syknął, ponieważ uraził się w bolący nos.
-Jak ja mogłam pana nie poznać!-niemalże wyskoczyła zza biurka z tej ekscytacji.-Moja wnuczka pana uwielbia!-jej szeroki uśmiech na twarzy ukazał kilka krzywych i brakujących zębów.
Au, to takie pielęgniarki jeszcze istnieją?
-Tak? Super. Cieszę się.-wybełkotał ponownie przykładając wacik.
-Machnie mi tu pan autograf?-podstawiła mu, dosłownie, pod nos notes i długopis. Wyciągnął rękę, machnął szybki, koślawy podpis i przymusowo się uśmiechnął.
-Henry nie uwierzy.-powiedziała pod nosem.
-Pani wnuczka ma na imię Henry?
-Powiedziałam Henry? O jejku.-zakryła usta dłonią.-Zupełnie nie wiem czemu.-starała się obrócić to w żart.-Ale wie pan co?
-Nie wiem. Ale wiem, że pani mi zaraz powie.-powiedział, po czym strzelił nieziemski uśmiech, a kobieta dostała prawie palpitacji serca.
-Moja wnuczka nie obraziłaby się za pański numer telefonu.-jeśli chciała zamrugać uwodzicielsko to stanowczo jej to nie wychodziło. Andreas siedział trochę skrępowany, bo pierwszy raz w życiu miał styczność z dziwną pielęgniarką. I jej wymyśloną wnuczką, której zapewne nie ma.
Tak kretynie, leci na twój wdzięk, powab i wszystkie inne walory.
 -Ja....-zmieszał się.-Ja muszę już iść, bo pociąg mi ucieknie zaraz.-wstał z krzesła, zabrał kurtkę pod pachę i od nowa przyłożył wacik.-Proszę wnuczkę pozdrowić.-puścił jej oczko i wyszedł stamtąd szybciej niż wszedł. Kurtkę założył już na zewnątrz, wacik rzucił do kosza i odpalił papierosa.
Powinieneś z tym skończyć. Inaczej kiedyś nie złapiesz powietrza w locie przez zadymione płuca i pierdykniesz na zeskok.
-Zamknij się.-mruknął.
Dobra, powiedz od razu, że to twój jedyny przyjaciel prócz mnie i wszystko będzie jasne.
No mów.
No powiedz to, no.
A to nie.
Będziesz coś chciał.
"Nawet jak nic nie chcę to i tak się odnajdziesz."
Taki mój urok. Jestem taka, jak ty. Jestem tam, gdzie mnie nie chcą..
Chłopak rzucił niedopalonego papierosa pod nogi i go zdeptał. Następnie dopiął kurtkę i ruszył przed siebie. A raczej w stronę domu, bo nie miał przy sobie pieniędzy na drugą taksówkę.

*G*
Wróciwszy do domu, od razu rozpakował zakupione produkty i schował je do lodówki. Potem rozebrał się z kurtki oraz butów i usiadł na fotelu. Najpierw spojrzał na kominek, który od dłuższego czasu stał nie ruszany, a potem na zdjęcia wiszące nad nim. Co do kominka to nie rozpalał w nim, bo miał za dużo wspomnień. Kiedyś z Sandrą przesiadywali tu przed nim niemal codziennie. Teraz to nie miało sensu. Wraz z ogniem, który zgasł w jego sercu, zgasł też ogień, który był w kominku. Na zdjęciach była ona. On też, ale to w mniejszości. Uwielbiał ją fotografować. Była taka piękna, że dość często była jego muzą. Szkoda, że po tym wszystkim zostały tylko zdjęcia.. I głęboka rana w jego schlierenzauerowym serduszku. Gregor postanowił, że weźmie prysznic i położy się do snu. Takie zajęcia miał do roboty, ale nie narzekał. Przynajmniej się wysypiał i miał czas na głębsze sentencje. Wziął czystą bieliznę, dresy i koszulkę, i udał się do łazienki. Szybko pozbył się ubrań, otworzył szafkę, by sięgnąć po nowy żel pod prysznic i wtedy znów to wpadło. Za każdym razem, kiedy wyjmował z szafki perfumy, dezodorant, czy chociażby żel, to wypadał z niej srebrny łańcuszek. Kupił go jej, gdy obchodzili pierwszą rocznicę swojego związku. Na przodzie serduszka wygrawerowane były pierwsze litery ich imion. Zaś na tyle była data, kiedy się poznali. Ścisnął go w dłoni i przymknął oczy, by łzy nie wypłynęły chociaż dziś. Czy się udało? Nie. Przez zamazany obraz lustrował wisiorek. Pamiętał czasy, jak zapinał go na jej smukłej szyi. Jak potem ją w nią całował. Jak ona się wtedy melodyjnie śmiała..
Odłóż go na miejsce. Gregor, co było już nie wróci..
 Słone łzy skapywały na jasne podłogowe płytki. Oparł się o umywalkę i zacisnął powieki.
Gregor, proszę cię.. To przeszłość. Przeszłość męczy, jak cholera, ale trzeba żyć tym co jest. Zauważ, że gdybyś tylko chciał to szybko znajdziesz dziewczynę, która da ci szczęście. Jeśli tylko się otworzysz i będziesz starym Gregorem to pójdzie, jak z płatka. Nie możesz żyć w wiecznym celibacie, bo straciłeś Sandrę. Okey to boli. To cholernie podła sprawa, która rani i mocno boli, lecz musisz dać radę. Życie jest jak skocznia, nie dowiesz się, jak się na niej upada dopóki tego nie zrobisz. Upadłeś już raz, teraz musisz się wzbić. Pokaż, że potrafisz, że stać cię na to. Udowodnij to sobie i swojemu sercu.
-Moje serce ciągle kocha Sandrę.-wyszeptał, a zaciśnięty w pięści wisiorek przyłożył do serca.

https://40.media.tumblr.com/6dcda49d06c3ed158333653105e5b24a/tumblr_n00rqnpOei1t05d5ro1_500.jpg

***
Hej, hej :)
Nareszcie ferie.. mega się cieszę :D
Kolejny rozdział powinien pojawić się już w niedzielę.
Udanych ferii życzę tym, którzy od dzis je zaczynają <3 
Teraz lecę włączać TVP 1 i czekam na skoki w Willingen, trzymamy kciuki za naszych Polaków i oczywiście Austriaków! :)
Pozdrawiam.

środa, 28 stycznia 2015

Chapter 13.

Pomimo cierpień i trosk tylu życie nie jest czarną kartą.
 Są w nim chwile tak piękne dla których żyć i umierać warto.

Anastasa nie widziałam od samego rana, więc czekał mnie kolejny samotny dzień. Było mi smutno, że znów muszę radzić sobie sama, lecz z drugiej strony to nie mogę cały czas polegać na mężczyźnie. Okazał mi tyle serca, więc nie mam prawa powodować, by zmieniał swoje plany i spędzał czas ze mną. Dzięki temu nauczę się trochę samodzielności, a przy okazji pozbieram myśli, nabiorę jakiegoś dystansu do życia. Przestałam liczyć na to, że odzyskam pamięć. Już nawet nie usiłowałam sobie niczego przypominać. Odpuściłam, choć podobno nie poddaje się bez walki. Cóż, najwidoczniej należę do grupy tych, którzy właśnie odpuszczają. Usiadłam na krawężniku przez jakimś starym domkiem. Nie należał do wielkich piętrowców, lecz do najmniejszych też nie. Był średni z podziurawionym dachem, zniszczonymi okiennicami oraz drzwiami, które wyglądały jakby zaraz miały wypaść, a po ścianie piął się bluszcz. 
Trochę strasznie..
 W tyle można było dostrzec psią budę, na której napisane było jak wabił się pies. Obrosła w mech, lecz zachowały się na niej jeszcze jakieś kolory. 
-Planujesz skok na dom mojej babci?-usłyszałam za plecami. Odwróciłam głowę i zobaczyłam dziewczynę o płomiennym kolorze włosów, która delikatnie się uśmiechała.-Nic cennego tam nie ma.-dodała i przysiadła się obok.-Zajęłaś mi miejsce dziewczyno.-zaśmiała się.
-Nie planuje żadnego skoku, wręcz przeciwnie. Chyba bałabym się tam wejść.-powiedziałam.-Przepraszam, ale nie było podpisane.-obie się zaśmiałyśmy.
-Chyba powinnam to zrobić..-zamyśliła się.-No nic, zrobię to jutro. Tak w ogóle to jest Ann.-uśmiechnęła się po raz kolejny.
-A ja Sophie.-podałam jej dłoń.-A więc mówisz, że to dom twojej babci?
-Przepisała go na mnie przed śmiercią, ale nie umiem nim dysponować. Szkoda mi go sprzedać, a mieszkać w nim nie chcę, bo czuje, ze nie zajmę się nim tak jak babcia..
-Już myślałam, że straszy.-rzuciłam szybko.
-Co? Nie, nie nie straszy. Chyba.
-Nie masz pewności!
-Ostatni raz byłam w środku, gdy mama kazała mi przyjść po jakieś stare albumy.-powiedziała.-Bałam się, że coś mnie tu zje. Naprawdę, jak usłyszałam jakiś szelest to umierałam na mini zawał.-zaśmiałam się.-Mogę zapytać dlaczego siedzisz tutaj zamiast w jakimś normalnym miejscu?
-A to nie jest normalne?
-Jest, ale chodzi mi o takie gdzie są ludzie, twoi znajomi, rodzina i tak dalej..
-Jakoś tak..-westchnęłam.
Co do Ann to od razu wydała mi się być przesympatyczną i otwartą osobą. Szkoda, że ja nie potrafiłam być taka jak ona.. A może... może byłam taka zanim w głowie pojawiła się pustka? Dziewczyna miała w sobie coś, co powodowało uczucie jakbym znała ją od dawna. A może ja ją znałam? Opowiadała mi o sobie i swoim życiu. Miała ciekawe historie, przygody, przemyślenia.. A może...
Zamknij się. Wystarczy ci tych "a może".
Potem mówiłyśmy o mnie. Dziwiła się, że straciłam pamięć, że mieszkam na ulicy i trzymam się w tak dobrym stanie.
No cóż...pozory mylą kochanie.
Moja nowa znajoma zaproponowała spacer wzdłuż uliczki, zgodziłam się i ruszyłyśmy. Dużo gadała. Plus dla niej, bo ja nie miałam o czym opowiadać. Przeważnie to kręciła jakiś długi monolog, a ja przytakiwałam w między czasie i znów zatracałam się w myślach. Dziwne. Zaczęłam myśleć o Gregorze i o tym, co wczoraj mówił Anastas. Jednak jeszcze dziwniejsze było to, że starał się mnie znaleźć.
Oh głupia idiotko, a może to nie był on?
Chociaż... mógłby być on.
Nie jest taki zły..
"Ale Thomas..."
Zamknij się i wywal tego Thomasa z głowy. Stara! Chłopak chce cię znaleźć, być możesz wpadłaś mu w oko, a ty żyjesz Thomasem. Tak wiem, ze to wielka trauma. To zrozumiałe bardziej niż romans francuskiego prezydenta w zeszłym roku. Ale postaraj się żyć tym co jest, a nie co było, bo popadniesz w paranoje. Będziesz ciągle widziała i myślała o tym napalonym kretynie to nigdy nie zaznasz szczęścia. Rusz mózgownicą i sama pomyśl o sobie, a nie ciągle ja mam to robić.
-...i tak skończył się nasz związek. Zwykły cham i prostak.-klaśnięcie dłońmi przez Ann oderwało mknie od słuchania swojej podświadomości. Spojrzałam na nią i uśmiechnęła się, choć nie była w temacie. Teraz musiałam nieźle odpłynąć, ale tamtej to nie przeszkadzało. Zaczęła temat o tym jaki był ich związek, więc ja spokojnie mogłam powrócić do słuchania kazań od mojego lepszego "ja".
Dziękuje, że znajdujesz dla mnie czas stara. Wracają do tematu to radzę ci żebyś starała się wyeliminować Thomasa z głowy. Nie chcesz chyba zwariować, prawda? Nie chcesz. Ja też nie chcę, bo wolę siedzieć w normalnej tobie, a nie zamkniętej między psycholami tobie. 
-....nie uważasz, że za dużo jest tych cholernych bilbordów ze skoczkami?
-Co?
-Tu jeden, a tam drugi.-wskazała palcem.-Za kilka metrów będzie trzeci. No aż się chcę rzygać, jak się na to patrzy co kilka sekund.-wywróciła oczami i spojrzała na ekran telefonu.-Kurcze miałam kupić po drodze kurczaka..-palnęła się w głowę.-Matka mnie zabije, zakopie i odkopie żeby mnie znowu zabić.-jęknęła.-Chodź ze mną do sklepu, proszę, proszę, proszę.-powiedziała błagalnym tonem głosu.
-Zawsze tyle gadasz?
-Nie.-uśmiechnęła się i pognała w stronę sklepu spożywczego.
Przypomniało mi się, że Anastas wspomniał coś o wyglądzie Gregora Schlierenzauera. Spojrzałam z ciekawości na bilbord i zobaczyłam tam tego samego Gregora, który był w parku. Ten sam uśmiech, to samo spojrzenie..
-No idziesz, czy nie?-ponagliła mnie Ann i chcąc nie chcąc musiałam ruszyć w jej stronę.

*G*
Spacerował z koszykiem pomiędzy półką z nabiałem, a mrożonkami i czytał etykietki jogurtów. Ostatnimi czasy żywił się na mieście, a co się z tym wiąże jego dieta zmieniła się w porządne ucztowanie. Rano zrobił przegląd lodówki i okazało się, że prócz dwóch przeterminowanych jogurtów nie ma tam nic pożywnego. Załadował do koszka kilka jogurtów pitnych, jakiś ser w plasterkach, by mieć co położyć na kanapkę i poszedł dalej. Jego sznurówki były tak ciekawym obiektem, że obserwował je z zapałem.
Nie myśl o niej. Nie spotkasz jej już nigdy więcej.
"Skąd wiesz?"
"Bo to bezdomna sierotka. Co ty myślisz, że od tak wpadniesz na nią przy półce z owocami?"
-Przepraszam.-burknął coś w stylu przeprosin i spojrzał na swoją ofiarę.
Dobra. Wygrałeś Schlierenzauer.
-Gregor, hej.-powiedziała cicho i podniosła jabłko, które wypadło jej z rąk. Wyglądała na zdenerwowaną, ale nie dlatego, że stał przy niej skoczek, którego opieprzyła. Denerwowała się, bo stał przy niej skoczek, a ona wyglądała jak ostatnia sierota i gadała z człowiekiem na poziomie.
-Gdybym wiedział, że spotkam cię w normalnym sklepie to przyszedłbym tu już wczoraj.-uśmiechnął się.-Szukałem cię..
-Wiem.-jej odpowiedź kompletnie go zdziwiła, ale i ucieszyła.-Mężczyzna, któremu dałeś pieniądze to mój przyjaciel.-uśmiechnęła się.
-Sophie ty na te jabłka w magazynie czekasz?-zza półek wyłoniła się Ann z kurczakiem w ręku i kartonem mleka.-O cholercia..-jej  usta przybrały kształt litery "o".-Cześć Schlierenzauer.-wypaliła. Przerzuciła kurczaka pod pachę drugiej ręki i wyciągnęła dłoń. Skoczek stał zupełnie zdezorientowany, a Sophie patrzyła na nią z politowaniem i kiwała głową.-Ann jestem.-wyszczerzyła się, a kiedy jej rude kosmyki opadły na czoło to od razu zaczęła machać rękoma.
-Miło poznać.-powiedział z udawanym uśmiechem.-Sophie pozwól na chwilkę.
-Spoko, spoko. Ja was zostawię!-puściła oczko i odwróciła się by odejść. Szkoda tylko, że upuściła mleko i trafiła w jakiegoś biednego chłopaka, który poleciał na karton. Patrzyłam na tę dziewczynę i zastanawiało mnie, czy jej pech i gadatliwość są zaraźliwe, bo jeśli tak to wolę się trzymać od niej z daleka.
-Czy ty ślepa jesteś?-chłopak trzymając się za głowę podniósł się i spojrzał na podłogę. Pomacał się rękoma po tyłku i westchnął.-A takie fajne spodnie sobie z Sapporo przywiozłem.-posmutniał.
-Krafter?
-Schlieri?-olał spodnie, gdy tylko zobaczył kolegę.
-Znacie się?-zapytała Ann.
-Pewnie, że tak! Gregorek to mój najlepszy przyjaciel od dziecka.-zaśmiał się i chciał przytulić skoczka, lecz ten kazał mu się odsunąć.
-Nie znamy się od dziecka.-zaprotestował.-Ja tego debila widzę pierwszy raz.
-Jak możesz!-tupnął nogą, jak małe oburzone dziecko.
Nagle w ich stronę zaczął zbliżać się wysoki gość ubrany w czarne ciuchy. Gregor pociągnął Soph za łokieć w tył, a na polu bitwy zostawił Stefana i rudowłosą koleżankę dziewczyny. Gdy łysy zaczął przeprowadzać wywiad środowiskowy między tą dwójką i biednym mlekiem, Gregor spojrzał na brunetkę i uśmiechnął się.
-Jestem brudna?-zapytała po dobrej chwili.
-Nie, czemu?
-Patrzysz się na mnie, jakbym wsadziła głowę do słoika z Nutellą i potem chodziła cała w czekoladzie.-jej odpowiedź rozbawiła go i zaczął się śmiać.-Po co mnie szukałeś?-zmieniła temat.
-Chciałem cię przeprosić.
-Za co?-brnęła w temat.
-Za to, co powiedziałem o bezdomnych. To nie było fair i nigdy nie powinienem był tego mówić, ale tak wyszło. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, a jak nie wybaczysz... to i tak mam nadzieję, że mi wybaczysz.-spojrzał na nią nieśmiało, a tym razem to ona zaczęła chichotać.-Wyśmiewasz mnie. Chcesz żeby mi serce pękło?-posmutniał.
-Nie wyśmiewam cię. Po prostu jak chcesz udać skruchę to masz minę, jak sikający zając.-nie mogła opanować śmiechu, więc dała upust emocjom, a ten stał i tylko się uśmiechał. Nie lubił jak się z niego śmiali, ale w jej przypadku to akurat to tolerował.
-Dzięki, wiesz?
-Polecam się.-wybełkotała, po czym wspięła się na palcach i szepnęła do jego ucha krótkie "wybaczam". Po jego ciele przeszedł dreszcz, a w uszach ciągle brzmiał mu ten melodyjny szept.
Bo mi się tu zakochasz zaraz i co ja z tobą zrobię Schlierenzauer?
-....muszę iść, bo nie da mi żyć.-ocknął się. Spojrzał na nią i wbił wzrok w jej oczy, które były tak piękne, że znów zapomniał o świecie.-Kontaktujesz, jak kosmita na Słońcu.-wytknęła.
-Przecież kosmici nie kontaktują na słońcu. Ba, ich tam w ogóle nie ma.
-Ty też nie kontaktujesz. Brawo za spostrzegawczość Gregor..-jego imię wypowiedziała w tak piękny sposób, tak urzekający go, że miał ochotę wcisnąć "replay".
-Poczekaj!-złapał ją za rękę.-Daj mi swój...
-...numer telefonu? Przykro mi, nie mam.-uśmiechnęła się wymijająco. Westchnął.-Czekaj na cud. Zapewne jeszcze kiedyś się spotkamy Gregor..
Odeszła. A on patrzył w miejsce, w którym niedawno stała. I patrzył z takim zainteresowaniem, że nie zauważył, gdy ktoś zabrał jego koszyk i zwyczajnie z nim odszedł.
Wyczuwam zauroczenie?

 http://41.media.tumblr.com/1c86c987cdfe95b7effdaa8743598ede/tumblr_niupn0ZW8E1rw4ylno1_540.jpg 
****
strasznie pechowa ta 13...

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Chapter 12.

Szukaj mnie
Cierpliwie dzień po dniu
Staraj się podążać moim śladem
Szukaj mnie 

*A*
Poranny spacer po domowym ogrodzie dał mu chwilę wytchnienia i odpoczynku przed dzisiejszym treningiem na skoczni. Nie chciał zawieść ani siebie, ani trenera, który powoli tracił do niego cierpliwość. Andreas za nic w świecie nie mógł dopuścić do tego, by przegapić sezon zimowy. Skoki były najważniejsze i nic, ani nikt się nie liczył.
To dlatego oddałeś Sophie w ręce Thomasa? To dlatego zrobiłeś sobie z niej służącą? To dlatego zapomniałeś, że istnieje coś co nazywa się uczuciami?
-Zamknij się.-mruknął pod nosem, zarzucił torbę na ramię i opuścił swój pokój. Udał się na dół, gdzie czekało na niego rodzinne śniadanie i rodzice, którzy o dziwo nie kłócili się od tygodnia. Torbę zostawił przed drzwiami prowadzącymi na zewnątrz, a sam wszedł do kuchni i zajął wolne miejsce przy stole. Ojciec jak zwykle pogrążony był w czytaniu najświeższych wiadomości, a matka krzątała się po pomieszczeniu.
-Możesz odłożyć gazetę?-stanęła z koszykiem chleba w ręku i zwróciła się do męża.
-Mogę.-powiedział i zgiął prasę, a następnie wrzucił ją pod stolik.-Smacznego.-dodał i zabrał się za smarowanie masłem chleba. Andreas siedział zapatrzony w pusty talerz i myślał o tym co go dziś czeka. Chciał dobrze wypaść na treningu, bo zależy mu na tym sezonie. Bał się tylko tego, że jego podświadomość się odezwie i rozproszy go swoimi gadkami.
Jestem jedynym czego się obawiasz, jak mi miło.
"Znowu ty?" pomyślał i dyskretnie uderzył się w tył głowy.
Przestań tak robić, bo w końcu odpadnie ci ten łeb. Andreas Wellinger bez głowy, ale by była sensacja!
"Dasz mi spokój?"
Lubię cię dręczyć, więc chyba nie, ups.
"Daj mi spokój choć dziś"
Nie widzę takiej potrzeby. Przecież uwielbiasz, jak dołuję cię swoimi gadkami. Jak poruszam tematy, których się boisz. Jak zawsze mam rację, a ty nie chcesz tego przyznać. Gdybym posiadała joysticka i mogła tobą sterować to byłbyś chodzącym ideałem.
 "Wolę być taki jaki jestem. Dzięki za troskę"
Wolisz być chamskim i zakochanym w sobie chłopczykiem? Naprawdę cię to kręci? 
"To co mnie kręci akurat nie jest twoją sprawą."
Twoje sprawy są moimi sprawami, dziwne że jeszcze tego nie ogarnąłeś. Sophie była twoja, a interesuje mnie do tej pory, widzisz?
"Nie mieszaj jej w to"
Pamiętasz te dni, kiedy jadłeś śniadanie w jej towarzystwie i jak wam było razem dobrze? Robiła nieziemskie naleśniki, prawda?
-Andreas czemu nie jesz?-głos ojca przerwał jego dyskusję z samym sobą. Zerknął na niego, napił się herbaty i odstawił kubek na swoje miejsce.
-Nie jestem głodny.-rzekł.
-Powinieneś coś zjeść przed treningiem.
-Ale wolę zjeść po treningu, a przed napić się wody, czy herbaty.
-To może ja ci jogurt przyniosę?-zaproponowała matka.
-Kobieto czy ty się słyszysz? Chcesz dorosłego faceta jogurtami karmić?-ojciec skoczka spiorunował ją wzorkiem. Kobieta wróciła do jedzenia swojej kanapki, a Andreas znów zatracił się w myślach.
-Podwieźć cię?
Sophie...
-Co?  
Sophie...
-Pytałem czy cię podwieźć na trening, bo mam po drodze.
-Skoro tak to możesz.-wstał od stołu i odstawił kubek do zmywarki, a czysty talerz i sztućce do szafki.-Za ile jedziesz?-zwrócił się do ojca.
-Na razie czekam aż twoja matka ruszy tyłek i przyniesie mi krawat.-wycedził w stronę pani Wellinger. Spojrzała na niego ze strachem w oczach, zostawiła jedzenie i wyszła z kuchni.-Kobiety trzeba trzymać krótko synu. Ucz się tego.-zaśmiał się.
Sophie...
"Co się tej Sophii uczepiłeś?"
To ty się jej uczepiłeś. Ja jestem tylko małą podświadomością i mówię tylko to o czym ty pomyślisz... Gdybyś o niej nie myślał to siedziałabym cicho przyjacielu.
"Nigdy nie siedzisz cicho."
A ty nigdy nie przestałeś, nie przestajesz i nie przestaniesz o niej myśleć. Sophie...
-....jak ja się w tym pokażę kobieto?!-ryk ojca rozniósł się po całym parterze w domu i tym samym ponownie oderwał go od samotnej konwersacji.
-Przepraszam.-powiedziała cicho.-Weź ten.-podała czarny krawat, który zawisł na jego szyi, a tamtym zamachnął się na kobietę. Jak Andreas miał nie być egoistą, damskim bokserem i wszystkim co najgorsze, gdy na własnych oczach widział ojca, który zamachuje się nad jego matką krawatem? Normalny syn stanąłby w obronie matki. W konieczności przemówiłby ojcu do rozsądku, ale nie on. Bo to nie była jego sprawa. Bo tu nie chodziło o niego. Bo dla niego ważne były jego prywatne sprawy i dlatego wolał wyjść z kuchni, i zostawić płaczącą matkę, która trzymała się za policzek, a w drugiej ręce ściskała czerwony krawat we wzorki.

*G*
Siedział w towarzystwie rozweselonych kolegów i chcąc nie chcąc słuchał ich rozmów, które były na poziomie -10. Nie miał ochoty na towarzystwo, ani na piwo. Po prostu chciał zaszyć się w swoim mieszkaniu i wyjść dopiero jutro, gdy będzie trzeba zbierać się na trening. Najchętniej już położyłby się do łóżka i zasnął, lecz nawet gdyby to zrobił to jego myśli nie dałyby mu spać. Nienawidził ich. Nienawidził tego, że wracały w najmniej odpowiednim momencie i dręczyły go do upadłego. 
-Co o tym sądzisz Schlieri?-gdyby nie szturchanie w bok przez Stefana to nadal siedziałby i ślepo patrzył w podłogę.
-Stary on cię nawet nie słuchał.-rzucił Kofler.
-Zakochał się.-zażartował Michael i oberwał za to w głowę od Schlierenzauera.
-Po prostu się zamyśliłem.-wytłumaczył się.
-Wysoka, seksowna i z dobrym bagażnikiem?-zapytał podekscytowany Stefan.
-Ty nie włożyłbyś nawet w niedobry bagażnik.-powiedział Gregor.-A więc o czym był temat?
-Jutro mamy wolne, więc może wyskoczymy na jakąś imprezę? Reszta jest na tak.
-Zgódź się Schlieri.-Fettner zrobił maślane oczka w stronę kolegi.
-Ha, gaaaaay!-ryknął Kraft. Cała sala skierowała spojrzenia na ich grupkę, a oni przepraszająco się uśmiechali.
-Naprawdę kupię taśmę i będę z nią chodził wszędzie, jak będziesz obok.-zagroził Manuel.
-Brak polotu, że czepiasz się taśmy?
-Polot jest...
-Ale gołębicy brak.-dokończył Michi, a koledzy pytająco na niego popatrzyli.-No co? 
-Jesteś idiotą.-odezwali się chórem.
-A więc polot jest tylko mam takie branie, że nie wiem którą wybrać.-powiedział dumnie.
-Polecam te z dobrym bagażnikiem.
-Ja lecę na dobry zderzak, a nie bagażnik Stefciu.
Chłopaki zawzięcie zaczęli dyskutować o tym, co kręci ich bardziej, czy bagażnik, czy zderzak. Gregorowi nie chciało się tego słuchać dlatego powiedział, że musi wyjść się przewietrzyć i zostawił kolegów. Był zmęczony dzisiejszym dniem. Do tego zaczął myśleć o poznanej dziewczynie i całkiem odechciewało mu się funkcjonować. Chciał ją znaleźć i przeprosić, lecz nawet nie zaczynał jej szukać.
-Dzieje się coś?-przy jego boku pojawił się rozweselony Kraft.
-Nie.-skłamał i wsadził dłonie w kieszenie jeansów.
-Przecież mi możesz powiedzieć. Wyrosłem z plotkowania, jak tamci.-wskazał kciukiem na szybę przez którą widać było ich stolik i się zaśmiał.-Możesz mi nie wierzyć, ale chyba się zmieniam. Mężnieje.-Gregor parsknął śmiechem.-Ranisz.
-Cieszy mnie, że... zmężniałeś.-starał się tłumić śmiech.-Ale nie skorzystam.
-Na pewno?
-Kurde Kraft co z tobą?
-Nic. Po prostu nie ma z nami Morgensterna, a ktoś tu musi być dorosłym.-obaj się zaśmiali. Kraft otworzył drzwi i wszedł do środka, a Gregor miał taki sam zamiar, lecz zobaczył nieopodal łudząco podobną dziewczynę do Sophie.-Stary idziesz?-ponaglił go Stefan. Zignorował pytanie młodszego kolegi i zaczął zmierzać w tamtą stronę. Gdyby nie tabuny pędzących aut to już dawno byłby po drugiej stronie ulicy. Kiedy w końcu udało mu się przejść i ponownie spojrzeć na ławkę gdzie ją zobaczył... jej już nie było.
-Przepraszam panią!-zaczepił przypadkową kobietę.-Nie wie pani dokąd poszła taka niska brunetka ubrana w podarte ciuchy? Siedziała tu.-wskazał na ławkę i w ogóle machał rękoma, a kobieta uśmiechała się na ten widok.
-Ukochana?-zaprzeczył.-Przykro mi, ale nie widziałam jej.-odpowiedziała.-Powodzenia w poszukiwaniach.-dodała i wsiadła do autobusu, który chwilę temu się zatrzymał. Gregor pytał jeszcze wielu osób o bezdomną brunetkę, ale nikt nie był w stanie mu pomóc. Był zły na siebie. Na nich. Na nią. I choć nic mu nie zrobiła to wkurzało go to, że weszła mu do głowy, a wyrzuty sumienia nie dają mu żyć.
-Chce pan ulotkę?-usłyszał za sobą męski głos. Odwrócił się i zobaczył mężczyznę z plikiem ulotek, który ubrany był w podarte i pobrudzone ubrania.
-Długo pan tu stoi?-wziął jedną z ulotek i spojrzał na niego.
-Może ze dwie godziny, a co?
-Widział pan taką szczupłą brunetkę, która była ubrana w podarte jeansy i ciemną bluzę?
-Wie pan, wiele dziewczyn się tu kręci. Nawet jakbym chciał to nie mogę panu pomóc.-mężczyzna odwrócił się by rozdać ulotki przechodzącym ludziom. Zapanowała cisza między nimi. On nie miał pytań. Tamten nic nie mówił. Westchnął i wyciągnął z kieszeni portfel.
-Ile panu za to płacą?
-Niewiele.-odpowiedział. Skoczek otworzył portfel, przeliczył pieniądze i wyciągnął kilka banknotów, które dał biednemu mężczyźnie.-Niech pan rzuci te ulotki w cholerę i nie marznie.-uśmiechnął się.
-Nie mogę tego przyjąć.-chciał wepchnąć pieniądze do bluzy skoczka, lecz ten na to nie pozwolił.
-Panu się bardziej przydadzą.-posłał mu ciepły uśmiech i odszedł.

***
W dłoniach trzymałam kubek z ciepłą kawą i siedziałam otulona kocem. Anastas właśnie smarował dżemem bułkę i ukradkiem na mnie spoglądał, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Usiadł na przeciwko mnie i przyrzucił się drugim kocem, po czym poczęstował mnie jedną kanapką.
-Ile dziś zarobiłeś, że pozwalasz sobie na takie rarytasy?-zapytałam w końcu, bo zastanawiało mnie to odkąd wrócił i miał pełną siatkę zakupów.
-Jakiś miły chłopak podszedł dziś do mnie, trochę pogadaliśmy, a potem dał mi pieniądze i sobie poszedł.-odpowiedział.
-Lepszej historyjki się nie dało wymyślić? A może ty na sklep napadłeś?-zaśmialiśmy się.
-Bełkotał coś, ze szuka dziewczyny... Opis przypasował mi do ciebie.-westchnął.-Mogłem powiedzieć, że to ty to chociaż teraz byłabyś na randce.-dodał i zabrał się za pałaszowanie kanapki. Chłopak szukający dziewczyny, który daje mu pieniądze.. W głowie zrodziła się pewna myśl, ale czy nie była mylna? Przecież taka osoba, jak on nie zawracał by sobie głowy szukaniem mnie. Na pewno nie po tym, jak powiedziałam mu kilka słów od siebie.
-Jak wyglądał?-to pytanie wyszło z moich ust niepostrzeżenie.
-Przypominał mi Schlierenzauera, ale cholera go wie czy to on.
-Jak wygląda Schlierenzauer?
-Normalnie, jak każdy facet. Takie brązowe włosy, gęba nawet nawet.
-A imię?
-Gregor.-odpowiedział i zatopił usta w kubku gorącej kawy.
No to miło się zapowiada.

 

sobota, 24 stycznia 2015

Chapter 11.

                                                                                                                                                                   
 These wounds won't seem to heal
This pain is just too real
There's just too much that time cannot erase
 
*G*
Skoczek stał oparty o balonową barierkę i patrzył na oświetlone przez blask księżyca góry. Nocą wydawały się jeszcze piękniejsze niż za dnia. Uwielbiał obserwować je, gdy nie mógł spać lub musiał o czymś pomyśleć. Austriak upił łyka niegazowej wody z butelki i usiadł na krzesełku. Jego myśli krążyły wokół nowo poznanej dziewczyny, która na pierwszy rzut oka wydawała się być normalną.
Bezdomny jest dla ciebie nienormalny? 
Zachował się bezczelnie i nie powinien był mówić tych słów. Problem był w tym, że on już taki był. Zawsze powiedział nim przemyślał sens swej wypowiedzi. Było mu cholernie głupio i wiedział, że musi ją za to przeprosić. Tylko jak? Była bezdomna, a to wiązało się z tym, że może podziewać się gdziekolwiek. Znalezienie jej było niczym szukanie igły w stogu siana. Gregor zerknął jeszcze raz na piękny krajobraz gór i wszedł do środka po czym zamknął balkonowe drzwi. Rozebrawszy się, wsunął się pod kołdrę. Wpatrywanie w sufit przez dobre piętnaście minut było tak fascynującym zajęciem, że w końcu zmienił obiekt wpatrywania się. Tym razem padło na biedne drzwi, które za każdym razem przypominały mu chwile z Sandrą. Wyobrażał sobie, że stoi w nich z kubkiem kakao w ręku, ma na sobie przykrótki szlafrok, który tak lubił i uśmiecha się tylko dla niego. Poduszka nadal pachniała jej jabłkowym szamponem do włosów. Choć minęło tyle czasu on nie miał odwagi zmienić pościeli, ani wyrzucić ich wspólnego zdjęcia, które spokojnie stało na szafce nocnej. Byli na nim tacy szczęśliwi, uśmiechnięci, zakochani w sobie po uszy. A teraz po tym wszystkim zostało jego serce, które nadal nie oswoiło się z podłą rzeczywistością. Niemiłosiernie krwawiło i pragnęło kochać. Tylko kogo skoro jego Sandy już nigdy nie będzie miało.. Wiele dałby za ostatni pocałunek z nią, za ostatni dotyk jej kruchej dłoni, za ostatnie spojrzenie, które przepełnione było szczęściem. Nurtowało go pytanie dlaczego życie jest tak podłe. Jest cholernie podłe dla osób, które niczym sobie na to nie zasłużyły. On właśnie do takich należał, a w tym momencie cierpiał, jak jeszcze nigdy. Gdy myślami powrócił do ich ostatniej rozmowy.. Jego kamienna twarz nagle pękła. Na policzkach pojawiły się słone łzy, które od tamtego momentu gościły na nich niemalże codziennie. Chłopak ukradkiem spojrzał na stojące zdjęcie. Znów pojawiła się ta podła myśl, że to już tylko zdjęcie. Że to co było już nie wróci. Że nigdy już nie zatraci się w jej delikatnych ustach, ani nie wplącze dłoni w średniej długości blond włosy. Że kolana, które były dla niego idealną poduszką już nigdy nią nie będą. Że zwykłe "kocham cię" nie padnie już tych ust.. Życie straciło sens. Wraz z odejściem Sandry, odeszła też część niego. Ta część, która była szczęśliwa zniknęła, ale została ta, która teraz cierpi. Która chce cofnąć czas i móc coś zrobić, zareagować w odpowiednim momencie. Bał się przymknąć oczy, bo widział to spojrzenie, które towarzyszyło mu, gdy zasypiał, a ona była w jego objęciach i spoglądała na niego. Z odbijającym się w głowie echem jej imienia, udało mu się zasnąć. Ale to nie był już ten sam sen. To nie to samo zasypianie. Nic nie jest już takie samo.
Kłopot polega na tym, że choć można zamknąć oczy, nie da się zamknąć myśli Gregor.. zapamiętaj to..

*A*
Dziewczyna delikatnie muskała jego szyję. Siedziała za nim, a dłonie wędrowały po jego umięśnionym brzuchu. On natomiast siedział w bezruchu i tępo wpatrywał się w zapalony rząd świeczek, które spokojnie stały na stoliku. Wszelkie starania brunetki, by zachęcić go do wspólnych pieszczot szły na marne, a to cholernie ją irytowało. Pomimo tego, że chciał wrócić do starego życia, które było beztroskie, skupiało się tylko na skokach i..
W starym życiu miałeś Sophie..
-Całą noc zamierzasz spędzić siedząc, jak fasolka w puszce?-cisza panująca w pokoju została przerwana przez niski i ciepły głos dziewczyny. Hm, po głosie nie da się wyczuć, że to dziewczyna lekkich obyczajów. Więc w życiu mylą pozory..
-Co?-odruchowo zadał to pytanie, które wchodziło mu powoli w nałóg.-Przepraszam, ale nie słuchałem.-wyjaśnił, nadal patrząc na świeczki.
-Kolego przyprowadziłeś mnie do domu, obiecałeś dobrą zabawę, a teraz serwujesz mi nockę pełną wycia z nudów. Mogłeś powiedzieć na samym początku, że nic z tego nie będzie, bo masz mnie w dupie, a nie...
-Gdybym miał cię w dupie to w ogóle by cię tu nie było.-rzekł spokojnie i wstał, przez co dziewczyna opadła na łóżko jak kukiełka. Chłopak podszedł do okna i spojrzał na oświetloną latarniami ulicę. Panował na niej taki spokój. Chciał by trochę tego spokoju zapanowało w jego sercu, umyśle, ciele..-Zapłacę ci za ten spędzony ze mną czas jeśli chcesz.
-Na to liczę.-poprawiła się na łóżku do pozycji siedzącej, a nagie uda okryła poduszką.-Zwykle idę z facetami do ich domu i coś się dzieje, lecz w twoim przypadku to nie mogę się doczekać wyjścia stąd.
-Sorry, że nie spełniam twoich oczekiwać, ale ochota mi przeszła.-włożył ręce w tylne kieszenie swoich jeansów i odwrócił się do niej przodem.
-Masz.-wyciągnęła w jego stronę małą, zgiętą w pół karteczkę.-Na ten numer masz mi przelać pieniądze. Nie mówię ile, więc co łaska.-następnie wstała, wzięła skórzaną kurtkę i ubrała ją.
-No poczekaj.-jęknął, gdy ta stała przy drzwiach i była gotowa wyjść.-Zostań ze mną.-złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie.
-Nie jestem psychologiem, więc raczej się nie dogadamy.-cmoknęła go w policzek.-Jeśli chcesz się komuś żalić albo siedzieć i nic nie robić to kup sobie psa.-powiedziała i wyszła. Został sam. Siadł w fotelu i zakrył twarz swoją bluzą. Odczuwał potrzebę wygadania się, może i ostrej krytyki.. Tylko kto miałby go wysłuchać i opieprzyć? Severin nie miał zamiaru się z nim przyjaźnić. Przez minione tygodnie ograniczał się do minimum w rozmawianiu z nim. A od kilku dni to minimum ograniczyło się do jeszcze mniejszego minimum. Koledzy z kadry również nie byli dobrą partią na takie rozmowy. Mógł pogadać o tym z rodzicami, lecz co by to zmieniło? Matka zaczęłaby swoje umoralniająco-pouczające gadki, a ojciec natychmiast by ją krytykował i wyrażał swoją opinię. Siostry? Jedna zaczęła układać sobie życie i nie miała czasu dla nikogo, prócz chłopaka i pracy. Druga podróżowała po świecie i wszędzie znajdywała pracę na jakiś czas. Wcześniej miał Sophie. Dziewczyna zawsze mu pomagała, rozmawiała, była dla niego wsparciem i wszystkim. Był po prostu ślepy, czy głupi, że nie widział ile wkładała w ten związek?
Uczucie samotności z własnego wyboru jest równie podłym uczuciem, jak uczucie samotności z wyboru innych, prawda Andreas?
Młody Niemiec tępo patrząc na swoje palce, mimowolnie się uśmiechnął. Był to tępy uśmiech, który oznaczał, że zaczyna godzić się z samotnością. Że jego życie zależy tylko od niego i musi polegać wyłącznie na sobie. Chłopak otworzył szufladę i wygrzebał małe pudełeczko z samego jej dna. Nie używał jego zawartości, bo nie widział takiej potrzeby, lecz dziś poczuł, że to odpowiednia chwila. Po chwili poczuł ból wynikający z przecinania skóry. Grymas szybko zmienił się w uśmiech, a z rozciętego miejsca zaczęła sączyć się krew..

*S*
Siedząc na łóżku co chwila zerkał w tył na śpiącą Caren. Spała, jak zabita, ale to go cieszyło. Przynajmniej będzie miał chwilę na spokojne zebranie myśli. Po jego głowie chodziły myśli odszukania Sophie. Policja zupełnie nie wchodziła w grę, bo jeśli teraz przebywa z Thomasem, a on się o tym dowie to może być po niej. Jedyną racjonalną opcją było wynajęcie detektywa, lecz czy to wystarczy? Czy da radę odnaleźć jedną dziewczynę, której miejsca pobytu nie zna, a ostatnie informacje jakie o niej ma to to, że własny chłopak władował ją w bagno, z którego sam musiał wyjść? Dręczyły go ogromne wyrzuty sumienia. Gdyby wcześniej otworzył tę głupią skrzynkę i dowiedział się prawdy to nigdy by do tego nie doszło. Jego mała siostrzyczka żyła, była obok, a on dowiedział się tego po ponad dwudziestu latach. W jednej chwili stracił szacunek do własnej osoby, bo traktował ją jak największego wroga, który chce zabrać mu przyjaciela, a okazało się, że to jego najbliższa osoba, prócz Caren jaka, mu została.
-Nie śpisz?-zaspany głos jego kobiety wyrwał go z zamyślenia.
-Głowa mnie boli. Nie mogę spać.-wyjąkał. Kobieta westchnęła i nic nie mówiąc wstała, a po chwili wróciła z tabletkami i wodą mineralną.-Dzięki.
-Severin co się dzieje?-usiadła obok niego i spojrzała mu w oczy. Co miał jej powiedzieć? Że wszystko gra? Że jest okey? Obiecali sobie szczerość w każdej sprawie, a jego sumienie nie pozwalało mu minąć się z prawdą. Niemiec schylił się i sięgnął pod łóżko. Wyjął pudełko, w którym były zdjęcia i listy od rodziców, a następnie podał je Caren.
-Otwórz i przeczytaj.
Kobieta zrobiła to co kazał. Najpierw obejrzała zdjęcia, a następnie zabrała się za czytanie listów. Gdy przeczytała ten, w którym ojciec wyjaśnił prawdę, aż sama była w szoku.
-Jak to masz siostrę?
-Gdybym wiedział to do nie dopuściłbym do tego..-złapał się za głowę i spuścił ją na dół.-Mam do siebie żal, że traktowałem ją tak podle. Że uwierzyłem temu draniowi i trzymałem jego stronę. Powiedz mi czemu otworzyłem to pieprzone pudełko dopiero teraz!-dał upust wszystkim swoim emocjom jakie siedziały w nim tej nocy. Jego ton głosu przeraził Caren. Nie bała się, bo to nadal był jej Severin, ale jeszcze nigdy nie widziała, ani nie słyszała takiej frustracji, zawiedzenia i nienawiści do siebie w jego głosie.
-Nie możesz winić za to siebie. Tym sposobem niczego nie zdziałasz.-położyła dłoń na jego ramieniu. Był spięty, ale pod jej dotykiem odrobinę się rozluźnił.
-Ja się nie winię Car.. Ja tylko się na sobie zawiodłem..-powiedział cicho i ucałował jej dłoń.-Nie wiem co robić. Gdzie jej szukać. Nic, kompletnie nic.
-Może pójdź na policję..-zaproponowała.
-To odpada. Ten gość może jej zrobić większą krzywdę niż robi.-odpowiedział.-Zresztą nie mam pojęcia czy ona u niego jest. Przecież nie mam z nią kontaktu.
-A detektyw? Mąż mojej przyjaciółki zajmuje się takimi sprawami, więc może warto...
-Też o tym myślałem. Tylko detektywi potrzebują jakichś tropów, informacji, a ja jestem totalnie zielony.
-Przecież to zrozumiałe.-powiedziała.-Hej, nie ty pierwszy chcesz znaleźć kogoś o kim nic nie wiesz. Severin na świecie są miliony takich osób, więc nie ma się czym dołować. Trzeba myśleć w miarę pozytywnie, bo inaczej idzie zwariować.
-Zawsze musisz mieć rację?-spojrzał na nią. Uśmiechała się, bo po raz kolejny udało jej się go pocieszyć. Właśnie za to ją kochał. Była wtedy, gdy nawet o to nie prosił. Pomagała, gdy tego nie wymagał. Pocieszała, gdy było źle.
Znalazłeś swój ideał Freund. Trzymaj się go, bo to unikat..
 -Rano o tym pogadamy, a teraz chodź spać.-powiedziała.
-Caren?-zwróciła swoją uwagę na mężczyznę.-Kocham cię.-wyszeptał po czym złożył na jej ustach pocałunek.
-Mówiłeś mi to z tysiące razy.-zaśmiała się.
-Wiem, ale dla ciebie te tysiące mogą się powtarzać cały czas.-ucałował ją w czoło i mocno do siebie przytulił.-Cieszę się, ze cię mam.
-To też już słyszałam.-znów usłyszał jej chichot.
-Więc muszę wymyślić jakieś nowe teksty.-również się zaśmiał.
-Głupek.
-Ale i tak mnie kochasz.-rzekł dumnie.
-Nie mam wyjścia. Takiego Freunda nie znajdę nigdzie indziej.-uśmiechnęła się, a Niemiec ponownie musnął jej usta i oboje oddali się nocnym przyjemnościom.





***
Dziś tak z perspektywy chłopaków. Nie pisało mi się źle tego rozdziału, bo odpowiednia muzyka działa cuda, lecz wam zostawiam go do oceny :)
PS. patrząc na wyniki ankiety można dostrzec, że zdecydowanie wygrywa Michi. Pomysł jest, pierwszy rozdział w trakcie pisania, obsada gotowa, więc widzimy się niedługo na MichaelHayboeckStory :)
Pozdrawiam i do napisania!






piątek, 23 stycznia 2015

Chapter 10.

Kiedyś prosiłem żebyś tylko mnie uchował,
 a dziś proszę Ciebie Boże, spraw, żebym wszystkiemu podołał.

Nieubłaganie szybko nadeszła niedziela. Czas leciał niby szybko, ale w pamięci nadal tkwił Thomas, jego koledzy i to, co się tam działo. Z drugiej strony to ten szybki upływ czasu zawdzięczam Anastasemu. Każdego dnia zabierał mnie w inne miejsce i opowiadał historie z nim związane. Zaimponowała mi jego duża wiedza i ta fascynacja widniejąca w jego szarych oczach. Można by rzec, że Anastas był typem bardzo wrażliwego i pełnego miłości człowieka, który nie został za to doceniony przez życie. Niestety od dwóch dni te spacery były krótsze. Mniej spędzonego czasu oznaczało  to, że byłam zdana na siebie. Innsbruck już nie był mi tak obcy, jednak nie czułam się dobrze sama. Nie po tym co przeszłam. Mężczyzna zdołał znaleźć zatrudnienie przy roznoszeniu ulotek. Opowiadał mi, że było bardzo trudno, lecz dał radę. Dziwi mnie, że wszyscy ludzie skazują człowieka bezdomnego na wszystko co najgorsze. Nie rozumiem, jak tak można. Przecież każdy z nas ma uczucia i łatwo go zranić. Za dzień roznoszenia po ulicy ulotek nie było kokosów, lecz starczało na kupno bułki i jakiegoś napoju. Byłam mu cholernie wdzięczna, bo nie musiał wydawać zarobionych pieniędzy także na jedzenie dla mnie, a jednak to robił. Dzisiejszego dnia również zostałam sama. Anastas odprowadził mnie do pobliskiego parku, a następnie poszedł w stronę rynku. Owy park był dość opustoszałym miejscem. Nie kręcili się tu ludzie, śpiew ptaków również był nikły, a drzewa zasłaniały sporą część. Park nie był duży, ale gdyby ktoś o niego zadbał to zacząłby cieszyć się popularnością. Stało tu kilka małych, brązowych ławeczek, fontanna, która raczej nie była już pierwszej młodości, kilka kubłów na śmieci i on. Nieduży, biały pomost. Usiadłam na nim po turecku i patykiem zaczęłam rysować kółeczka po wodzie. Na dodatek starałam się przypomnieć sobie coś z przeszłości. Chciałam, bo ta niewiedza była cholernym uczuciem. Głupio jest żyć z myślą, że ze swojego życia pamiętam tylko ten tydzień i czas, który spędziłam z Thomasem. Tak bardzo chcę wiedzieć skąd jestem, kim byłam i czy byłam szczęśliwa.. 
Moje przemyślenia przerwało dziwne uczucie, że ktoś mnie obserwuje. Poczułam stado mrówek chodzących po plecach. Wstrzymałam oddech i zaczęłam się przysłuchiwać, czy ktoś tu jest, czy tylko sobie coś uroiłam. Bałam się. Bałam się, jak cholera, ale co ja mogłam zrobić, prócz siedzenia i trzęsienia się ze strachu? Mogłam uciekać, ale czy to nie byłoby głupie? Zaczęłam wariować, bo przerażała mnie samotność. Ta cholerna samotność na którą teraz jestem skazana..

*A*
-Ruchy, ruchy  Wellinger!-po raz kolejny został upomniany przez trenera Schustera. Kadra przebywała właśnie na treningu. Pierwszym treningu, który oficjalnie należał do tych ostatnich przed sezonem. Teraz czekał ich gorący okres. Treningi, przedsezonowe wywiady, sesje, mierzenie kombinezonów. Najgorszą udręką było to, że mają ciężko trenować, ale też w jakiś magiczny sposób zachować moc i siłę na konkursy w Klingenthal. Chłopcy przebywali na nowej, wyremontowanej hali, która po połowie dnia przypominała pobojowisko. Wszystko za sprawą Markusa, Stephana, Daniela i Marinusa, którzy skakali jak dzikie małpy po klatkach. Reszta spokojnie podciągała się na linach, skakała przez płotki i biegała, lecz Andreas nie miał na nic ochoty. Wszystko go nudziło. Nic mu się nie chciało. Był czymś, co tylko miało przypominać człowieka, a nie nim być. Nie było w nim życia, ani zapału do treningu, co nie uszło uwadze Wernera.
-Wellinger do mnie. Już!-głos Niemca rozniósł się po echem po całej hali i przykuł uwagę wszystkich tam zgromadzonych. Chłopak zszedł z liny, na której spokojnie sobie dyndał i udał się do poirytowanego trenera.
-No co?-położył się na podłodze i zakrył twarz koszulką.
Andi, Andi.. siłownia nie gryzie chłopaku...
-Co się dziś z tobą dzieje?-czerwona podkładka i kilka kartek wylądowało na ławce, na której potem sam usiadł.
-Nic się nie dzieje. Tak tylko.. trochę mi się dziś nic nie chce.
-Co, co, co? Jak to ci się nie chce?
-No normalnie. Nie mam dziś chęci i ochoty na ćwiczenie.-strzepał coś ze swojej koszulki, ale nikt nie miał pojęcia co i spojrzał na Wernera.
-Słuchaj mnie chłopaku.-zgromił go wzrokiem.-Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co ci się dzieje w życiu prywatnym, ale nie przenoś tego na karierę. W Turcji też byłeś dziwny, ale nie mówiłem nic, bo myślałem, że to chwilowe. Teraz radze ci się wziąć w garść i trenować, jak należy.-dodał.
-Niech mi trener da kilka dni wolnego.-zupełnie olał słowa Schustera. Uśmiechnął się tak, jak zawsze gdy o coś prosił, lecz trener został nieugięty.
-Wellinger do cholery jasnej!-znów wszyscy obrzucili wzrokiem skoczka i szkoleniowca. Dał mi znak, że mają się nie interesować i kontynuować swoje zajęcia.-Pokładam w tobie nadzieje. Jesteś moim faworytem, co do tego sezonu, a ty sobie robisz jaja i odpuszczasz.-wycedził.-Chcesz zrobić na złość sobie, czy mi?
-Nikomu, ale..
-Jeśli twoje nastawienie się nie zmieni to przepraszam bardzo, ale jeśli w Klingenthal ktoś zapyta gdzie jest Andreas Wellinger to odpowiem, że ogląda skoki ze swojego salonu, siedząc na fotelu przed telewizorem.-kolejny raz zmierzył go ostrym spojrzeniem.
-Nie może pan.
-Ja cię bardzo lubię Andreas, lecz nie chcę zawodzić kibiców i całej kadry twoimi loteryjnymi skokami przez zmiany humoru.
-To tylko chwilowe.-powiedział.-Mam dobrą dyspozycję, ale muszę się nastawić na sezon. Niech mnie pan zrozumie.
-Rozumiem Cię, bo wiem jak to jest.-skoczek na chwilę odetchnął z ulgą.-Ale problem leży w twojej głowie, a nie dyspozycji. Jeśli twój mózg nie zacznie wyrzucać zbędnych myśli na czas, kiedy musisz się skupić na skokach no to sorry, ale nie zajdziesz daleko z takim podejściem.-powiedział, po czym zgarnął podkładkę z papierami i wstał.-Teraz idź do szatni, przebierz się i masz wolne. Dziś już się tu nie przydasz. Aaaa, no i jutro widzimy się na skoczni. I masz być taki, jak zawsze, bo inaczej masz zagwarantowane, że sezon zimowy spędzisz na telewizorze.-posłał skoczkowi pełne żalu do niego spojrzenie i odszedł.-Eisenbichler i Wenig spokój!-krzyknął. Andreas szybko się podniósł i poszedł do szatni. Był wściekły na siebie za to, że nie może skupić się na tym, co jest dla niego najważniejsze. Ze złości cisnął przepoconą koszulką w stronę okna i usiadł na ławce, po czym zakrył twarz dłońmi.
Czyżby w karierze też się nie układało? No popatrz jaka ironia losu. Dobrze ci tak. Może wreszcie zrozumiesz, że życie odpłaca ci się tym samym, czym ty odpłacałeś się innym.
-Zamknij się.-uderzył się w tył głowy i założył świeżą koszulkę, którą wyjął z torby. Przebrawszy się, wyszedł z budynku hali i odpalił papierosa. Tego potrzebował. Niby zwykły dym, a tak wiele znaczy. Słowa trenera uderzyły w jego nienaganną ambicję i ożywiły mózg. Nagle wszystko przestało być ważne, a w głowie pojawiła się myśl, co by tu zrobić żeby skoki były na wysoką skalę. Nie chciał zostać w domu. Co to to nie. Nie on. On jest Andreas Wellinger i zrobi wszystko, by jego nazwisko zapadło w pamięć wszystkim kibicom. On jest Andreas Wellinger i właśnie zmierza do pubu, by napić się w spokoju piwa, a od jutra skupić się w pełni na zbliżającym się sezonie.
***
Usiadłam pomiędzy dwoma drzewami i trzęsłam się ze strachu. Wrażenie, że ktoś tu jest było prawdziwe, bo widziałam jakąś postać zbliżającą się z daleka. Bałam się. Cholernie.. Kątem oka zerkałam w tamtą stronę, a ta osoba była bliżej. Coraz bliżej, a ja coraz bardziej odchodziłam od zmysłów.
-Cześć.-męski głos przeszył głuchą ciszę, a do moich nozdrzy wdarł się zapach ładnych i chyba drogich perfum.-Przestraszyłem cię?-spytał, patrząc na to, że siedzę przerażona, a twarz mówi sama za siebie.-Hej, nie musisz się mnie bać. Nie jestem jakimś zboczeńcem.-ukucnął zbyt blisko, dlatego się odsunęłam.-Jestem Gregor.-posłał w moją stronę przyjazny uśmiech.
-Sophie.-powiedziałam cicho.
-Mogę się dosiąść?-wskazał na miejsce obok mnie. Skinęłam głową na znak zgody. Usiadł, a przestrzeń między nami została wypełniona przez aparat marki Nikon.-Przepraszam.-spojrzał ukradkiem.-Nigdy nie zdarza mi się bawić w paparazzi, a ty tak pięknie wyglądałaś na tle tego jeziorka, że chciałem to sfotografować.-przepraszająco się uśmiechnął.-Jeśli chcesz zobaczyć to proszę.-podał mi aparat. Patrzyłam na niego, jak na ostatniego kretyna. Przestraszył mnie, jak cholera, a teraz zamierza pokazywać mi swoje zdjęcia? No dobra, zdjęcia na których byłam ja.
-Ładne.-skwitowałam oglądając któreś z kolei zdjęcie.-Jesteś zawodowcem?-zaśmiał się.
-Ja? No coś ty. Amatorsko tylko się w to bawię.-schował aparat do pokrowca i spojrzał na odbijające się w wodzie zachodzące słońce.
-Powinieneś zapłacić mi za to, że mój wizerunek jest wykorzystany na twoich zdjęciach.-przerwałam ciszę.
-Podobno za piękno trzeba sporo zapłacić, a ja aż tyle pieniędzy nie mam...-zrobił smutną minę, a ja cicho się zaśmiałam.
-Fakt, ale za piękno tego miejsca nie musisz płacić. Masz zapłacić tylko mi.
-To miejsce nie równa się z tobą.-spojrzał mi w oczy. Były takie.. takie hipnotyzujące. Ich kolor był głęboko, a sposób w jaki na mnie patrzył był dziwny, ale podobał mi się. W tamtej chwili zdążyłam dokładnie zlustrować jego twarz. Miał ładny kształt ust, nie miał monobrw, a fryzura doskonale podkreślała jego oczy. Teatralnie kaszlnęłam, by przerwać ten niezręczny moment.-Widzę cię tu pierwszy raz.
Dobra zmiana tematu, przystojniaku.
-Ja ciebie również.
-Chyba musisz być nowa w mieście, bo ja tu przebywam niemal codziennie. Zawsze po treningu tu przychodzę albo w każdej wolnej chwili, gdy nie mam ochoty na słuchanie kumpli.
-Lubisz to miejsce.-stwierdziłam wpatrując się w pływające kaczki.
-Nawet bardzo, ale przeszkadzają mi kręcący się tu bezdomni. Przychodzą tu i liczą, że spotkają jakiegoś frajera, który da im pieniądze.-zaśmiał się. A ja? Ja też byłam bezdomna. Też nie miałam pieniędzy, ale nie przychodziłam tu po to. Słowa chłopaka uraziły mnie i stąd pojawiło się ukłucie w sercu. Poczułam się nic nie warta.
-Jesteś chamski Gregor.-wyraźnie zdziwiły go moje słowa. Małe zakłopotanie wkradło się na jego twarz.
Mega słodką, seksowną, cudowną twarz!-Zamknij się.-skarciłam się w myślach.-Oceniasz ludzi, którzy są bezdomni, a nie wiesz jacy tak naprawdę są.
-Uwierz, że wiem. Połowa to pijacy, których rodziny wyrzuciły na bruk, a reszta to zwyczajni nieudacznicy.
-A mnie do jakieś grupy zaliczysz?
-Co?
-Pijakiem nie jestem i chyba nie byłam, nieudacznikiem.. też w sumie nie. Więc kim? Jestem bezdomna, siedzę tu, a jakoś nie żebrzę. Rozmawiasz ze mną dobrych kilka minut i nie powiedziałam ci żadnego tekstu, że potrzebuję kasy na chleb, czy cokolwiek.
-Gdybym wiedział..
-Gdybyś wiedział, że jestem jak ci ludzie, których tu spotykasz to byś się nie odzywał? Przykro mi, że takie masz zdanie o takich osobach. Ale cieszę się, ze ty do nich nie należysz, bo nie zdajesz sobie sprawy, jak cholernie jest trudno żyć, gdy ktoś wyrzuca cię na ulicy, nic nie pamiętasz, a potem żyjesz, jak typowy człowiek bez domu i jesteś zielony w takim układzie.-niemal wykrzyczałam mu to w twarz, a następnie wstałam.-Patrz, ja nie mam całych spodni tak, jak ty. Nie mam ciepłej bluzy, jak ty. Nie mam takiego aparatu, ale wiesz co mam Gregor? Mam serce dla ludzi. I nie oceniam ich po pozorach..-siedział z otwartymi ustami i wsłuchiwał się w mój monolog. Nie wiem czemu na niego naskoczyłam, nie miałam prawa. Ale z drugiej strony to obraził mnie i tych biednych ludzi. A tego mu nie daruję. Odwróciłam się na jednej nodze i zaczęłam iść w kierunku dobrze znanego mi rynku, na którym powinien być jeszcze Anastas. Spojrzałam w tył i zobaczyłam, że nadal tam siedzi i patrzy w moją stronę. Dziwny jest ten świat, jak to powiadają moi przyjaciele z noclegowni.


wtorek, 20 stycznia 2015

Chapter 9.

Nikt nie obiecywał,
że życie będzie łatwe

Nie mam zielonego pojęcia ile czasu byłam u Thomasa i jego miłych kolegów. Nie pamiętałam niczego, co było przed tym, jak się tu znalazłam. Od pewnego czasu w moich myślach pojawiała się czarna dziura, która za nic w świecie nie chciała niczego przypomnieć.  Teraz byłam w aucie. Siedziałam związana pośrodku dwóch łysych goryli. Pojęcia nie miałam co teraz ze mną zrobią. Czy wywiozą mnie do lasu, a tam ze mną skończą, czy po prostu puszczą mnie na wolność. Cieszyłabym się, gdyby sprawdziła się ta druga opcja, lecz z innej strony byłoby mi trudno. No bo jak dać sobie radę, kiedy nic nie pamiętam? Jedyne co, to pobyt u Thomasa. Tego obrzydliwego, napalonego zboczeńca. Byłam cała w sinikach, bo to co działo się przez ten czas było czymś strasznym. Na okrągło bicie, popychanie, wyzywanie i zmuszanie do seksu. To było najgorsze i naprawdę wolałabym być ciągle bita, niż pozbawiana honoru poprzez seks na zawołanie.
-Jak tam kochana?-zapytał siedzący po prawo pies Thomasa i położył mi dłoń na kolanie. Nie miałam zamiaru nawiązywać z nim rozmowy, więc zobaczywszy to, złapał mnie za podbródek.-Koleżanka dziś mało rozmowna.-parsknął.
-Nie zamierzam rozmawiać z łysym i grubym przygłupem.
-Jak ty na mnie powiedziałaś?!-na jego twarzy pojawiło się coś na znak irytacji. Jego dłoń była gotowa na uderzenie mnie, a mi było obojętne, czy to zrobi. Ból zniknął już jakiś czas temu, bo potem przywykłam.
-Manuel daruj sobie.-powiedział siedzący na fotelu pasażera Thomas.-Zaraz się jej pozbędziemy.-rzekł, a następnie wspólnie wybuchli śmiechem.
-Szefie, a za ile jakiś postój zrobimy?-odezwał się ten, co siedział po lewo.-Mam problemy pęcherzowe.
-Nie mój problem.
-Szefie no.-jęknął.
-Jak masz mi jęczeć, bo chce ci się sikać to wysiadaj. Ale potem zapieprzasz piechotą.-kierowca na te słowa zahamował, a gorylowi nagle się odechciało.
Droga ciągnęła się niesamowicie długo. Ale myślałam tylko o tym, że niedługo skończy się mój koszmar z nimi wszystkimi. Że będę wolna. To tylko siedziało w mojej głowie i było dla mnie ważne. 
-Szefie długo?-odezwał się Manuel.
-Jeszcze chwila.-mruknął pod nosem, ale nie oderwał go ode ekranu telefonu.
-A tak na oko?
-Na oko to chłop w szpitalu umarł. Siedź spokojnie, bo zaraz wysiądziesz.-uciszył go i wrócił do spokojnego grzebania w swoim samsungu. Jechaliśmy jeszcze sporo czasu. Dopiero pod wieczór auto się zatrzymało. Thomas i kierowca wysiedli i gdzieś poszli, a ja zostałam z tymi dwoma bałwanami, którzy byli półprzytomni. Cholerna niewiedza o tym, co będzie się ze mną działo, mnie zżerała niczym rdza żelazo. Najgorsze uczucie to chyba takie, gdy nie wiem kim byłeś kiedyś i co będzie dalej z twoim życiem... Serce mi omal stanęło, gdy koledzy wysiedli, a potem jeden z nich mnie wyciągnął.
-Spisałaś się słońce.-Thomas pogładził swoją ohydną dłonią mój policzek.-Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Więc żegnaj mała suko.-wycedził przez zaciśnięte zęby, a następnie uderzył mnie z taką siłą, że poleciałam do tyłu. Na chwilę mnie zamroczyło, lecz odzyskałam pełną świadomość, gdy pisk opon rozbiegł się po całej okolicy. Wspominałam już o najgorszym uczuciu? Tak? To przepraszam, ale nastąpiła pomyłka. Najgorsze uczucie jest wtedy, gdy nie wiesz gdzie jesteś, kim jesteś, jaki byłeś, kim będziesz i co będzie dalej. Bo dalej może być już tylko gorzej...

***
Zgrupowanie w Turcji wreszcie dobiegło końca, a na niemiecką kadrę czekała inauguracja sezonu, który rozpocznie się za  miesiąc i masa przygotowań do niego. Trener Schuster dał chłopakom kilka dni wolnych, bo sam potrzebował odpoczynku, ale to było zdecydowanie za mało czasu. Choć dla Andreasa było go za dużo. Coraz częściej przestawał wychodzić z domu, a jego myśli wracały do przeszłości. Do przeszłości, w której górowała Sophie i ich związek. Czy tęsknił?  To bardzo trudno powiedzieć, bo od pewnego czasu Andreas wyrażał tylko te negatywne emocje i słowo "kocham" było dla niego obce. Kilkakrotnie, gdy leżał w łóżku, starał się do niej dodzwonić. Nie przemyślał tylko tego, że Thomas wyrzuci jej kartę. Nie był taki głupi i dobrze wiedział, że jeśli Wellingerowi zachce się jej szukać to policja zacznie od namierzania numeru. Często wracał do snu, który przyśnił mu się podczas drugiej nocy, gdy byli w Turcji. Zastanawiał się, czy sen się spełnił, czy nie.
Teraz się panu na wyrzuty sumienia wzięło. Powiedz ty mi Wellinger, czemu ty masz taki wolny zapłon? Czy zawsze musi się coś stać, by ci potem to skoczkowe serducho ruszyło?
-Oh, zamknij się w końcu.-zakrył głowę poduszką, by tylko pozbyć się swojego "ja".
Staram się zrozumieć twoje dziwne życie. Pakujesz się w kłopoty, ranisz ludzi, tracisz ich, bawisz się nimi, a nagle potem wraca do ciebie ten dobry Andreas. Co ty kurwa odwalasz? Kim ty jesteś? Bo zachowujesz się, jak prima donna, a jesteś zwykłym Andreasem Wellingerem. Tak. Takim jednym, małym, głupim palantem, który nie potrafi trzymać życia w swoich rękach i zawsze coś spieprzy.
-Fajnie, dzięki za morał, cześć.-mruknął pod nosem i włożywszy słuchawki na uszy, zaszył się w swoim świecie.

Kolejną noc z rzędu mógł zaliczyć do nieprzespanych. Wpłynęło to na jego samopoczucie i wiecznie nienaganny wygląd, którego nie polepszył nawet zimny prysznic. Andreas założywszy szarą, dresową bluzę oraz słuchawki, wyszedł z domu, by w spokoju pobiegać. Samotne bieganie zawsze się sprawdzało, gdy chciał pobyć sam, by zebrać myśli i odciąć się od problemów. Chłopak tak, jak zwykle wyznaczył sobie tę samą trasę, czyli przez las, który kończył się, a za kilka metrów dalej był dom jego starego przyjaciela z czasów liceum. Po zakończeniu szkoły i jeden, i drugi zapomnieli o sobie, a ich kontakt się urwał. Skoczek jednak zawsze przypominał sobie stare czasy, kiedy tylko przebiegał obok jego posesji. Po dobrym kilometrze po prostu zawrócił. Zamiast biec do końca, dziś zawrócił w połowie. Pobiegł w przeciwną stronę, a w uszach słyszał piosenkę "Goodbye my lover".
Pamiętasz, jak to ona ci ją pokazała?
Pamiętasz, jak kiedyś słuchaliście tego na okrągło, gdy miała doła, a ty starałeś się ją pocieszyć?
Tego się nie zapomina Andi.. Musisz to pamiętać.
Niech coś w końcu do ciebie trafi człowieku..
Po jego policzku spłynęła mała kropelka, którą starł szybkim ruchem ręki. Pierwszy raz od dawna uronił jedną, jedyną łzę, bo jego dobry duszek chyba trafił w jego serce. Serce, które od dawna zapełnione było tylko miłością do siebie. Zatrzymał się dopiero przed dobrze znanym miejscem. Przed blokiem numer 13... A potem usiadł pod ścianą, gdzie nikt go nie mógł zobaczyć i na spokojnie dał swoim łzom wypłynąć na wierzch..

***
Mężczyzna zszedł ze strychu ze średniej wielkości pudełkiem, które od jakiegoś czasu kurzyło się na strychu. Jeszcze cztery lata temu był ciekaw, co w nim jest, ale potem mu przeszło. Było mu to obojętne. Zdmuchnąwszy kurz z wieka opakowanie, usiadł na beżowym fotelu i nabrał do ust powietrza. Podniósł pokrywę i pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to zdjęcia dzieci. Do tego jeszcze dwa resoraki, które dobrze znał, mały miś i dwa pożółkłe listy. Najpierw zaczął od oglądania zdjęć, na których w większości był on. Aż cieplej zrobiło mu się na sercu, kiedy przypomniał sobie czasy dzieciństwa. Następne zdjęcia przedstawiały małą dziewczynkę, która z pomocą jego matki, siedziała na dywanie z grzechotką i ubrana była w bielutką sukieneczkę. I właśnie wtedy otworzył jeden z listów, w którym była kopia aktu urodzenia jego i owej dziewczynki.
-Sophie Freund..-przeczytawszy dane osobowe dziewczynki, aż serce zabiło mu mocniej.-1995..-pokręcił głową patrząc na zdjęcia. Widział nikłe podobieństwo, gdy przystawił swoje zdjęcie do zdjęcia małej dziewczynki, ale nie przypuszczałby, że to jego malutka siostrzyczka. Dlatego po chwili sięgnął po drugą kopertę, w której był list napisany przez jego ojca.

"Kochany synku..
Napisanie tego listu jest o wiele trudniejsze, niż powiedzenie ci tego prosto w oczy. Z matką wiele razy zamierzaliśmy to zrobić, ale brakowało nam odwagi. Baliśmy się odrzucenia z twojej strony, a także tego, że możemy stracić i ciebie. Severin synku, gdy miałeś 6 lat.. pamiętasz, że matka zaszła w ciąże, a ty skakałeś, jak mała żaba ze szczęścia, że będziesz miał rodzeństwo? Potem, kiedy miałeś 7 i pół roku.. wtedy z matką przekazaliśmy ci, że twoja siostra została uprowadzona.. Synu my ją zwyczajnie w świecie oddaliśmy.. Straciłem pracę, matka nie mogła szukać żadnej roboty, bo zajmowała się domem, brakowało nam pieniędzy. Dorastałeś i czekało nas coraz więcej wydatków. Sophie była dla nas ciężarem, ale kochaliśmy ją. To właśnie z tej miłości postanowiliśmy ją oddać,by miała godne życie.  Oddaliśmy ją do adopcji w ręce państwa Fischer. Oni mieli warunki, by zapewnić jej dobrobyt. Na początku utrzymywaliśmy z nimi kontakt, lecz z czasem on się urwał. Jednak pomimo tego nigdy o niej nie zapomnieliśmy. Zapomnieliśmy tylko o jednym-o wyjawieniu prawdy tobie. Przykro mi, że dowiadujesz się o tym z listu.. Mam nadzieję, że gdy znajdziesz tę skrzynkę i przeczytasz ten list to wszystko zrozumiesz. 
A potem.. potem odnajdziesz Sophie..

                                                  Ojciec.."

-O cholera..-spojrzawszy na leżące zdjęcia, kręcił głową. Analizował każde słowo, które zostało napisane przez jego ojca.-Jezu..-rzucił kartkę na stolik, a potem przymknął oczy. Powoli zaczął rozumieć o co chodzi.. Zrozumiał wszystko. Zrozumiał, że oddana przed laty siostra, tak naprawdę była blisko. Bardzo blisko..

***
Noc nadeszła nieubłaganie szybko. Bałam się, bo nie miałam gdzie się podziać. Nawet nie znałam okolicy, nic. Siedziałam na parkowej ławce i patrzyłam na przechodzących ludzi, którzy pośpiesznie wracali z zakupów, wychodzili z dzieciakami albo spacerowali, zakochani w sobie po uszy. Oparłam brodę o kolana, bo tak było mi cieplej i przymknęłam oczy. W głowie miałam tą samą czarną dziurę. Chciało mi się płakać, bo byłam bezsilna.. nie znałam siebie, swojej przeszłości, swojego starego życia. Tylko Thomas.. Jego obrzydliwa twarz zapadła mi w pamięć.
-Takie dziewczyny powinny już siedzieć w domu. O tej porze roi się tu od bandytów.-obok usiadł jakiś starszy pan. Nie wyglądał na strasznego. Miał pobrudzoną twarz i stare, brudne już ubranie.-Przepraszam, chyba cię wystraszyłem.-uśmiechnął się, pokazując przy tym, że nie ma dwóch przednich zębów.
-Troszkę.-odpowiedziałam.-Może mi pan powiedzieć, gdzie jestem?-to pytanie nasunęło mi się od razu na myśl.
-Innsbruck moja droga. Mój stary, piękny Innsbruck.-westchnął, a w jego oczach dało się zauważyć nutkę smutku. Byłam w Austrii?
-Innsbruck?
-Tak. Jesteś zdziwiona?
-Nie..-westchnęłam.
-Powinnaś wracać do domu. Jest późno.
-Nie mam domu.-powiedziałam niemal szeptem.
-Jak to?
-Nie mam pojęcia skąd się tu wzięłam. Nawet nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek tu byłam...-w oczach stanęły mi łzy na myśl o moim losie. Mężczyzna chyba to zauważył, bo uścisnął mi dłoń, by dodać otuchy.
-Jestem  Anastas.-przedstawił się.
-Sophie.-chyba Sophie..tak bynajmniej zwracał się do mnie Thomas i jego koledzy.
-Ładne imię.. Moja żona się tak nazywała. Eh, piękna kobieta z niej była..
-Umarła?
-Wyjechała, a mnie zostawiła z dwójką dzieci. Syn wyrósł na biznesmena, robi karierę w Norwegii, a o starym ojcu zapomniał. Natomiast córka.. szkoda gadać. Kradzieże, sprawy sądowe. Siedzi w areszcie już czwarty rok za napad z bronią w ręku i zabójstwo.-powiedział.-Dzieci mi się nie udały. Żona tak samo, a życie to już w ogóle.
-To smutne..
-Ale prawdziwe. Nigdy nie wiesz, co cię czeka w tym fałszywym świecie. Nigdy.-powtórzył.-Chodź ze mną. Nie będziesz tu marzła.-wstał, nałożył na głowę czapkę, która była już trochę podziurawiona i czekał na mnie.
-Gdzie?
-Luksusowy hotel to nie jest, ale jest w miarę ciepło i da się wyspać.-tyle powiedział i ruszyliśmy przed siebie. Wiem, że nie powinno się tak ufać ludziom z ulicy, ale ten mężczyzna wydawał się taki miły. Zupełnie niegroźny, a mi zrobiło się szkoda, gdy opowiedział o swoim życiu.
-To tutaj.-wskazał na drzwi pobliskiej noclegowni dla bezdomnych. Pociągnął mnie za rękę i weszliśmy. Zobaczyłam tam tych wszystkich ludzi, którzy nie mieli swojego dachu nad głową. Którzy w oczach mieli wymalowany ból, a inni po prostu obojętność na to, co się z nimi dzieje. To było smutne. Z kilkoma osobami znalazłam wspólny język. Może to dziwne, ale czułam się wśród nich dobrze. I choć byli dziwni, bo tak z takimi osobami bywa, to mieli naprawdę wielkie i ciepłe serce. Przekonałam się o tym, bo przyjęli mnie, jak swoją i mi współczuli. Takim ludziom to tylko Oscary rozdawać..