*G*
Zszedł z góry, a potem rzucił spakowaną torbę pod drzwi łazienki i poszedł do salonu. Rzuciwszy się na sofę, włączył telewizor i przez przypadek trafił na jakąś powtórkę skoków letnich w Wiśle. Jego lenistwo osiągnęło szczyt i nawet nie pokusił się o przerzucenie na inny kanał. Podparł wygodnie dłonie pod głową i zaczął wpatrywanie się w ekran telewizora. I tak jakoś nie skupiał się na obrazie, a na tym, jak przekonać Sophie, by jechała z nim i resztą kadry do Klingenthal. Kuttin nie miał nic przeciwko, chłopaki po części zdążyli ją poznać, bo przez ostatnie kilka dni robili mu wlot na mieszkanie bez uprzedzenia, a sama Ann mówiła, że specjalnie kupi sobie bilet i poleci do Niemiec, by być tam razem z nią, jak oni będą zajęci. Tylko, że ta dziewczyna była cholernie uparta i skryta, a on nie wiedział, jak do niej dotrzeć. Ogólnie po ich rozmowie, gdy on się przed nią otworzył, ona stała się bardziej niedostępna. Zupełnie, jakby miała go dość i mieszkała z nim dlatego, że jej tu wygodnie.
Może po prostu z nią pogadaj, palancie? Czekasz, aż sama przyleci i będzie ci się spowiadać? Wiesz, jak banany z nieba nie spadają, tak i ona sama nie przyleci, więc się wysil.
Westchnął, po czym wstał i szurając nogami o dywan, udał się do kuchni, gdzie właśnie przygotowywała obiad. Będzie mu brakowało jej głosu, zapachu i kuchni przez weekend, ale taka praca. Poza tym żal mu ją zostawić samą, bo się o nią boi. Ostatnio, gdy włączył swojego laptopa od razu wyskoczyła mu stronka z informacjami o aborcji. Nikt inny prócz ich dwójki nie korzystał z urządzenia, więc to proste i logiczne, że to jej sprawka.
-Co tam gotujesz?-zagadnął stając obok i kradnąc plasterek ogórka.
-Zobaczysz.-powiedziała i wrzuciła warzywa do miski, a następnie zaczęła kroić ser feta.-Nie pilnuj mnie. Nie otruję cię.-zażartowała.
-Chciałem pogadać.-powiedział po sekundzie.-Teraz. Więc jeśli możesz to przerwij i usiądź.
-Mam się bać?-zmniejszyła ogień pod garnkiem z jakimś mięsem i usiadła na krześle.-Mam się wyprowadzić? Okey, ale chociaż daj mi dokończyć obiad, dobrze?-zerwała się z miejsca, a on ponownie usadził ją, delikatnie popychając za ramiona.
-Żadne wyprowadzić, coś ty.-powiedział.-Nie przeszkadza mi twoja obecność tutaj. Ba, ja wręcz ją lubię, bo dzięki tobie to mieszkanie ma w końcu w sobie życie.-uśmiechnęła się, a on odsunął krzesło u siadł na nim okrakiem naprzeciw dziewczyny.-Mogę zapytać prosto z mostu, bo nie za bardzo wiem, jak się za to zabrać?
-Najwyżej nie odpowiem.-zaśmiała się.
-Chcesz usunąć ciążę?
Spojrzał w jej przestraszone oczy, które błądziły po pomieszczeniu i czekał na jakikolwiek odzew z jej strony. Mogła nie odpowiedzieć, ale zależało mu na takiej informacji. Bez tego nie mógłby spokojnie jej zostawić tu w Austrii, gdy on byłby tyle kilometrów stąd.
-Ja nie mogę urodzić tego dziecka.-szepnęła w końcu.-Nienawidzę go i siebie..
-Czemu?-pyta zdecydowanym tonem głosu.-Sophie, dlaczego chcesz się go pozbyć?-w jej oczach dało się zobaczyć łzy, które natychmiastowo pojawiły się na zaróżowionych policzkach.-Mówisz, że go nienawidzisz, że nienawidzisz też siebie, więc daj mi konkretny powód; dlaczego?
-Bo to dziecko.. Nie mogę znieść myśli o tym, a co będzie, jak popatrzę na nie i przypomnę sobie, że to dziecko jest częścią tego sukinsyna..-wyłkała. Schowała twarz w dłonie, by nie widział jej zapłakanej twarzy i westchnęła.
-O kim mówisz?
-Zanim znalazłam się tu, byłam zakochana. Tak po uszy i serio myślałam, że ten chłopak jest tym jedynym.. Poznałam go w najgorszym momencie mojego życia, wtedy jak straciłam ostatnią osobę z rodziny.. Obiecywał mi, że będzie, że kocha, że pragnie. Karmił mnie kłamstwami, a ja mu wierzyłam.. Ten związek był zbyt idealny na samym początku, a potem.. Potem zaczęły się kłótnie, wszelakie spory, dochodziło do rękoczynów, wyzwiska sypały się kaskadami..
-To jego dziecko?
-Niby taki porządny, niby ten najlepszy z kadry, niby ideał, a jednak.. Jednak był dupkiem, sukinsynem.. Andreas Wellinger, przyszła gwiazda niemieckich skoków.-uśmiechnęła się ironicznie i pociągnęła nosem. Patrzył na nią i trawił każde słowo i ruch. Bo siedziała przed nim dziewczyna Wellingera, którą miał okazję spotkać podczas jakiegoś konkursu, a przypomniał sobie o tym dopiero teraz.
-Nosisz jego dziecko?
-Nie.-powiedziała szybko.-Widzisz, Gregor, Andreas miał problemy z alkoholem, z hazardem.-wyjaśniła.-Pewnego razu zabrakło mu pieniędzy na grę, więc zadłużył się u Thomasa.-to imię wypowiedziała z pogardą i skrzywiła się na samą myśl.-Potem nie miał z czego oddać, a rodziców prosić nie chciał.. Dlatego zamiast zapłacić za swoją głupotę swoim własnym tyłkiem to dał im mnie. Byłam pieprzoną zabawką w ich układzie.-rzekła.-Andreas, oddając mnie, załatwił sobie czyste konto, a ten oblech dostał nową zabawkę.. To było piekło.. Seks po kilka razy na dzień i za każdym razem był on wymuszony, potem bicie, jak zrobiłam coś nie tak, wyzywanie, szarpanie.. Dotykali mnie w każdym miejscu kiedy tylko mieli na to ochotę..
-Hej, Sophie, nie płacz.-zszedł z krzesła i ukucnął przed nią, uprzednio zgarniając z jej czoła pasemko włosów. Odkrył jej zapłakaną twarz, a jego serce wywijało fikołka, bo było mu jej żal.
-Cieszę się, że straciłam pamięć, bo zapomniałam o Wellingerze, o tym co mi zafundował i jak bardzo przez niego cierpiałam. Mam ochotę.. Mam ochotę zrobić mu coś o wiele gorszego, ale z drugiej strony uważam, że nie warto. Chcę zemsty, ale po co? To nie wymaże mi z pamięci tego koszmaru i Thomasa, to nie zmieni nic, co się wydarzyło..
-Dlatego nie chcesz ze mną jechać.-stwierdził.-Klingenthal jest dużą miejscowością, a pod skocznią będzie zbyt wielki tłum, byś go zobaczyła. Jeśli chcesz to nawet całodobową opiekę ci załatwię, ale..
-Ja nie wiem, czy chcę jechać do Niemiec..-westchnęła.-Kocham ten kraj, tam się wychowałam, ale spotkało mnie w nim tyle zła i szczęścia, że nie potrafię..
-Andreas nic ci nie zrobi, nie masz się czego obawiać.-ujął jej dłonie w swoje i wodził po nich kciukami. Schyliła głowę, bo jak włosy opadły na twarz to nie było widać łez.
-Nie obawiam się go.-powiedziała.-Dla mnie jest skończonym dupkiem, który nie ma miejsca w moim życiu, ale jak go spotkam.. Nie wiem, jak mogę zareagować. Mogę wykrzyczeć mu, jak go nienawidzę, spoliczkować go albo po prostu rzucić mu się na szyję, bo jakieś uczucia nadal we mnie siedzą..
-Kochasz go?-spytał. Pytanie tak łatwo wyszło z jego ust, ale ogarnął go ból w sercu i nagła chęć uderzenia w coś twardego. Bał się odpowiedzi, bo to zniszczyłoby wszystko. Zniszczyłoby jego, bo zaczęło mu cholernie zależeć na tej dziewczynie. Liczył się z każdym jej zdaniem, pytał o rady, prosił o pomoc, kłócił się, śmiał, pomagał jej, a ona mu. Czuł, że przy niej zaczyna życie od nowa, że opowiadanie o Sandrze wreszcie dostało swój epilog, a on może pisać kolejne opowiadanie. Tylko, że z Sophie w roli głównej. Odbierało mu rozum, gdy widział ją w samym ręczniku, kiedy przez przypadek zapominała rzeczy z pokoju. Ciekawiło go, jak wygląda, gdy leży na łóżku i jest w fazie zasypiania. Chciał przy niej być o każdej porze dnia i nocy, a także nie dałby nikomu jej skrzywdzić.
To się nazywa pierwszym stopniem zakochania, Schlieri.
-Sama nie wiem.. Przed tym, co się wydarzyło, byłam pewna, że już nic do niego nie czuję, lecz teraz.. On jest cholernym i skończonym draniem, ale jednak coś we mnie za nim tęskni.. Chociaż może dlatego, że on był wtedy, kiedy go potrzebowałam i dlatego ta więź istnieje..-westchnęła. On tak samo, bo pomimo tego, że nie powiedziała wprost, to i tak się czuł jakby przejechał go walec drogowy.
-Sophie..-zaczął, choć było mu ciężko. Nagle jego dobry humor znikł, a pojawił się ból, zazdrość, chęć walki o jej uczucia, o nią.-..nie mam prawa, by cię pouczać, ale nie możesz usunąć tego dziecka nawet jeśli jest dzieckiem, które powstało z gwałtów. Ono.. Ono niczemu nie jest winne i choć teraz mówisz, że go nienawidzisz to, gdy się go pozbędziesz będzie jeszcze trudniej..-wzmocnił uścisk jej dłoni i popatrzył w jej oczy.-Jesteś piękna, cudowna z ciebie osoba, masz dobre serce, więc nie łam się i walcz. Zobacz, przeszłaś koszmar, pechowe zakochanie się, a teraz w tobie siedzi mały człowiek. Nie będzie łatwo, ale.. Ale masz mnie i ja ci pomogę.-wyznał.-Możesz na mnie liczyć, Soph..
-Tylko, że ja..
-Dasz sobie radę, mała.-powiedział. Damy sobie radę, bo w końcu jesteśmy przyjaciółmi.-uśmiechnął się, choć miał ochotę powiedzieć jej, że coś zaczyna do niej czuć, że ciągnie go do siebie, jak lep, że zależy mu na niej. Na nich.-Ja swoje dziecko straciłem, więc ty nie niszcz tego, że masz to szczęście, by je urodzić, bo potem uświadomisz sobie, że kochałaś je, a nigdy nie widziałaś go na oczy.
-Powinieneś iść na psychologa, Gregor.-uśmiechnęła się przez łzy.-Dziękuję ci.-szepnęła. Nie zważając na nic po prostu ją przytulił i głaskał po plecach. Zwykłe przytulenie, ale dla niego było czymś wielkim, ważnym.
-Nie dziękuje się komuś za to, że po prostu jest.-powiedział cicho do jej ucha i oparł podbródek na ramieniu dziewczyny. Było mu dobrze w takiej pozycji i nie miał ochoty na przerywanie tego momentu, ale ona sama to zrobiła.
-Jakbym pojechała z tobą do Klingenthal..-zaczęła niepewnie, lecz nawet nie dał jej dokończyć.
-Jedziesz ze mną do Klingenthal, a ja nie dam ci zrobić krzywdy.-był pewny tego, co mówił, a ona widziała to w jego ciemnych oczach. Ponownie go przytuliła i delikatnie uniosła kąciki ust. Cieszył się z tego, że trafił na kogoś takiego, jak ona. Bo ona jest najlepszym lekarstwem na samotność. Kimś, kto teraz podnosi go, gdy inna osoba sprawiła, że upadł. Jest cholernie ważną osobą w jego życiu i dzisiejszego popołudnia uświadomił to sobie dobitnie. I będzie walczył, będzie się starał i będzie robił wszystko, by pokazać swoje uczucia. Bo Sophie zasługuje na miłość, a on ma jej w sobie bardzo dużo i chcę ofiarować ją dziewczynie.
*Stefan*
Leżał na łóżku swojej przyjaciółki Marisy i wgapiał się w sufit. Sam nie wiedział po co tu przyszedł, bo powinien teraz leżeć na swoim łóżku i szykować się do spania, ale nie chciał być sam. Mimo tego, że z Marisą mu nie wyszło, to zostali bardzo dobrymi przyjaciółmi i chyba takie relacje wychodzą im lepiej niż bawienie się w związek.
-Stefan, jeśli przyszedłeś do mnie, by sobie poleżeć na moim łóżku to sorry, ale złaź, bo ja muszę rano wstawać do pracy.-westchnęła zrzucając z łóżka jedną wolną poduszkę i popatrzyła na skoczka.
-Poleciałabyś na mnie, gdyby nasza znajomość zaczęła się do wpadnięcia na siebie w sklepie, a ja od razu zaliczyłbym glebę na karton mleka?-popatrzył na nią swoimi brązowymi oczyma, a ta przysiadła na brzeg łóżka i założyła nogę na nogę.
-Czyli wyjaśnił się powód twojej wizyty.-zaśmiała się.-Ładna jest?-zapytała, a Stefan od razu szerzej się uśmiechnął na myśl o jej rudych włosach, które zawiewają na czoło, o głosie, który tak bardzo go denerwuje, o jej ustach, które już raz pocałował.
-Jest piękniejsza niż wszystkie gwiazdy na niebie..-rozmarzył się.
-Nie filozofuj, bo pomyślę, że serio się zakochałeś.-walnęła go pięścią w kolano i zaśmiała się.-Zakochałeś się?-wrzasnęła, jak psychicznie chora i spojrzała na niego.
-Każdy ma prawo do odrobiny szczęścia.-powiedział.
-Więc czemu nie leżysz na łóżku u tego swojego szczęścia tylko u mnie, co?
-I tu jest punkt dla ciebie.-nie zrozumiała go, więc pozostało jej patrzenie się na niego.-Bo ona jest dziwna.-usiadł i oparł się o zimną pomarańczową ścianę, a następnie wziął poduszkę i zaczął się nią bawić.-Jest chamska, wredna, zdecydowana, żartobliwa, śmieszna..-wymieniał.
-Wypisz wymaluj ósmy cud świata, ale gdzie leży
ale?
-Nie lubi mnie.-powiedział smutnym głosem.-Jak mnie zobaczy to widzę chęć zamordowania mnie, jak coś powiem to gasi mnie od razu, obraża mnie, jak cholera, zachowuje się wobec mnie co najmniej dziwnie i niestosownie, ale mnie to cholernie pociąga.-wyznał.
-Więc czemu jej tego nie powiesz?-zrobiła minę typu "człowieku kim jesteś".
-Rozmowa z nią nie wygląda tak, jak rozmowa z tobą. Ona ciągle się śmieje, żartuje, wyzywa, przeklina, widzi we wszystkim pozytywy i wszystko ją cieszy, a ja przy niej robię się taki mały. Tracę na pewności siebie i daję sobie wejść na głowę, a ona to wykorzystuje..
-Czyli Stefcio się zakochał, a panienka nie?-zaśmiała się.
-Ma na imię Ann.-znów odleciał w krainę marzeń.-Rude włosy, ciemne oczy, seksowna figura, chociaż widziałem ją trzy razy w życiu i za każdym ubrana była w jakąś bluzę, ale miała krótkie spodenki, no i te kocie ruchy..
-Weź ty do niej zadzwoń i jej to powiedz, kochany.-ziewnęła, po czym położyła się na jednej połowie łóżka i okryła kołdrą.
-Właściwie to ja nie mam jej numeru.-znów spowodował u niej atak śmiechu.-No co znowu?
-Słucham cię i nie dowierzam, wiesz?-zapytała siadając.-Jesteś Stefan Kraft, człowiek który działa na kobiety, jak miód na niedźwiadka. Zawsze wyciągasz od nich numery i idziesz z nimi do łóżka, a tu pojawia się jakaś tam Ann i głupiejesz.-pokiwała z uznaniem głową.-Człowieku, takie coś nazywa się zakochaniem i chyba cię porządnie wzięło skoro teraz siedzisz u mnie i o tym ględzisz, a ja nie mogę iść spać, bo muszę cię słuchać.-dodała z uśmiechem.
-Masz rację, przepraszam.-westchnął i zszedł z łóżka.-Sorry, że ci popsułem wieczór. Pewnie miałaś inne plany.-posłał blondynce przepraszający uśmiech i nałożył na siebie szary sweter.-Miłej nocy.-złapał za klamkę od drzwi i uchylił je.
-Nie masz za co mnie przepraszać, Stefi.-odpowiedziała.-Cieszę się, że jest ktoś dla kogo tracisz rozum, wiesz? I tak samo dobrze wiesz, że twoje problemy są moimi problemami, więc cieszę się, że przyszedłeś z tym do mnie.-dziewczyna podeszła do niego i przytuliła go.-Powodzenia na zawodach, lamusie.-spojrzała na niego i poczochrała idealnie ułożone włosy.-I powodzenia z Ann.-to dodała szeptem, a chłopak uśmiechnął się i opuścił jej pokój. Marisa zazwyczaj miała rację i znała go, jak mało kto. Dlatego diagnoza z zakochaniem się wcale go nie zaskoczyła. On to wiedział, lecz dopiero ona uświadomiła mu, że tak jest na sto procent.
-Dobranoc.-rzucił krótki tekst rodzicom dziewczyny, którzy siedzieli w salonie przed telewizorem i wyszedł z ich domu. Cel; dom, sypialnia i porządny sen. Czynniki, które mogą to zniszczyć; myśli krążące wokół Ann.
Klingenthal
*S*
Klingethal. Jego ukochane Klingenthal.. Stał w oknie swojego pokoju, który przypadł mu z Krausem i patrzył na skocznię. Uwielbiał takie dni, jak ten. Piękna pogoda, choć chmury nie dawały pewności, że ona się nie popsuje oraz ten dreszczyk, który towarzyszył mu zawsze przed pierwszym konkursem w sezonie. Szybko minęło odkąd pożegnał się z letnim skakaniem, a już przyszedł czas na zimowe. Pokręcił głową i usiadł na fotelu. Ostatnimi czasy zapomniał o Sophie. Na głowie miał ważniejsze sprawy, które związany były z wiecznymi treningami, a przy Caren wolał nie poruszać tematu o dziewczynie. Wybrali datę ślubu, który ma odbyć się na wiosnę i kilka dni temu dowiedział się, że parę miesięcy zostanie tatą. To była dla niego najlepsza wiadomość jaką kiedykolwiek zdarzyło mu się usłyszeć.
-Severin, halo!-wrzasnął Kraus, który od kilku minut mówił do niego, a ten nie raczył zareagować.-Nie wiem, czy wiesz, ale mamy za pięć minut spotkanie z Schusterem.-powiedział, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Niechętnie wstał i uczynił to samo. Zakluczył drzwi, schował klucz do spodni, po czym cierpliwie przystanął w oczekiwaniu na windę. Zajął się oglądaniem przycisków i migających światełek. Drzwi rozsunęły się i pewnym siebie krokiem zamierzał do niej wkroczyć, ale zatkało go, kiedy tylko podniósł wzrok.
-Święty Boże.-wyszeptał łapiąc się za serce. Brunetka patrzyła na niego i nie wiedziała, jak ma zareagować. Przed nią stał najlepszy przyjaciel jej byłego, a przed nim jego własna siostra.-Ty żyjesz.-stwierdził dotykając jej ramienia.-Boże, Sophie.-na jego twarzy malowało się wzruszenie i szczęście, że widzi ją całą, zdrową i w dodatku w towarzystwie Schlierenzauera.-Cześć Gregor.-przywitał się z Austriakiem, który był równie zdezorientowany, jak ona.
-Powiem ci, że w życiu nie spodziewałabym się takiego przywitania z twojej strony, Sev.-powiedziała kąśliwie i wysiliła się na uśmiech.
-Musimy porozmawiać.-wypalił.
-Nie mam ochoty gadać o twoim serdecznym przyjacielu.-warknęła.
-Ja tak samo.
-Zostawić was samych?-odezwał się Gregor. Poprawił torbę należącą do dziewczyny i popatrzył to na niego, to na nią.
-Właściwie to ja pędzę na spotkanie z Schusterem.-powiedział Niemiec.-Mogłabyś pojawić się o 18 w hotelowej restauracji?
-Jaką mam mieć pewność, że nie przyleziesz ze swoim kolegą?
-Wielką, bo nie mam z nim żadnych kontaktów, prócz tych na treningach.
-Postaram się być.
-No to.. do zobaczenia.-powiedział nieśmiało, po czym wcisnął guzik, a drzwi zasunęły się i zostawiły go samego z myślami. Teraz zadręczał się, jak powiedzieć jej, że są rodzeństwem. Kilka minut temu potraktowała go, jak wroga, ale nie dziwił się, a za trzy godziny potraktuje go jak wariata, idiotę, czy kretyna?
Zamówił drugą mocną kawę i w oczekiwaniu na zamówienie oraz dziewczynę, stukał palcami o blat stolika. Nerwy zżerały go gorzej niż przed jego pierwszym podejściem do prawa jazdy. Czuł, że musi być ostrożny i, że ma nie wyskakiwać ze wszystkim od razu, bo dziewczyna mu nie ufa.
Trudno, prawdę znać musi.
Wreszcie zobaczył ją, jak weszła do lokalu ze Schlierenzauerem i Koflerem, którzy podążyli do stolika, gdzie była reszta Austriaków, a ta rozejrzała się po stolikach i ruszyła w jego stronę.
-Jestem.-zakomunikowała siadając.-Więc rozmawiajmy, Severin.-wycedziła jego imię przez zęby i przewróciła oczyma.
-Co się z tobą działo?-zapytał.-Dziękuję.-zwrócił się do kelnerki, która przyniosła zamówienie. Brunetka olała kelnerkę i poprawiła się na krześle. Wbiła w niego wzrok, który powodował paraliż mowy jego ciała i zaśmiała się.
-Dobrze wiedziałeś, co Andreas planuje, więc sam się domyśl co się ze mną działo.
-Chciałem..
-Mogę ci nakłamać, że przez ten czas jeździłam sobie po Tokio, Paryżu, Oklahomie i tak dalej, ale po co? Znasz prawdę.
-Przecież wiesz, że chciałem ci powiedzieć, ale wtedy zadzwoniła Caren.-starał się jakoś wybrnąć z niewygodnej sytuacji, ale nie dawała za wygraną. Znów się zaśmiała.
-Od tego dnia było jeszcze kilka innych i jakoś nie pokwapiłeś się, by przyjść i mi to powiedzieć.-wysyczała.-Chciałeś udawać Brata Alberta, ale coś ci nie wyszło, wiesz?
-Wiem, przyznaję się bez bicia.
-Cieszy mnie to, a teraz przepraszam, lecz czekają na mnie.-wskazała palcem na stolik, gdzie siedzieli i wgapiali się w nich Austriacy. Wstała.
-Poczekaj.-powiedział.-Proszę.
-Czego ty jeszcze chcesz, Severin? Masz zamiar odkupić winy tego dupka, czy chcesz przeprosić mnie za to, że się urodziłam? Bo jakby nie było, ale tak właśnie kiedyś powiedziałeś.-przypomniała mu i ponownie usiadła.
-Starałem się cię znaleźć..-zaczął opowiadać historię życia.-.. zaraz po tym, jak zobaczyłem to.-dokończył, po czym wyjął z kieszeni dwie kartki, które nosił ze sobą niemalże wszędzie.-Zobacz.-podsunął je bliżej niej. Wzięła jedną i uważnie wodziła po niej wzrokiem. Skupiała się na każdej literce, znaku interpunkcyjnym. Kiedy skończyła na jej twarzy malowało się zdziwienie, szok. Sięgnęła po drugą i nawet nie doszła do połowy, a odłożyła ją i popatrzyła na niego. Lustrował wzrokiem jej twarz. Dostrzegł jakieś małe podobieństwa między sobą, a nią, lecz to były błahostki.-Powiesz coś?-zapytał ze spokojem.
-Co mam powiedzieć? Nie każdy z dnia na dzień czyta swój akt urodzenia i list od prawdziwego ojca..-jej wzrok wlepił się w ciemny blat stolika, a palce zacisnęły się na jego krawędzi.
-Z początku sam w to nie wierzyłem, ale..
-Rodzice mówili mi, że jestem adoptowana, ale nie powiedzieli kim są moi rodzice. Mówili, że mam brata, ale nie wiedziałam, czy on wie, że ma siostrę..
-Dowiedziałem się o tym nie dawno.-rzekł zgodnie z prawdą.-Sophie, ja przepraszam.-szepnął spoglądając na dziewczynę ukradkiem.-Powiedziałem tyle złych słów pod twoim adresem, traktowałem cię jak wroga, bo rzekomo raniłaś mojego przyjaciela, ale gdybym wiedział to wcześniej.. Nigdy nie pozwoliłbym na to, żeby ten sukinsyn tak cię wystawił.-zacisnął pięści na myśl o Wellingerze i westchnął.-Cholernie mi przykro, że nie otworzyłem tej skrzynki wcześniej, że..
-Przestań.-przerwała.-W moim życiu pojawiło się kilka zmian, które pokazały mi, że nie warto nosić urazy, ani nic.. Powiedzmy, że mój mózg przeszedł porządną regenerację i.. Zapomnijmy o tym. Braciszku..-w jego jasnych oczach pojawiły się łzy, a w jej zawitało szczęście. Bo żyła z myślą, że nie ma już nikogo, a teraz przebywa ze swoim własnym rodzonym bratem i jest zamknięta w jego uścisku.
-Ironia losu?-zapytała wyswobadzając się z jego objęć.-Czy raczej przypadkowe szczęście?
-Przypadkowe szczęście, siostrzyczko.-uśmiechnął się, a na sercu poczuł ciepło, szczęście i cholerną ulgę.
*G*
-Stary, zaraz wyjdziesz z siebie i staniesz obok, jak nie opanujesz nerwów.-powiedział do niego Hayboeck, po czym się zaśmiał. Miał rację, powinien był się opanować, ale nie mógł. Sophie siedziała przy stoliku z Freundem, przytulił ją, a teraz żartowali i gadali jakby byli starymi dobrymi przyjaciółmi. Nie wyglądali na zagubionych i wrogo nastawionych do siebie, jak w windzie.
-Schlieri się zakochał.-rzucił Fettner, a wspomniany skoczek uderzył go w głowę.
-Gregor, myślisz, że tego nie widać?-zapytał wcinający kanapkę Kofler.-Na treningach zacząłeś gadać tylko o niej, obchodzi cię jej zdanie i nawet kolor koszulki kupiłeś czerwony, bo jest jej ulubiony kolor, patrzysz się na nią i masz ochotę tam pójść, zabić Severina i zamknąć się z nią w Narnii...
-Skończ.-uciął Schlieri.-Zajmij się swoją kanapką, bo Kraft ci ją zwinie.-wskazał dyskretnie na zamyślonego Stefana i uśmiechnął się pod nosem.
-Mówiłeś coś?
-Jednak nasz Stefcio żyje.-powiedział uradowany Manuel.-Ty też się zakochałeś, jak Schlieri?-znów dostał w głowę od Gregora.
-Właśnie, Gregor musimy pogadać.-skwitował Kraft i wstał od stolika.
-Teraz?-jęknął.
-Stefan, przełóż rozmowę, bo Schlieri musi obserwować przebieg wydarzeń.-rzucił Kofler, który został poparty przez resztę kolegów z kadry.-Co te miłości..
-Jak masz tą pieprzoną kanapkę to się nią zajmij, a za mnie zejdź.-warknął Schlierenzauer.-Chodź, Kraft.
-O Boże, pan wielce zakochany nam szopki odstawia.-Manuel udał oburzonego za co dostał brawa od chłopaków.
-Ty się Manuel zamknij, bo dziewczyny nie masz, więc gówno wiesz o miłości.-powiedział dobitnie Kraft i podążył za starszym kolegą do holu. Gregor stanął pomiędzy zasłoną, a tablicą informacyjną i co chwila zerkał do środka lokalu. Był zazdrosny. Cholerne uczucie zazdrości wyżerało mu resztki racjonalnego myślenia i godności osobistej.
-Mam sprawę.-powiedział Stefan. Spojrzał na niego od niechcenia i znów skierował wzrok na stolik Freunda.-Masz może numer do Ann?-zapytał nieśmiało, a Schlieri omal nie wybuch ze śmiechu.-Co?
-Prosisz mnie o numer do Ann, a miałeś kilka okazji żeby sam go zdobyć.
-Miałem, fakt, ale nie skorzystałem.-powiedział.
-Ja nie mam, ale Sophie ma.-odpowiedział.-Jak chcesz to ci załatwię i podeślę sms'em.-uśmiechnął się.
-Będę wdzięczny. Nawet nie wiesz, jak bardzo.-złożył dłonie do kupy i ukłonił się, jak przed pierwszą Komunią Świętą.
-Wystarczy, że mnie na weselisko zaprosisz.-zażartował.
-Chyba jednak ty będziesz pierwszy.
-Nie wydaje mi się.-odparł.
-Zobaczysz, że za jakiś czas przyjdziesz do mnie i powiesz Stary, żenię się, a ty jesteś moim świadkiem.
-Masz zbyt wielką wyobraźnię.-rzucił Schlieri i ruszył w kierunku restauracji.
-Może i tak, ale i tak jestem z ciebie dumny!
-Bo?
-Bo oddałeś jeden z tych swoich głupich smartów Soph, a to coś oznacza.-poklepał go po plecach z uznaniem i obaj z uśmiechem dołączyli do swoich kolegów.
***
-Muszę się zbierać, bo jutro rano mnie Schuster zabije.-oparł się o oparcie i pomasował skronie.
-Nadal cięty? Czy choć troszkę się zmienił?
-Schuster i jakiekolwiek zmiany, dobre sobie.-parsknął śmiechem.-Mam nadzieję, że jutro będziesz mi kibicować.-pogroził palcem, a ja pokiwałam głową.-Nie no, będziesz swojemu Gregorkowi kibicować.-powiedział.
-To nie jest mój Gregorek.
-Zobaczysz, że za jakiś czas przyjdziesz do mnie i powie Bracie, wychodzę za mąż, a ty szykuj kasę.
-Marzenia, kochany.-wstaliśmy od stolika i zasunęliśmy krzesła. Severin zgarnął bluzę pod pachę i ruszyliśmy do wyjścia. Nie spodziewałam się, że po tym co działo się między nami kiedyś, teraz będziemy ze sobą gadać i będzie nam mało. W sumie, co tu się dziwić? To mój starszy brat i muszę postarać się go w jakiś sposób pokochać.
-To do zobaczenia.-pocałował mnie w policzek na pożegnanie i odszedł. Odwróciłam się na pięcie, by odejść do stolika Austriaków, ale moje ciało przeszedł dreszcz. Zobaczyłam przed sobą kogoś, kogo najmniej potrzebowałam w tym momencie. Wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył ducha. Zapewne nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś mnie spotka. Pewnie myślał, że Thomas skończy ze mną raz na zawsze.
-Witaj, Andreas.-powiedziałam chłodno...