niedziela, 15 lutego 2015

Epilog.

`Ko­niec - zna­ny też ja­ko no­wy początek. 

*24 grudnia dom rodzinny Schlierenzauerów*

Zielone drzewko roznosiło swój zapach po całym salonie, otulając nas przyjemnym ciepłem, które związane jest z obecnymi już świętami. Zawieszałam kolejną złotawą bombkę na gałęzi, a na moich ustach widniał uśmiech. Te święta będą najlepszymi świętami jakie kiedykolwiek miałam. I nie chodzi mi o to, że ubieram choinkę i tylko to należy do moich zajęć. Chodzi mi o to, że spędzam je z ukochaną osobą, przy której wiem, że nie stanie mi się nic złego, jest z nami jego rodzina, która przyjęła mnie ciepło i serdecznie, w powietrzu unosi się świąteczna atmosfera, z radia płyną świąteczne piosenki, a Lucas i Gloria chodzą i starają się je śpiewać. Cieszę się, że mogę tu być. Że życie, które najpierw dawało mi w tyłek, teraz jest dla mnie łaskawe. Cieszę się, że mam kogoś takiego, jak Gregor. Jest naprawdę czułym, romantycznym, wrażliwym i kochającym chłopakiem. Zawiezie cię do sześciu lekarzy jednego dnia, gdy usłyszy, że kichasz albo zamknie się z tobą w pokoju na klucz, byś nie mogła nigdzie wyjść, bo musisz leżeć.
-O czym ty tak myślisz?-właśnie zawiesiłam ostatnią ozdobę, gdy ktoś, a raczej Gregor, stanął za mną i pocałował mnie w szyję.
-Tak sporadycznie o wszystkim.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
-Czyli o mnie też.-odwrócił mnie przodem do siebie, położył dłonie na biodrach i spojrzał w oczy.-Czuję, że te święta będą wyjątkowe.-nachylił się i wyszeptał te słowa do mojego ucha. Uśmiechnęłam się.
-Tak? A dlaczego?
-Bo spędzam je z najwspanialszą dziewczyną, którą kocham, jak wariat.. Bo jest ze mną moja rodzina, która zaakceptowała cię od razu i która jest przy mnie zawsze.. Bo...-i tu zawiesił głos, a ja spojrzałam na niego w taki sposób, by wymusić odpowiedź.-Bo jest z nami nasze dziecko..-spuścił głowę w dół, jakby myślał, że go za to spoliczkuję. A ja zamiast tego po prostu się rozpłakałam. Bo nosiłam pod sercem dziecko, którego na początku nie chciałam i które nie było jego. A on sprawił, że pokochałam je i sam chce być dla niego ojcem. Czy jest jakiś piękniejszy prezent na święta? 
-Kocham cię, Gregor.-wyszeptałam i mocno się do niego przytuliłam. Łzy spływały z moich policzków na jego idealnie wyprasowaną koszulę w kratę i zostawiały małe plamki. Głaskał mnie po plecach i całował we włosy, a mnie rozpierało szczęście, że w końcu jest na świecie ktoś, komu na mnie zależy.
-A ja kocham was.-odsunął mnie od siebie i po chwili złączył nasze usta w jedność. 


Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.

24 grudnia l mieszkanie Wellingera

 Pieprzone święta nadeszły i każda reklama przesączona była tym całym świątecznym klimatem. Dlaczego w kalendarzu istnieje w ogóle takie święto? Czy to naprawdę konieczne?
Oh, Andreas. Mówisz tak, bo życie spieprzyło ci się po całości..
"Zgodzę się z tobą, wiesz?"
Matka wniosła pozew rozwodowy po tym, jak ojciec sprał ją na kwaśne jabłko. On sam znalazł sobie młodszą i zamieszkał u niej. Tanja wyprowadziła się do swojego nowego chłopaka, który mieszka w Szwajcarii, Julia również zostawiła swojego dotychczasowego faceta i wyjechała na studia do Francji. Matka? Matka jest na terapii. Siedzi w ośrodku, zamknięta od świata i leczy się, bo popadła w depresję. A ja? A ja zostałem sam. Severin od dawna miał mnie w dupie. Marinus, Markus i reszta chłopaków stwierdziła, że jestem dzieciakiem, który się o wszystko humorzy i mają mnie dość. Koledzy spoza okręgu sportu również się ode mnie odwrócili. Sophie.. Ona już o mnie zapomniała. Wyleczyła się ze mnie. Ostatnio widziałem ją. Na intagramie Gregora. Wstawił zdjęcie, jak dziewczyna siedzi w bluzie z logiem jego ulubionego zespołu, a on daje jej buziaka w policzek. Palący ból w sercu spowodował, że po prostu płakałem. Bo zostałem sam.. I nie mam już nic. I nikt mi nie pomoże, tak jak ja Sophie, gdy straciła ostatnią ważną dla siebie osobę..


*****
I tak kończą się perypetie Sophie Fischer oraz Andreasa i Gregora. Mimo trudności jakie spotkały ją w życiu-nie poddała się. Andreas zachował się, jak głupi szczeniak i jego zachowanie ukazuje, że przez kilka głupich słów, czynów możemy stracić ludzi, którym na nas zależy i nas kochali. Gregor, który zakochał się w Sandrze i przez długi czas zamknął się na miłość i świat nareszcie zakochał się na nowo. Jego przypadek to czysta osoba, która kocha aż po grób, ale chce też być kochana.
 _______________________

Kochani! 
Miał być jeszcze jeden rozdział oraz ten cholerny epilog.. Ale stwierdziłam, że lepiej napisać to, co miało i tak zostać napisane,  niż brnąć i pogrążać się w ostatnim rozdziale. 
Szczerze mówiąc nie mogłabym znieść myśli, że piszę ostatni rozdział, więc zrobiłam sobie taką niespodziankę poprzednim rozdziałem.

Opowiadanie, które tak naprawdę zostało stworzone z nudów, stało się czymś co z każdym kolejnym rozdziałem było dla mnie ważne. Poniekąd to dzięki Wam teraz jest mi ciężko pożegnać się z tym opowiadaniem. Pokochałam je i pokochałam Was! 

•Dziękuję za 208 komentarzy
•Dziękuję za ponad 9 tysięcy wyświetleń do tej pory!
•Dziękuję za to, że byliście i dawaliście mi mega pozytywnego powera do pisania!
•Dziękuję wszystkim tym, którzy byli tu, ale nie komentowali.
Jesteście cudowni ♥

Z wielkim bólem serca muszę ogłosić, że.. Blog Przypadkowe Szczęście zostaje oficjalnie zakończony.

Jednak moja przygoda z blogowaniem się nie kończy. Zapraszam Was serdecznie na bloga z Maćkiem i Kubą Kotem (http://uczucia-nieznane.blogspot.com/) !
Mam nadzieję, że tam też będę mogła na was liczyć :)

Buziaki ;* i do zobaczenia na Uczucia nieznane.

czwartek, 12 lutego 2015

Chapter 22.

Czy dla dwóch różnych planet
Co kręcą się wciąż
Jest przewidziane spotkanie
Czy sięgną swych rąk
Chce wierzyć w to 

*A* 

Szok, który teraz widniał w jego jasnych tęczówkach był wprost nie do opisania. Gryzł się z myślami, czy to naprawdę ona, czy po prostu zwykły sen. Przecież przez ostatnie kilka dni myślał tylko o niej, śnił tylko o niej, więc może zacząć wariować. I chyba ta opcja byłaby lepsza, bo gdy przywitała go chłodnym tonem głosu i zjechała spojrzeniem, poczuł się, jak nic nie warta rzecz.
Poczułeś się tak, jak ona, gdy zafundowałeś jej wycieczkę życia.
Stał przed nią kompletnie sparaliżowany i nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Tak łatwo było na nią patrzeć, a tak cholernie źle, by coś powiedzieć.
-Kiedyś byłeś bardziej wygadany.-znów to chłodne spojrzenie. Znów przeszły go ciarki, a umysł opanował chaos. Zamrugał kilka razy, jakby to miało w czymś pomóc i wreszcie wykonał jakiś ruch. Chciał dotknąć jej policzka, tak zwyczajnie go pogładzić, by do końca uświadomić sobie, że to jego Sophie. Że stoi tu i to nie jest żaden pieprzony żart. Że właśnie zabija go wzrokiem, ale to nadal te same oczy, które kochał.-Czyżbyś nagle zmienił się w cichą myszkę?-parsknęła śmiechem.
No co tam, Andiś? Nie masz nic do powiedzenia? Nagle ci mowę odebrało? Nagle taki cichutki chłopczyk z ciebie? No popatrz, popatrz.. Jakaś ironia losu?
-Sophie..-wyszeptał.
Serio, Wellinger? Stać cię tylko na tyle? Ona ma rację-kiedyś byłeś bardziej wygadanym chłopcem.
Dziewczyna pokiwała z politowaniem głową i zostawiła go samego. Tak po prostu. Odeszła do siedzących Austriaków, pogadała z nimi przez chwilę i opuściła lokal wraz ze Schlierenzauerem. A on stał na środku, jak ostatni idiota. Wpatrywał się w miejsce, w którym dopiero co stała i nadal nie wierzył, że to ona. 
Spodziewałeś się, że umrze? Że Thomas schowa ją w piwnicy i będzie wyciągał na specjalne okazje? Jesteś taki głupi, czy tylko stwarzasz pozory?

*** 

Przygotowywałam się na to, że w końcu go spotkam, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Brałam pod uwagę, że rzucę się na niego i wydrapię mu oczy albo, że od razu walnę go w głowę jakimś łomem i zakopię, a ja po prostu zachowałam zimną krew i resztki opanowania. Może i pomysł z zemstą nie jest głupi, ale po co mam to robić? Mam zniżać się do poziomu tego dupka? Mam pokazać mu, że to co mi zrobił wywarło na mnie taką presję, zamiast pokazać, że przez to jestem jeszcze silniejsza?
-O czym myślisz?-zapytał Gregor leżąc na moim łóżku, podczas gdy ja stałam przy oknie i patrzyłam, jak nad Klingenthal zapada zmrok.
-O niczym ważnym.-ucięłam i odsunęłam się od okna. Usiadłam na pufie, spojrzałam na chłopaka i widziałam, że nurtuje go jakieś pytanie.-No zapytaj i miej to z głowy.-uśmiechnęłam się.
-Skąd ty wiesz, kiedy chcę o coś pytać?
-Zdążyłam cię poznać. No pytaj.
-Myślisz o nim?-spuściłam wzrok na swoje splecione dłonie.-Kochasz go, bo o nim myślisz.-parsknął, po czym usiadł i wbił we mnie spojrzenie.
-A jak myślę o tobie, czy o Ann to znaczy, że was kocham?-broniłam się najlepiej jak umiałam.
-Ze mną i Ann nie spędzasz tyle czasu, co kiedyś z nim, więc to zupełnie inna historia.
-O co ci chodzi, Gregor?
-O nic mi nie chodzi.-przewrócił oczyma i wstał. Był zły i zawiedziony, lecz chciał to jakoś zamaskować i zajął się bawieniem jakimś wazonem na kwiaty.
-Myślisz o Sandrze, więc ją kochasz, bo wiele razem przeszliście i jakoś nie reaguję na takie sytuacje tak, jak ty. Nic ci do mnie i do moich uczuć, rozumiesz? Jeśli chcę kochać tego dupka to będę go kochać i nie przestanę.-wycedziłam. Jego zachowanie ostatnio było dziwne. Niezrozumiałe dla mnie i dla niego chyba też. Zauważyłam, że robi się zły, gdy wspomnę o tym, co działo się w moim życiu kiedyś. Nie ma żadnych praw traktować mnie, jak swoją własność, a wydaje mi się, że ta znajomość do tego zmierza.
-Rozumiem.-pokiwał głową.-Twoje uczucia są zarezerwowane tylko dla Wellingera.. Szkoda, że nie pomyślisz o kimś innym..-ostatnie słowa powiedział tak cicho, że szło ich nie usłyszeć i po prostu sobie wyszedł. Z wielkim bólem na twarzy opuścił mój pokój, a ja zostałam ze swoim chorym umysłem, który kazał mi do niego lecieć i przepraszać za kilka słów.
Głupia jesteś.
Nie widzisz, że mu na tobie zależy? Czy ty w ogóle widziałaś jaki spięty był przez twoją pogawędkę z Freundem? Jak zaczęło go nosić, gdy wpadłaś na Wellingera? Wyrzuć tego pieprzonego blondyna z głowy i zajmij się szatynem. Wielokrotnie kazałaś Schlierenzauerowi się zakochać od nowa, a kiedy już to zrobił to tego nie widzisz. Zakochał się w tobie, kretynko...

*G*

Wszedł do swojego pokoju, który dzielił z Fettnerem i rzucił się na swoje łóżko. Z łazienki dobiegł odgłos puszczanej wody, co oznaczało, że brunet bierze właśnie prysznic, a on ma chwilę na uporządkowanie myśli. Cholernie było mu przykro, że Sophie nie zauważała jak się stara. Myślami siedziała przy Andreasie, przy tym co między nimi było, a to on chciał być w tych myślach. Brunetka była tą, dzięki której zapomniał o Sandrze, otworzył się na świat i stał się tym starym, pewnym siebie i śmiesznym Gregorem. Tym, którego uwielbiał każdy. Gdyby nie ona to nadal siedziałby w mieszkaniu i bił się z myślami.
-Stary, żyjesz?-Manuel pomachał mu dłonią przed oczyma. Ocknął się i odepchnął kolegę, który był zdecydowanie za blisko.
-Musisz się tak drzeć?
-Nie muszę, ale nie reagujesz, jak mówię spokojnym tonem. Coś za bardzo odpływasz..-uśmiechnął się tajemniczo i przysiadł obok chłopaka.-Co ta miłość z tobą robi.-zaśmiał się.
-Jaka miłość? Ja i to uczucie, to przeszłość.-wstał i podszedł do stołu, by napić się soku jabłkowego.
-Nie bajeruj mi tu, bo widzę, jak się patrzysz na Sophie.-powiedział.-Stary, nie ukryjesz przed światem, że się zakochałeś.
-Fettner, weź ty sprawdź, czy cię w Krafta walizce nie ma, okey?-Gregor rzucił mi błagalne spojrzenie, po czym wszedł do łazienki i zakluczył drzwi. Głupi Fettner zdążył zauważyć, że się w niej zakochał, a ona sama nie. Była aż tak zaślepiona Wellingerem, czy olewała to? Może wcale jej się nie podobał? Może traktowała go tylko i wyłącznie, jak przyjaciela? Miał tyle pytań w głowie i na żadne nie chciał znać odpowiedzi. Bo prawda bolałaby go gorzej, niż ukrywanie jej.
No i co ja mam z tobą zrobic, Schlieri? Rada, byś leciał po bombonierkę i bukiet róż to tu nie pasuje.. Po misia tak samo nie warto.. Po pierścionek tym bardziej, bo wypłoszysz dziewczynę jeszcze gorzej.. Jesteś w ciemnej dupie, za przeproszeniem. I jeśli nie pokażesz jej dobitnie, że się w niej zakochałeś to będzie masakra. Miej na uwadze, że mimo krzywdy jaką jej zafundował, mimo tego wszystkiego i mimo swoich zapewnień, że go nienawidzi to gdzieś tam w głębi jeszcze jakaś mała miłość siedzi. Spinaj schlierenzauerowe pośladeczki i staraj się, bo będzie za późno.

*A*

Kwalifikacje do niedzielnego konkursu przebiegły bez żadnych opóźnień, ani nieprzewidzianych zdarzeń. Dla niego ważne było to, że ma kwalifikację i teraz zostało pytanie, czy Schuster zmieni zdanie. Bardzo zależało mu na tym, by być w składzie do jutrzejszego konkursu drużynowego. Jego marzeniem było stanąć na podium z kolegami na pierwszym konkursie, a nie oglądać ich spod skoczni albo przed telewizorem.
Skoczek zmierzał właśnie do miasteczka skoczków. W Klingenthal panował już totalny klimat rozpoczynającego sezonu, a kibice dawali o sobie znać już od rana. Na sam widok wkradał się uśmiech, a serce pękało z dumy, że wśród tylu osób  są osoby, które trzymają za niego kciuki.
Pamiętasz, jak liczyło się dla ciebie, by tylko jedna osoba je trzymała? Ah, przecież ona była całym twoim światem, Andiś.
-Zamknij się.-warknął pod nosem.
-Jeszcze nic nie powiedziałam, a ty już mnie gasisz.-usłyszał za sobą dobrze znany swoim uszom głos.-Chyba jednak się nie zmieniłeś.-śmiech rozkazał mu odkręcić się i spojrzeć w jej tęczówki. Jej policzki były różowe od zimna. Na głowie miała czapkę z inicjałami GS, co oznaczało dla ciebie tylko jedno; Schlierenzauer skradł jej serce, które należało kiedyś do ciebie.
-Wyrosłaś tu, jak spod ziemi.-powiedział cicho.
-Wczoraj miałeś o wiele ciekawszą minę.-zaśmiała się. Zapanowała cisza, która była cholernie krępująca, ale brakło mu odwagi, by się odezwać. Ona zaś patrzyła na swoje buty i jedną nogą kopała dołek w małej kupce śniegu.-Dziwi cię to, że tu jestem, prawda?-spojrzała na niego spod byka. Zestresował się, bo tak właśnie było. Spodziewał się wszystkiego, ale nie jej tutaj.  Pokiwał twierdząco głową, a ta znów zajęła się oglądaniem butów.-Życie nas zaskakuje, jeszcze o tym nie wiesz? Ja spodziewałam się, że jak cię spotkam to obije cię buźkę za to, co mi zrobiłeś, ale życie mnie zaskoczyło i tego nie zrobiłam.-znów ten śmiech. Perfidnie się z niego śmiała, a on przyjmował to ze spokojem. Jeszcze do nie dawna był gotów dać jej za to w twarz, wykręcić nadgarstek, a teraz nic.
Uczucia wzięły górę nad naszym maleństwem?
-Jesteś zwykłym, egoistycznym sukinsynem, który myśli tylko o sobie i swoim tyłku.
Chyba ktoś tu cię obraził.. Może wyznaj, że ten sukinsyn ją nadal kocha i będzie po sprawie.
-Dobrze wiesz, że musiałem.-jego ton przybrał nieco na sile. Nie chciał dać się omamić podświadomości i poniżać słowami dziewczyny. To nie w jego stylu.
Stary Wellinger się już nie odrodzi, uwierz mi. Za bardzo ją kochasz żeby stać się tym samym draniem, którym byłeś.
-Ze współczucia mam rzucić ci się na szyję, czy od razu się rozpłakać, by wczuć się w twój dramat, co?
-Gdybym tego nie zrobił, to Thomas...
-Skopał by ci porządnie tyłek i tego się przestraszyłeś.-prychnęła.-Zakończyło by się na siniakach, kilku stróżkach krwi i byłoby po sprawie, ale nie, bo zawsze można oddać swoją dziewczynę i niech ona spłaca twoje grzechy.-spojrzała w jego niebieskie tęczówki. Widział w nich nienawiść. Zero smutku, zero bólu. Zwyczajna nienawiść do jego osoby i to wystarczyło, by zbić trochę jego pewności siebie.-Zakończyłam ten związek, więc po jaką cholerę mnie w to mieszałeś? Czy ty w ogóle pomyślałeś o tym, co może się ze mną stać? Co ten skurwiel może mi zrobić? No powiedz mi, pomyślałeś?
-Dużo razy o tym myślałem..
-Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, wiesz? Bo ty od dawna przestałeś liczyć się z moimi uczuciami, miałeś mnie w dupie i wisiało ci, co się dzieje w moim życiu. Lepiej było siedzieć w kasynie i przegrywać pieniądze albo szlajać się z Freundem po barach i zalewać w trupa. Dziewczyna była potrzebna ci do seksu, gotowania i przenocowania cię, i wiesz? Ja myślałam, że ty ciężko trenujesz, że może twoi rodzice nie dają ci zbyt wiele luzu, ale po czasie doszło do mnie, że problem leży w tobie, a nie w innych. To ty się zgubiłeś we własnym życiu, a wszyscy dookoła ciebie byli naiwni, że ci próbowali pomóc. Chociaż w sumie to ja byłam naiwna, bo jakoś większości nie obchodziłeś, a podobno to byli twoi wielcy przyjaciele.-powiedziała.
Raniła go tymi słowami, bo było w nich cholernie dużo prawdy. Ona zawsze miała rację. Zawsze. A on był życiowym błędem, który się pogubił.
-Nienawidzę cię za to, że pojawiłeś się w moim życiu, że rozkochałeś mnie w sobie i karmiłeś pustymi słowami, za to, że przez ciebie cierpiałam...-w jej oczach stanęły łzy. Zacisnęła powieki oraz dłonie w pięść i kontynuowała.-..jestem zerem, pieprzonym dupkiem bez uczuć.. Nienawidzę siebie, że dałam się omotać takiemu komuś, jak ty.. Ale jak spojrzę na to z innej strony to jednak ci dziękuję.-wyznała szeptem. Otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
-Za co?
-Bo gdyby nie twój strach o własny tyłek to nigdy nie poznałabym Gregora.-przygryzła wargę i się uśmiechnęła.-Zupełne przeciwieństwo ciebie, wiesz? Jednak na tym świecie są prawdziwi mężczyźni, a nie tacy nieudacznicy, jak ty.-powiedziała dobitnie i znów zostawiła go samego. Bolało go wszystko, co o nim powiedziała. Bolało go to, że miała rację, że zmieszała go z błotem mówiąc szczerą prawdę.
Jesteś zerem...
Może i za późno zrozumiał swój błąd. Może za późno odkrył uczucia. Może za późno uświadomił sobie, ze tak naprawdę to ona była najważniejsza w jego życiu i miał tylko ją. Jednak nic nie tłumaczyło tego, co zrobił. Nic, ani nikt nie mógł mu pomóc, bo zrobił to sam z siebie. Sam z siebie ją stracił i dlatego ma to, co ma. A teraz ma kilka słonawych łez na policzku, ból w sercu oraz nienawiść do samego siebie za spieprzone życie..

***

Na sercu czułam ogromną ulgę. Wyrzuciłam z siebie wszystko to, co miałam mu do powiedzenia i żadnego z tych słów nie żałowałam. Każde z nich było przesączone prawdziwością i żalem do niego. Chciałam sprawić, by czuł cierpienie na moich oczach. Osiągnęłam swój cel i nawet nie potrafię opisać tego, jaką euforię wtedy czułam. Widok Andreasa Wellingera, który z pewnego siebie chłopaka i udawanego cwaniaka nagle zmienia się w mięczaka, w oczach ma łzy i nie wie co robić. Ten widok był lepszy niż jakakolwiek komedia.
Nie liczył się już dla mnie. Andreas to skończony rozdział. Najgorszy i nieudany rozdział mojego życia. Teraz skupiam się na tym, co jest dla mnie ważne, czyli moja przyszłość, moje dziecko.. i Schlierenzauer. Podczas rozmowy z Wellingerem doszło do mnie to, że Gregorowi na mnie zależy, bo tylko to tłumaczy jego głupkowate zachowanie i wczorajsze słowa, które padły z jego ust, gdy opuszczał mój pokój.
-Zgadnij kto to!-ktoś, a raczej Stefan, zaszedł mnie od tyłu i zakrył oczy dłońmi.
-Pewnie Kasai.-powiedziałam ironicznie.
-Ktoś o wiele bardziej przystojniejszy.
-Fannemel?
-Wiesz co? Uważać Fannemela za przystojniaka, a mnie nie?-oburzony stanął przede mną z plastikowym kubkiem kawy, a na jego twarzy był szeroki uśmiech. Wzięłam od niego kubek bez pytania i napiłam się dwa łyki ciepłej cieczy, po czym oddałam mu go.
-Urodziło ci się dziecko, czy w końcu przysłali ci list z informacją, że przyjmą cię do cyrku?-zapytałam kąśliwie, a ten się zaśmiał.
-Spędzasz za dużo czasu z Ann. Ogranicz to kobieto, bo będziesz taka, jak ona.-odgryzł się.
-Ale nie zaprzeczysz, że zachowanie Ann cię pociąga.-zaśmiałam się. Na jego policzkach zagościł słodki rumieniec, który starał się ukryć chowając bardziej twarz w kołnierz kurtki.-Stefan Kraft się zakochał, no nie wierzę!-krzyknęłam, a po sekundzie dostałam za to małą kulką śniegu w nos.
-Nie drzyj się, bo pomyślą, że cię znam.-spiorunowałam go wzrokiem.-Słuchaj.. Bo prosiłem Gregora o małą przysługę, ale chyba o tym zapomniał..
-Chcesz numer do Ann, tak?-zapytałam ze śmiechem.-Da się z ciebie czytać, jak z otwartej księgi, Stefciu.
-Nienawidzę, jak mówisz do mnie Stefciu.
-Oj.-powiedziałam.-Chyba zaraz padnie mi bateria.-spojrzałam na ekran telefonu i zrobiłam smutną minę.
-Proszę.-pokręciłam przecząco.-Proszę...-znów zaprzeczyłam.-Proszę, proszę, proszę.-i kolejny raz nic. Chłopak oddał mi kubek z kończącą się kawą, ukląkł i spojrzał na mnie swoimi słodkimi oczkami. Nie mogłam się oprzeć i dałam mu numer do rudowłosej. Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, a i ja zaczęłam się cieszyć, że chociaż jedna osoba z mojego otoczenia wie czego chce i chce walczyć o swoje szczęście.
-Wiszę ci za to dużego miśka!-pocałował mnie w policzek, po czym odsunął się na kilka metrów.-Od wczoraj chodzi nabuzowany, jak wulkan na Sycylii, a na treningu wyrzucał sobie, że się zachował wobec ciebie źle.-powiedział.-Pogadaj z nim.-uścisnął moją dłoń i odszedł..

Szłam korytarzem, na którego końcu był pokój Schlierenzauera. Muszę z nim porozmawiać i to tak szczerze. Ale cholernie się boję. Nawet nie wiem, czy mam go przepraszać za wczoraj, czy zacząć luźną rozmowę, czy przytulić go..
-Miałem do ciebie iść..-powiedział nagle stając przede mną z jedną czerwoną różą.
-A ja idę właśnie do ciebie.-uśmiechnęłam się.
-Sophie..-podał mi różę, po czym złapał mnie za prawą dłoń i spojrzał w oczy.-Zakochałem się w tobie..


***
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Mały rozgardiasz w domu, który związany jest z przyjazdem rodziny i od razu człowiek męczy się nad napisaniem jednego rozdziału..
Jednak są plusy dzisiejszego dnia, ponieważ nareszcie dostałam wyczekiwany autograf Piotrka Żyły ♥

No i moje kochane Misiaki.. jeszcze jeden rozdział i pozostał nam epilog :(

Maciej Kot i jego brat czekają na was tutaj: Uczucia nieznane

Miłego wieczoru z czytaniem rozdziału numer 22. :*


wtorek, 10 lutego 2015

Chapter 21.

To przecież Twoje życie jest
Popełniaj błędy i naprawiaj je
Gdy dotkniesz dna odbijaj się
Wykorzystaj czas, drugiego już nie będziesz miał 

*G*

Zszedł z góry, a potem rzucił spakowaną torbę pod drzwi łazienki i poszedł do salonu. Rzuciwszy się na sofę, włączył telewizor i przez przypadek trafił na jakąś powtórkę skoków letnich w Wiśle. Jego lenistwo osiągnęło szczyt i nawet nie pokusił się o przerzucenie na inny kanał. Podparł wygodnie dłonie pod głową i zaczął wpatrywanie się w ekran telewizora. I tak jakoś nie skupiał się na obrazie, a na tym, jak przekonać Sophie, by jechała z nim i resztą kadry do Klingenthal. Kuttin nie miał nic przeciwko, chłopaki po części zdążyli ją poznać, bo przez ostatnie kilka dni robili mu wlot na mieszkanie bez uprzedzenia, a sama Ann mówiła, że specjalnie kupi sobie bilet i poleci do Niemiec, by być tam razem z nią, jak oni będą zajęci. Tylko, że ta dziewczyna była cholernie uparta i skryta, a on nie wiedział, jak do niej dotrzeć. Ogólnie po ich rozmowie, gdy on się przed nią otworzył, ona stała się bardziej niedostępna. Zupełnie, jakby miała go dość i mieszkała z nim dlatego, że jej tu wygodnie.
Może po prostu z nią pogadaj, palancie? Czekasz, aż sama przyleci i będzie ci się spowiadać? Wiesz, jak banany z nieba nie spadają, tak i ona sama nie przyleci, więc się wysil.
Westchnął, po czym wstał i szurając nogami o dywan, udał się do kuchni, gdzie właśnie przygotowywała obiad. Będzie mu brakowało jej głosu, zapachu i kuchni przez weekend, ale taka praca. Poza tym żal mu ją zostawić samą, bo się o nią boi. Ostatnio, gdy włączył swojego laptopa od razu wyskoczyła mu stronka z informacjami o aborcji. Nikt inny prócz ich dwójki nie korzystał z urządzenia, więc to proste i logiczne, że to jej sprawka.
-Co tam gotujesz?-zagadnął stając obok i kradnąc plasterek ogórka.
-Zobaczysz.-powiedziała i wrzuciła warzywa do miski, a następnie zaczęła kroić ser feta.-Nie pilnuj mnie. Nie otruję cię.-zażartowała.
-Chciałem pogadać.-powiedział po sekundzie.-Teraz. Więc jeśli możesz to przerwij i usiądź.
-Mam się bać?-zmniejszyła ogień pod garnkiem z jakimś mięsem i usiadła na krześle.-Mam się wyprowadzić? Okey, ale chociaż daj mi dokończyć obiad, dobrze?-zerwała się z miejsca, a  on ponownie usadził ją, delikatnie popychając za ramiona.
-Żadne wyprowadzić, coś ty.-powiedział.-Nie przeszkadza mi twoja obecność tutaj. Ba, ja wręcz ją lubię, bo dzięki tobie to mieszkanie ma w końcu w sobie życie.-uśmiechnęła się, a on odsunął krzesło u siadł na nim okrakiem naprzeciw dziewczyny.-Mogę zapytać prosto z mostu, bo nie za bardzo wiem, jak się za to zabrać?
-Najwyżej nie odpowiem.-zaśmiała się.
-Chcesz usunąć ciążę?
Spojrzał w jej przestraszone oczy, które błądziły po pomieszczeniu i czekał na jakikolwiek odzew z jej strony. Mogła nie odpowiedzieć, ale zależało mu na takiej informacji. Bez tego nie mógłby spokojnie jej zostawić tu w Austrii, gdy on byłby tyle kilometrów stąd.
-Ja nie mogę urodzić tego dziecka.-szepnęła w końcu.-Nienawidzę go i siebie..
-Czemu?-pyta zdecydowanym tonem głosu.-Sophie, dlaczego chcesz się go pozbyć?-w jej oczach dało się zobaczyć łzy, które natychmiastowo pojawiły się na zaróżowionych policzkach.-Mówisz, że go nienawidzisz, że nienawidzisz też siebie, więc daj mi konkretny powód; dlaczego?
-Bo to dziecko.. Nie mogę znieść myśli o tym, a co będzie, jak popatrzę na nie i przypomnę sobie, że to dziecko jest częścią tego sukinsyna..-wyłkała. Schowała twarz w dłonie, by nie widział jej zapłakanej twarzy i westchnęła.
-O kim mówisz?
-Zanim znalazłam się tu, byłam zakochana. Tak po uszy i serio myślałam, że ten chłopak jest tym jedynym.. Poznałam go w najgorszym momencie mojego życia, wtedy jak straciłam ostatnią osobę z rodziny.. Obiecywał mi, że będzie, że kocha, że pragnie. Karmił mnie kłamstwami, a ja mu wierzyłam.. Ten związek był zbyt idealny na samym początku, a potem.. Potem zaczęły się kłótnie, wszelakie spory, dochodziło do rękoczynów, wyzwiska sypały się kaskadami..
-To jego dziecko?
-Niby taki porządny, niby ten najlepszy z kadry, niby ideał, a jednak.. Jednak był dupkiem, sukinsynem.. Andreas Wellinger, przyszła gwiazda niemieckich skoków.-uśmiechnęła się ironicznie i pociągnęła nosem. Patrzył na nią i trawił każde słowo i ruch. Bo siedziała przed nim dziewczyna Wellingera, którą miał okazję spotkać podczas jakiegoś konkursu, a przypomniał sobie o tym dopiero teraz.
-Nosisz jego dziecko?
-Nie.-powiedziała szybko.-Widzisz, Gregor, Andreas miał problemy z alkoholem, z hazardem.-wyjaśniła.-Pewnego razu zabrakło mu pieniędzy na grę, więc zadłużył się u Thomasa.-to imię wypowiedziała z pogardą i skrzywiła się na samą myśl.-Potem nie miał z czego oddać, a rodziców prosić nie chciał.. Dlatego zamiast zapłacić za swoją głupotę swoim własnym tyłkiem to dał im mnie. Byłam pieprzoną zabawką w ich układzie.-rzekła.-Andreas, oddając mnie, załatwił sobie czyste konto, a ten oblech dostał nową zabawkę.. To było piekło.. Seks po kilka razy na dzień i za każdym razem był on wymuszony, potem bicie, jak zrobiłam coś nie tak, wyzywanie, szarpanie.. Dotykali mnie w każdym miejscu kiedy tylko mieli na to ochotę..
-Hej, Sophie, nie płacz.-zszedł z krzesła i ukucnął przed nią, uprzednio zgarniając z jej czoła pasemko włosów. Odkrył jej zapłakaną twarz, a jego serce wywijało fikołka, bo było mu jej żal.
-Cieszę się, że straciłam pamięć, bo zapomniałam o Wellingerze, o tym co mi zafundował i jak bardzo przez niego cierpiałam. Mam ochotę.. Mam ochotę zrobić mu coś o wiele gorszego, ale z drugiej strony uważam, że nie warto. Chcę zemsty, ale po co? To nie wymaże mi z pamięci tego koszmaru i Thomasa, to nie zmieni nic, co się wydarzyło..
-Dlatego nie chcesz ze mną jechać.-stwierdził.-Klingenthal jest dużą miejscowością, a pod skocznią będzie zbyt wielki tłum, byś go zobaczyła. Jeśli chcesz to nawet całodobową opiekę ci załatwię, ale..
-Ja nie wiem, czy chcę jechać do Niemiec..-westchnęła.-Kocham ten kraj, tam się wychowałam, ale spotkało mnie w nim tyle zła i szczęścia, że nie potrafię..
-Andreas nic ci nie zrobi, nie masz się czego obawiać.-ujął jej dłonie w swoje i wodził po nich kciukami. Schyliła głowę, bo jak włosy opadły na twarz to nie było widać łez.
-Nie obawiam się go.-powiedziała.-Dla mnie jest skończonym dupkiem, który nie ma miejsca w moim życiu, ale jak go spotkam.. Nie wiem, jak mogę zareagować. Mogę wykrzyczeć mu, jak go nienawidzę, spoliczkować go albo po prostu rzucić mu się na szyję, bo jakieś uczucia nadal we mnie siedzą..
-Kochasz go?-spytał. Pytanie tak łatwo wyszło z jego ust, ale ogarnął go ból w sercu i nagła chęć uderzenia w coś twardego. Bał się odpowiedzi, bo to zniszczyłoby wszystko. Zniszczyłoby jego, bo zaczęło mu cholernie zależeć na tej dziewczynie. Liczył się z każdym jej zdaniem, pytał o rady, prosił o pomoc, kłócił się, śmiał, pomagał jej, a ona mu. Czuł, że przy niej zaczyna życie od nowa, że opowiadanie o Sandrze wreszcie dostało swój epilog, a on może pisać kolejne opowiadanie. Tylko, że z Sophie w roli głównej. Odbierało mu rozum, gdy widział ją w samym ręczniku, kiedy przez przypadek zapominała rzeczy z pokoju. Ciekawiło go, jak wygląda, gdy leży na łóżku i jest w fazie zasypiania. Chciał przy niej być o każdej porze dnia i nocy, a także nie dałby nikomu jej skrzywdzić.
To się nazywa pierwszym stopniem zakochania, Schlieri.
-Sama nie wiem.. Przed tym, co się wydarzyło, byłam pewna, że już nic do niego nie czuję, lecz teraz.. On jest cholernym i skończonym draniem, ale jednak coś we mnie za nim tęskni.. Chociaż może dlatego, że on był wtedy, kiedy go potrzebowałam i dlatego ta więź istnieje..-westchnęła. On tak samo, bo pomimo tego, że nie powiedziała wprost, to i tak się czuł jakby przejechał go walec drogowy.
-Sophie..-zaczął, choć było mu ciężko. Nagle jego dobry humor znikł, a pojawił się ból, zazdrość, chęć walki o jej uczucia, o nią.-..nie mam prawa, by cię pouczać, ale nie możesz usunąć tego dziecka nawet jeśli jest dzieckiem, które powstało z gwałtów. Ono.. Ono niczemu nie jest winne i choć teraz mówisz, że go nienawidzisz to, gdy się go pozbędziesz będzie jeszcze trudniej..-wzmocnił uścisk jej dłoni i popatrzył w jej oczy.-Jesteś piękna, cudowna z ciebie osoba, masz dobre serce, więc nie łam się i walcz. Zobacz, przeszłaś koszmar, pechowe zakochanie się, a teraz w tobie siedzi mały człowiek. Nie będzie łatwo, ale.. Ale masz mnie i ja ci pomogę.-wyznał.-Możesz na mnie liczyć, Soph..
-Tylko, że ja..
-Dasz sobie radę, mała.-powiedział. Damy sobie radę, bo w końcu jesteśmy przyjaciółmi.-uśmiechnął się, choć miał ochotę powiedzieć jej, że coś zaczyna do niej czuć, że ciągnie go do siebie, jak lep, że zależy mu na niej. Na nich.-Ja swoje dziecko straciłem, więc ty nie niszcz tego, że masz to szczęście, by je urodzić, bo potem uświadomisz sobie, że kochałaś je, a nigdy nie widziałaś go na oczy.
-Powinieneś iść na psychologa, Gregor.-uśmiechnęła się przez łzy.-Dziękuję ci.-szepnęła. Nie zważając na nic po prostu ją przytulił i głaskał po plecach. Zwykłe przytulenie, ale dla niego było czymś wielkim, ważnym.
-Nie dziękuje się komuś za to, że po prostu jest.-powiedział cicho do jej ucha i oparł podbródek na ramieniu dziewczyny. Było mu dobrze w takiej pozycji i nie miał ochoty na przerywanie tego momentu, ale ona sama to zrobiła.
-Jakbym pojechała z tobą do Klingenthal..-zaczęła niepewnie, lecz nawet nie dał jej dokończyć.
-Jedziesz ze mną do Klingenthal, a ja nie dam ci zrobić krzywdy.-był pewny tego, co mówił, a ona widziała to w jego ciemnych oczach. Ponownie go przytuliła i delikatnie uniosła kąciki ust. Cieszył się z tego, że trafił na kogoś takiego, jak ona. Bo ona jest najlepszym lekarstwem na samotność. Kimś, kto teraz podnosi go, gdy inna osoba sprawiła, że upadł. Jest cholernie ważną osobą w jego życiu i dzisiejszego popołudnia uświadomił to sobie dobitnie. I będzie walczył, będzie się starał i będzie robił wszystko, by pokazać swoje uczucia. Bo Sophie zasługuje na miłość, a on ma jej w sobie bardzo dużo i chcę ofiarować ją dziewczynie.

*Stefan*

Leżał na łóżku swojej przyjaciółki Marisy i wgapiał się w sufit. Sam nie wiedział po co tu przyszedł, bo powinien teraz leżeć na swoim łóżku i szykować się do spania, ale nie chciał być sam. Mimo tego, że z Marisą mu nie wyszło, to zostali bardzo dobrymi przyjaciółmi i chyba takie relacje wychodzą im lepiej niż bawienie się w związek.
-Stefan, jeśli przyszedłeś do mnie, by sobie poleżeć na moim łóżku to sorry, ale złaź, bo ja muszę rano wstawać do pracy.-westchnęła zrzucając z łóżka jedną wolną poduszkę i popatrzyła na skoczka.
-Poleciałabyś na mnie, gdyby nasza znajomość zaczęła się do wpadnięcia na siebie w sklepie, a ja od razu zaliczyłbym glebę na karton mleka?-popatrzył na nią swoimi brązowymi oczyma, a ta przysiadła na brzeg łóżka i założyła nogę na nogę.
-Czyli wyjaśnił się powód twojej wizyty.-zaśmiała się.-Ładna jest?-zapytała, a Stefan od razu szerzej się uśmiechnął na myśl o jej rudych włosach, które zawiewają na czoło, o głosie, który tak bardzo go denerwuje, o jej ustach, które już raz pocałował.
-Jest piękniejsza niż wszystkie gwiazdy na niebie..-rozmarzył się.
-Nie filozofuj, bo pomyślę, że serio się zakochałeś.-walnęła go pięścią w kolano i zaśmiała się.-Zakochałeś się?-wrzasnęła, jak psychicznie chora i spojrzała na niego.
-Każdy ma prawo do odrobiny szczęścia.-powiedział.
-Więc czemu nie leżysz na łóżku u tego swojego szczęścia tylko u mnie, co?
-I tu jest punkt dla ciebie.-nie zrozumiała go, więc pozostało jej patrzenie się na niego.-Bo ona jest dziwna.-usiadł i oparł się o zimną pomarańczową ścianę, a następnie wziął poduszkę i zaczął się nią bawić.-Jest chamska, wredna, zdecydowana, żartobliwa, śmieszna..-wymieniał.
-Wypisz wymaluj ósmy cud świata, ale gdzie leży ale?
-Nie lubi mnie.-powiedział smutnym głosem.-Jak mnie zobaczy to widzę chęć zamordowania mnie, jak coś powiem to gasi mnie od razu, obraża mnie, jak cholera, zachowuje się wobec mnie co najmniej dziwnie i niestosownie, ale mnie to cholernie pociąga.-wyznał.
-Więc czemu jej tego nie powiesz?-zrobiła minę typu "człowieku kim jesteś".
-Rozmowa z nią nie wygląda tak, jak rozmowa z tobą. Ona ciągle się śmieje, żartuje, wyzywa, przeklina, widzi we wszystkim pozytywy i wszystko ją cieszy, a ja przy niej robię się taki mały. Tracę na pewności siebie i daję sobie wejść na głowę, a ona to wykorzystuje..
-Czyli Stefcio się zakochał, a panienka nie?-zaśmiała się.
-Ma na imię Ann.-znów odleciał w krainę marzeń.-Rude włosy, ciemne oczy, seksowna figura, chociaż widziałem ją trzy razy w życiu i za każdym ubrana była w jakąś bluzę, ale miała krótkie spodenki, no i te kocie ruchy..
-Weź ty do niej zadzwoń i jej to powiedz, kochany.-ziewnęła, po czym położyła się na jednej połowie łóżka i okryła kołdrą.
-Właściwie to ja nie mam jej numeru.-znów spowodował u niej atak śmiechu.-No co znowu?
-Słucham cię i nie dowierzam, wiesz?-zapytała siadając.-Jesteś Stefan Kraft, człowiek który działa na kobiety, jak miód na niedźwiadka. Zawsze wyciągasz od nich numery i idziesz z nimi do łóżka, a tu pojawia się jakaś tam Ann i głupiejesz.-pokiwała z uznaniem głową.-Człowieku, takie coś nazywa się zakochaniem i chyba cię porządnie wzięło skoro teraz siedzisz u mnie i o tym ględzisz, a ja nie mogę iść spać, bo muszę cię słuchać.-dodała z uśmiechem.
-Masz rację, przepraszam.-westchnął i zszedł z łóżka.-Sorry, że ci popsułem wieczór. Pewnie miałaś inne plany.-posłał blondynce przepraszający uśmiech i nałożył na siebie szary sweter.-Miłej nocy.-złapał za klamkę od drzwi i uchylił je.
-Nie masz za co mnie przepraszać, Stefi.-odpowiedziała.-Cieszę się, że jest ktoś dla kogo tracisz rozum, wiesz? I tak samo dobrze wiesz, że twoje problemy są moimi problemami, więc cieszę się, że przyszedłeś z tym do mnie.-dziewczyna podeszła do niego i przytuliła go.-Powodzenia na zawodach, lamusie.-spojrzała na niego i poczochrała idealnie ułożone włosy.-I powodzenia z Ann.-to dodała szeptem, a chłopak uśmiechnął się i opuścił jej pokój. Marisa zazwyczaj miała rację i znała go, jak mało kto. Dlatego diagnoza z zakochaniem się wcale go nie zaskoczyła. On to wiedział, lecz dopiero ona uświadomiła mu, że tak jest na sto procent.
-Dobranoc.-rzucił krótki tekst rodzicom dziewczyny, którzy siedzieli w salonie przed telewizorem i wyszedł z ich domu. Cel; dom, sypialnia i porządny sen. Czynniki, które mogą to zniszczyć; myśli krążące wokół Ann.

Klingenthal

*S* 

Klingethal. Jego ukochane Klingenthal.. Stał w oknie swojego pokoju, który przypadł mu z Krausem i patrzył na skocznię. Uwielbiał takie dni, jak ten. Piękna pogoda, choć chmury nie dawały pewności, że ona się nie popsuje oraz ten dreszczyk, który towarzyszył mu zawsze przed pierwszym konkursem w sezonie. Szybko minęło odkąd pożegnał się z letnim skakaniem, a już przyszedł czas na zimowe. Pokręcił głową i usiadł na fotelu. Ostatnimi czasy zapomniał o Sophie. Na głowie miał ważniejsze sprawy, które związany były z wiecznymi treningami, a przy Caren wolał nie poruszać tematu o dziewczynie. Wybrali datę ślubu, który ma odbyć się na wiosnę i kilka dni temu dowiedział się, że parę miesięcy zostanie tatą. To była dla niego najlepsza wiadomość jaką kiedykolwiek zdarzyło mu się usłyszeć.
-Severin, halo!-wrzasnął Kraus, który od kilku minut mówił do niego, a ten nie raczył zareagować.-Nie wiem, czy wiesz, ale mamy za pięć minut spotkanie z Schusterem.-powiedział, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Niechętnie wstał i uczynił to samo. Zakluczył drzwi, schował klucz do spodni, po czym cierpliwie przystanął w oczekiwaniu na windę. Zajął się oglądaniem przycisków i migających światełek. Drzwi rozsunęły się i pewnym siebie krokiem zamierzał do niej wkroczyć, ale zatkało go, kiedy tylko podniósł wzrok.
-Święty Boże.-wyszeptał łapiąc się za serce. Brunetka patrzyła na niego i nie wiedziała, jak ma zareagować. Przed nią stał najlepszy przyjaciel jej byłego, a przed nim jego własna siostra.-Ty żyjesz.-stwierdził dotykając jej ramienia.-Boże, Sophie.-na jego twarzy malowało się wzruszenie i szczęście, że widzi ją całą, zdrową i w dodatku w towarzystwie Schlierenzauera.-Cześć Gregor.-przywitał się z Austriakiem, który był równie zdezorientowany, jak ona.
-Powiem ci, że w życiu nie spodziewałabym się takiego przywitania z twojej strony, Sev.-powiedziała kąśliwie i wysiliła się na uśmiech.
-Musimy porozmawiać.-wypalił.
-Nie mam ochoty gadać o twoim serdecznym przyjacielu.-warknęła.
-Ja tak samo.
-Zostawić was samych?-odezwał się Gregor. Poprawił torbę należącą do dziewczyny i popatrzył to na niego, to na nią.
-Właściwie to ja pędzę na spotkanie z Schusterem.-powiedział Niemiec.-Mogłabyś pojawić się o 18 w hotelowej restauracji?
-Jaką mam mieć pewność, że nie przyleziesz ze swoim kolegą?
-Wielką, bo nie mam z nim żadnych kontaktów, prócz tych na treningach.
-Postaram się być.
-No to.. do zobaczenia.-powiedział nieśmiało, po czym wcisnął guzik, a drzwi zasunęły się i zostawiły go samego z myślami. Teraz zadręczał się, jak powiedzieć jej, że są rodzeństwem. Kilka minut temu potraktowała go, jak wroga, ale nie dziwił się, a za trzy godziny potraktuje go jak wariata, idiotę, czy kretyna?

Zamówił drugą mocną kawę i w oczekiwaniu na zamówienie oraz dziewczynę, stukał palcami o blat stolika. Nerwy zżerały go gorzej niż przed jego pierwszym podejściem do prawa jazdy. Czuł, że musi być ostrożny i, że ma nie wyskakiwać ze wszystkim od razu, bo dziewczyna mu nie ufa. 
Trudno, prawdę znać musi.
Wreszcie zobaczył ją, jak weszła do lokalu ze Schlierenzauerem i Koflerem, którzy podążyli do stolika, gdzie była reszta Austriaków, a ta rozejrzała się po stolikach i ruszyła w jego stronę. 
-Jestem.-zakomunikowała siadając.-Więc rozmawiajmy, Severin.-wycedziła jego imię przez zęby i przewróciła oczyma.
-Co się z tobą działo?-zapytał.-Dziękuję.-zwrócił się do kelnerki, która przyniosła zamówienie. Brunetka olała kelnerkę i poprawiła się na krześle. Wbiła w niego wzrok, który powodował paraliż mowy jego ciała i zaśmiała się.
-Dobrze wiedziałeś, co Andreas planuje, więc sam się domyśl co się ze mną działo.
-Chciałem..
-Mogę ci nakłamać, że przez ten czas jeździłam sobie po Tokio, Paryżu, Oklahomie i tak dalej, ale po co? Znasz prawdę.
-Przecież wiesz, że chciałem ci powiedzieć, ale wtedy zadzwoniła Caren.-starał się jakoś wybrnąć z niewygodnej sytuacji, ale nie dawała za wygraną. Znów się zaśmiała.
-Od tego dnia było jeszcze kilka innych i jakoś nie pokwapiłeś się, by przyjść i mi to powiedzieć.-wysyczała.-Chciałeś udawać Brata Alberta, ale coś ci nie wyszło, wiesz?
-Wiem, przyznaję się bez bicia. 
-Cieszy mnie to, a teraz przepraszam, lecz czekają na mnie.-wskazała palcem na stolik, gdzie siedzieli i wgapiali się w nich Austriacy. Wstała.
-Poczekaj.-powiedział.-Proszę.
-Czego ty jeszcze chcesz, Severin? Masz zamiar odkupić winy tego dupka, czy chcesz przeprosić mnie za to, że się urodziłam? Bo jakby nie było, ale tak właśnie kiedyś powiedziałeś.-przypomniała mu i ponownie usiadła.
-Starałem się cię znaleźć..-zaczął opowiadać historię życia.-.. zaraz po tym, jak zobaczyłem to.-dokończył, po czym wyjął z kieszeni dwie kartki, które nosił ze sobą niemalże wszędzie.-Zobacz.-podsunął je bliżej niej. Wzięła jedną i uważnie wodziła po niej wzrokiem. Skupiała się na każdej literce, znaku interpunkcyjnym. Kiedy skończyła na jej twarzy malowało się zdziwienie, szok. Sięgnęła po drugą i nawet nie doszła do połowy, a odłożyła ją i popatrzyła na niego. Lustrował wzrokiem jej twarz. Dostrzegł jakieś małe podobieństwa między sobą, a nią, lecz to były błahostki.-Powiesz coś?-zapytał ze spokojem.
-Co mam powiedzieć? Nie każdy z dnia na dzień czyta swój akt urodzenia i list od prawdziwego ojca..-jej wzrok wlepił się w ciemny blat stolika, a palce zacisnęły się na jego krawędzi.
-Z początku sam w to nie wierzyłem, ale..
-Rodzice mówili mi, że jestem adoptowana, ale nie powiedzieli kim są moi rodzice. Mówili, że mam brata, ale nie wiedziałam, czy on wie, że ma siostrę..
-Dowiedziałem się o tym nie dawno.-rzekł zgodnie z prawdą.-Sophie, ja przepraszam.-szepnął spoglądając na dziewczynę ukradkiem.-Powiedziałem tyle złych słów pod twoim adresem, traktowałem cię jak wroga, bo rzekomo raniłaś mojego przyjaciela, ale gdybym wiedział to wcześniej.. Nigdy nie pozwoliłbym na to, żeby ten sukinsyn tak cię wystawił.-zacisnął pięści na myśl o Wellingerze i westchnął.-Cholernie mi przykro, że nie otworzyłem tej skrzynki wcześniej, że..
-Przestań.-przerwała.-W moim życiu pojawiło się kilka zmian, które pokazały mi, że nie warto nosić urazy, ani nic.. Powiedzmy, że mój mózg przeszedł porządną regenerację i.. Zapomnijmy o tym. Braciszku..-w jego jasnych oczach pojawiły się łzy, a w jej zawitało szczęście. Bo żyła z myślą, że nie ma już nikogo, a teraz przebywa ze swoim własnym rodzonym bratem i jest zamknięta w jego uścisku.
-Ironia losu?-zapytała wyswobadzając się z jego objęć.-Czy raczej przypadkowe szczęście?
-Przypadkowe szczęście, siostrzyczko.-uśmiechnął się, a na sercu poczuł ciepło, szczęście i cholerną ulgę.

*G* 

-Stary, zaraz wyjdziesz z siebie i staniesz obok, jak nie opanujesz nerwów.-powiedział do niego Hayboeck, po czym się zaśmiał. Miał rację, powinien był się opanować, ale nie mógł. Sophie siedziała przy stoliku z Freundem, przytulił ją, a teraz żartowali i gadali jakby byli starymi dobrymi przyjaciółmi. Nie wyglądali na zagubionych i wrogo nastawionych do siebie, jak w windzie.
-Schlieri się zakochał.-rzucił Fettner, a wspomniany skoczek uderzył go w głowę.
-Gregor, myślisz, że tego nie widać?-zapytał wcinający kanapkę Kofler.-Na treningach zacząłeś gadać tylko o niej, obchodzi cię jej zdanie i nawet kolor koszulki kupiłeś czerwony, bo jest jej ulubiony kolor, patrzysz się na nią i masz ochotę tam pójść, zabić Severina i zamknąć się z nią w Narnii...
-Skończ.-uciął Schlieri.-Zajmij się swoją kanapką, bo Kraft ci ją zwinie.-wskazał dyskretnie na zamyślonego Stefana i uśmiechnął się pod nosem.
-Mówiłeś coś?
-Jednak nasz Stefcio żyje.-powiedział uradowany Manuel.-Ty też się zakochałeś, jak Schlieri?-znów dostał w głowę od Gregora. 
-Właśnie, Gregor musimy pogadać.-skwitował Kraft i wstał od stolika. 
-Teraz?-jęknął.
-Stefan, przełóż rozmowę, bo Schlieri musi obserwować przebieg wydarzeń.-rzucił Kofler, który został poparty przez resztę kolegów z kadry.-Co te miłości..
-Jak masz tą pieprzoną kanapkę to się nią zajmij, a za mnie zejdź.-warknął Schlierenzauer.-Chodź, Kraft.
-O Boże, pan wielce zakochany nam szopki odstawia.-Manuel udał oburzonego za co dostał brawa od chłopaków.
-Ty się Manuel zamknij, bo dziewczyny nie masz, więc gówno wiesz o miłości.-powiedział dobitnie Kraft i podążył za starszym kolegą do holu. Gregor stanął pomiędzy zasłoną, a tablicą informacyjną i co chwila zerkał do środka lokalu. Był zazdrosny. Cholerne uczucie zazdrości wyżerało mu resztki racjonalnego myślenia i godności osobistej.
-Mam sprawę.-powiedział Stefan. Spojrzał na niego od niechcenia i znów skierował wzrok na stolik Freunda.-Masz może numer do Ann?-zapytał nieśmiało, a Schlieri omal nie wybuch ze śmiechu.-Co?
-Prosisz mnie o numer do Ann, a miałeś kilka okazji żeby sam go zdobyć.
-Miałem, fakt, ale nie skorzystałem.-powiedział.
-Ja nie mam, ale Sophie ma.-odpowiedział.-Jak chcesz to ci załatwię i podeślę sms'em.-uśmiechnął się.
-Będę wdzięczny. Nawet nie wiesz, jak bardzo.-złożył dłonie do kupy i ukłonił się, jak przed pierwszą Komunią Świętą.
-Wystarczy, że mnie na weselisko zaprosisz.-zażartował.
-Chyba jednak ty będziesz pierwszy.
-Nie wydaje mi się.-odparł.
-Zobaczysz, że za jakiś czas przyjdziesz do mnie i powiesz Stary, żenię się, a ty jesteś moim świadkiem.
-Masz zbyt wielką wyobraźnię.-rzucił Schlieri i ruszył w kierunku restauracji.
-Może i tak, ale i tak jestem z ciebie dumny!
-Bo?
-Bo oddałeś jeden z tych swoich głupich smartów Soph, a to coś oznacza.-poklepał go po plecach z uznaniem i obaj z uśmiechem dołączyli do swoich kolegów.

*** 

-Muszę się zbierać, bo jutro rano mnie Schuster zabije.-oparł się o oparcie i pomasował skronie.
-Nadal cięty? Czy choć troszkę się zmienił?
-Schuster i jakiekolwiek zmiany, dobre sobie.-parsknął śmiechem.-Mam nadzieję, że jutro będziesz mi kibicować.-pogroził palcem, a ja pokiwałam głową.-Nie no, będziesz swojemu Gregorkowi kibicować.-powiedział.
-To nie jest mój Gregorek.
-Zobaczysz, że za jakiś czas przyjdziesz do mnie i powie Bracie, wychodzę za mąż, a ty szykuj kasę.
-Marzenia, kochany.-wstaliśmy od stolika i zasunęliśmy krzesła. Severin zgarnął bluzę pod pachę i ruszyliśmy do wyjścia. Nie spodziewałam się, że po tym co działo się między nami kiedyś, teraz będziemy ze sobą gadać i będzie nam mało. W sumie, co tu się dziwić? To mój starszy brat i muszę postarać się go w jakiś sposób pokochać.
-To do zobaczenia.-pocałował mnie w policzek na pożegnanie i odszedł. Odwróciłam się na pięcie, by odejść do stolika Austriaków, ale moje ciało przeszedł dreszcz. Zobaczyłam przed sobą kogoś, kogo najmniej potrzebowałam w tym momencie. Wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył ducha. Zapewne nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś mnie spotka. Pewnie myślał, że Thomas skończy ze mną raz na zawsze.
-Witaj, Andreas.-powiedziałam chłodno...


poniedziałek, 9 lutego 2015

Chapter 20.

Wszystko już wiem,
Aż wstyd się przyznać
Rzucić się w przepaść
Jest prościej niż ją wyznać.

*G* 

Od dwóch godzin powinien zawzięcie trenować wraz z kadrą na Bergisel. Gdyby nie serdeczność i wyrozumiałość Kuttina, zmuszony byłby do zostawienia jej samej, a tego nie chciał. Mimo tego, że czuła się dobrze, a z jej stanem nie było żadnych większych problemów. Może prócz jednego, ale o tym musiał z nią porozmawiać w odpowiednim momencie. Napędziła mu cholernego stracha. Sam nie pamiętał kiedy ostatnio tak się bał. W czasie drogi do szpitala dużo myślał. Szczególnie o tym, że może ją stracić. Wtedy nie wiedział jaki jest jej stan i myślami był przy najgorszych opcjach. Nie była jego. Nie znali się za dobrze. Ale czuł się tak jakby tracił najważniejszą dla siebie osobę. To było stanowczo dziwne, lecz uczucie jakie wtedy mu towarzyszyło było w miarę okey. Siedział na krześle przed jej salą z głową schowaną w głowach, a pod nogami stał kubek po kawie z automatu. Bił się z myślami, bo czuł się odpowiedzialny za to, co ma jej przekazać. Mógł zrobić to lekarz, ale po co? Wyrwał się do tego pierwszy, jakby od tego zależały jego kolejne stary w Pucharze Świata, a teraz trząsł portkami ze strachu. Ta informacja zmieni jej życie i być może plany, które teraz powróciły. Skoro odzyskała pamięć to pewnie teraz go zostawi. Wróci tam skąd naprawdę jest i zapomni. A same myśli o tym go przygnębiały. Jego życie zmieniło się po usłyszeniu tej informacji i nie był szczęśliwy. To nie była jego sprawa, lecz serce zakuło. Wstał z głośnym westchnieniem i otworzył drzwi do sali numer 10. Na pierwszy rzut oka była przyjemna. Może nie za duża, ale przynajmniej nie odstraszała swoją obskórnością. Pościel idealnie komponowała się z jasnoniebieskim kolorem ścian. Zamknąwszy drzwi zgarnął krzesło i przystawił je obok jej łóżka. Gdyby przez przypadek nie uderzył nim o szafkę to brunetka nie obudziłaby się i mógłby patrzeć na jej słodki wyraz twarzy. Spojrzała na niego, a on nie wiedział gdzie ma podziać wzrok. Pierwszy raz w życiu miał do czynienia z osobą, która utraciła pamięć i nie wiedział jak to jest.
-Jak się czujesz?-zapytał po długiej wymianie spojrzeń.-Sophie?-starał się jakoś by zwróciła na niego uwagę.-Wystraszyłaś mnie.-dodał.-Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałem.
-Mhm.-usłyszał.
-Ty wiesz kim ja jestem?
To pytanie jest bardzo na miejscu Schlierenzauer.
-Jesteś Austriackim skoczkiem, a nazywasz się Gregor Schlierenzauer. Znajoma morda, bo widziałam cię kilka razy w telewizji i na konkursach. Podobno najbardziej rozkapryszony osobnik w kadrze.
-Yyy...
-Głupi jesteś.-parsknęła śmiechem.-Straciłam pamięć i nie pamiętałam tego, co było kiedyś, ale ciebie pamiętam. Chcąc czy nie chcąc to siedzisz w pamięci.-jej entuzjazm wywołał u niego szeroki uśmiech.
-Pamiętasz coś z wczoraj?-zaprzeczyła.
-Film urywa mi się w momencie jak sięgam po kolejne zdjęcie i potem już nic. Pustka.
-Bałem się o ciebie.-dodał.-Pomyliłaś moje imię, wiesz?-zaśmiał się.
-Zwyzywałam cię od najgorszych kobiecych imion?
-Nazwałaś mnie Andreas.-powiedział, a ona natychmiast posmutniała. W jednej krótkiej chwili znikł jej dobry humor. Odwróciła się bez słowa na drugi bok.-Hej, co jest?-spytał. Zauważył jak z jej policzka spływa łza. Skoczek uparcie chciał wiedzieć co spowodowało, że zrobiła się smutna, więc obszedł łóżko i kucnął przed nią.-Sophie nie płacz.-jego głos przepełniony był troską. Pogłaskał dziewczynę po policzku i zmusił do popatrzenia na niego.
-Panie Schlierenzauer.-donośny głos lekarza prowadzącego przerwał ten jakże romantyczny moment.-Przecież powiedziałem, że może pan wejść dopiero, jak ja panu pozwolę.-schował niebieski długopis do kieszeni fartucha, a następnie przeleciał wzrokiem kartę pacjentki.-Poleży pani do wieczora i może pani iść do domu.-rzekł.-Ale za godzinę ustawię pani spotkanie z psychologiem.
-Z psychologiem?-ożywił się skoczek.-Po co?
-Pani Sophie straciła pamięć z niewyjaśnionych dla nas przyczyn, a taka wiadomość zdecydowanie ją dobiła. Zresztą widzi pan w jakim teraz jest stanie.-pokiwał z politowaniem głową patrząc na nią. Szatyn stał z otwartymi ustami i czekał na reakcję dziewczyny, która jeszcze o niczym nie miała pojęcia. 
-Jaka wiadomość miała mnie dobić?-starła łzy z policzków i usiadła na łóżku. Skoczek westchnął, a lekarz spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Wtedy ten pokręcił przecząco głową i miał ochotę uderzyć lekarza, który wpakował i siebie, i jego w tą sytuację.
-Pan Gregor miał pani powiedzieć, ale chyba jeszcze o tym nie rozmawialiście.-skwitował.
Brawo za bystrość i spostrzegawczość doktorku.
-Gregor o co chodzi?-poczuł się tak jakby miała za chwilę wywiercić dziurę w jego oczach.
-Zostawię was samych. Widzimy się za godzinę.-zwrócił się do niej, po czym opuścił salę.
-Gregor mów o czym mówił ten facet.-ponagliła. Bał się bardziej niż przed swoim pierwszym skokiem w życiu, ale nie rozumiał tego. Sam siebie nie rozumiał, a to już zaczynało być poważną sprawą.
-Sophie..-zaczął cicho.-Bo jest coś, co....
-Mógłbyś nie przedłużać? Powiedz wprost. Przecież cię za to nie pogryzę.-zażartowała. Nie miał ochoty nawet na udawanie, że go to śmieszyło.
-No wiesz.. Wczoraj zaczęli robić ci badania.. I w pewnym momencie..
-Cholera jasna, Gregor!-zapiszczała.-Jestem na coś chora?-przez jej twarz przeszedł cień strachu i przerażenia.
-Powiedzmy.-mruknął.-Soph to nie jest takie łatwe.
-Więc idź po lekarza. On mi powie.-nastała cisza.-Gregor ty jesteś w tym swoim chudym ciałku, czy to tylko twoja atrapa?
-Bo ty jesteś w ciąży Sophie..-powiedział po chwili bardzo cichym głosem.
Zamarła.

*Stefan* 

Obracał w dłoni jej dowód, który rano znalazł Fettner pod siedzeniem pasażera. Znał jej nazwisko, datę urodzenia, miejsce zamieszkania. 
Bo z tego wszystkiego jej się zaraz oświadczysz.
Z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy wysiadł ze swojego Audi. Potem przemierzył odległość od bramki do drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Przez dłuższy czas nikt nie otwierał. Sądząc, że nikogo nie ma po prostu odwrócił się, ale wtedy drzwi się otworzyły.
-Co ja ci zrobiłam, że nawet w domu mnie nawiedzasz? W ogóle skąd wiesz gdzie mieszkam?-przywitała go tym samym obojętnym tonem głosu jakim zawsze się do niego zwracała.
-Wypadły ci w aucie.-podał jej dokumenty. Uśmiechnęła się pod nosem, a jemu amory zaczęły latać po głowie.
-Okey, dzięki, cześć.-zamierzała zamknąć mu drzwi przed nosem, lecz skoczek nie dał za wygraną i je zatrzymał.
-Tyle? Żadnego zaproszenia do środka, ani herbaty?
-Kochany, bardzo mi przykro, ale w moim domu nie pija się herbaty.
-To może być i kawa?
-Ups, właśnie się skończyła. Muszę kupić.-oparła się ze znudzenia o framugę drzwi i patrzyła na Stefana.
-Szklanka wody też jest w miarę spoko.-wzruszył ramionami i na siłę chciał wejść do środka.
-Zakręcili nam wodę, bo nie zapłaciliśmy rachunku. Ojej.-udała smutną, a jego już nosiły nerwy.
-Może po prostu powiedz, że nie chcesz mnie wpuścić?
-Myślałam, że domyślisz się od razu, jak podziękowałam i się pożegnałam.-wymusiła na twarzy sztuczny uśmiech. Przewrócił oczyma. Nigdy nie spotkał bardziej chamskiej i aroganckiej osoby, jaką jest ona. A mimo tego wszystkiego zaczynała go intrygować.
Uważaj, Stefciu. Namiot.
"Co?"
Nie wiem, co ty tam sobie myślisz, ale spodnie ci odstają. Nie dziękuj.
-Coś jeszcze?-zapytała z przekąsem.
-Nie.-odpowiedział szybko.-Albo tak... Tak, jeszcze coś.-nie czekając na jej reakcję po prostu podszedł, położył dłonie na jej policzki i złączył ich usta. Były delikatne i w ogóle nie pasowały do słów, które z nich padały. Dziewczyna nie wiedziała, co się dzieje. Sparaliżowało ją. A Stefan po chwili oderwał się od jej ust i zaraz po tym, jak puścił oczko odwrócił się i poszedł w stronę swojego samochodu, a następnie odjechał.

*** 

Czym jest życie? Pasmem niepowodzeń, jedną wielką przegraną i głupią telenowelą, czy szczęśliwym i beztroskim żywotem? A może życie wybiera sobie po kilka osób, którzy stają się przegrywami i niewolnikami losu. Z czego składa się to całe życie? Jest ulotnw, ale każdy o tym wie i nikogo to nie zdziwi. Czasem daje nam chwilę szczęścia i uniesienia, pozytywizmu, który siedzi w nas i tli się przez krótki moment. Wielu osobom porządnie daje w kość. Okazuje dla nich nikły szacunek, ciągły ból, cierpienie. Lecz dlaczego najczęściej pastwi się nad niczemu winnymi ludźmi? Dlaczego daje im tyle bólu za nic? Dlaczego sprawia, że odechciewa im się chodzić po tym świecie? Dlaczwgo w takich właśnie osobach znalazłam się ja? Nie zrobiłam nikomu krzywdy. Nikomu, poza Gienkiem. Ale on był tylko małą świnką morską, a ja tylko małą dziewczynką i nie wiedziałam, że smycz go udusi. Boga starałam sięnie gniewać. Innych ludzi również, choć z tym już było ciężko. Mam pod górkę zamiast z niej. Kiedy straciłam pamięć to marzyłam o tym, by wróciła. Teraz, gdy już wróciła to mam ochotę, by znów zniknęła. Bym powróciła do stanu niewiedzy i ulicznej tułaczki. Może któregoś pięknego ranka nie obudziłabym się z zimna. Dobrze jest wiedzieć kim się jest, skąd się pochodzi i co było dwa lata temu. Jednak wiadomość o ciąży kompletni zburzyła resztki nadzieji na normalne życie. Nie powinnam tak mówić, ale czuję nienawiść do siebie, jak i do tego dziecka. Ono nie jest niczemu, ani nikomu winne, lecz nie umiem pogodzić się z myślą, że to część tego tyrana. Noszę pod sercem coś, co powstało z wyniku wielu gwałtów i nie kocham tego. Inne matki na takie informacje cieszą się, jak młode gazele. Tylko nie ja..
-Rozmowa z psychologiem nie wyszła, więc może pogadasz ze mną?-Gregor postawił na stoliku dwa kubki z herbatą, po czym usiadł obok mnie na sofie.-Możemy razem pomilczeć, jeśli nie masz ochoty na pogaduszki.-skierowałam wzrok na jego dłonie, które zaciskały się na kolanach, a żyły były dobrze widoczne.
-Ile dałbyś za odrobinę szczęścia?-spojrzał na mnie z pytajnikami w oczach.-Kogo ja pytam.-stwierdziłam.-Jesteś najlepszym skoczkiem w Austrii, jesteś przystojny, masz branie, więc masz dużo szczęścia..
-Mylisz się.-zaprzeczył.-Moje życie jest skomplikowane. Cholernie skomplikowane.
-Czyli, że...
-Dałbym dużo. Nie umiem wyrazić tego słowami, ale zrobiłbym i oddał wszystko, by szczęście było moim przyjacielem.
-To przez nią go nie odczuwasz?-wskazałam palcem na zdjęcia blondynki. Posmutniał. Jego oczy zaświeciły się, a on milczał. I milczał..
-Ona.. Ona była najlepszym, co mnie w życiu spotkało. To  była moja pierwsza wielka miłość.-powiedział i uronił jedną łzę.-Kochałem ją najmocniej na świecie i byłem gotów dać jej gwiazdkę z nieba..-zacisnął powieki, by więcej łez nie wyszło na wierzch. Nieśmiało złapałam jego dłoń i ścisnęłam ją. Tak po prostu, by dodać mu otuchy, pokazać, że nie jest sam i, że może mi zaufać.
-Płacz. Łzy to nie wstyd.-wypowiedziałam kilka słów bardzo cichym tonem głosu i popatrzyłam na niego. Wyglądał na naprawdę załamanego, samotnego i nieszczęśliwego człowieka.
-Cudowna... Idealna... Taka wyjątkowa i tylko dla mnie.-zamilkł. Odruchowo puściłam jego dłoń, po czym przysunęłam się bliżej i mocno go przytuliłam. Cierpiał na samo wspomnienie o tej dziewczynie. Katowały go myśli o niej i słowa, które musiał wypowiadać. Zadałam jedno pytanie, które mógł olać, ale nie zrobił tego. Wolał się przede mną otworzyć i wyznać, co go gryzie. Czasami to lepsza metoda niż dręczenie się w duchu.
-Nie musimy o tym mówić.-wtedy spojrzał na mnie świecącymi oczyma i przecząco pokręcił głową. Pociągnął nosem oraz wytarł mokry policzek.
-Pewnego dnia byłem na treningu, a ona miała pójść do banku, by wybrać pieniądze z konta.. Czekały nas zakupy..-westchnął.-Tego samego dnia doszło do napadu w tym banku.. Ona była w środku, została zakładniczką.-z trudem trzymał łzy. Odsunął się ode mnie, po czym ukrył twarz w dłoniach i zaczął cicho łkać.-Gdyby nie była taka uparta.. Gdyby nie chciała za wszelką ceną dyskutować z tymi sukinsynami..-znów zamilkł, lecz tym razem na krótko.-Dwa razy została postrzelona w serce i tyle samo razy w brzuch..-było mi cholernie źle, kiedy patrzyłam na niego. Był niemalże wrakiem człowieka. Nie przypominał mi tego Gregora, który udawał, że jest dobrze i chodził z uśmiechem na twarzy. Teraz zrozumiałam dlaczego zareagował dziwnie, gdy zapytałam o nią pierwszym razem.-W brzuchu było moje dziecko. Nasze dziecko..-wyszeptał ostatnie dwa słowa.-Miało tylko cztery miesiące.. Mała Julia albo mały Michael, po wujku.-dodał. Ile ten człowiek miał w sobie odwagi, by mierzyć się z tym bólem? By wywalić całą tę sprawę  na wierzch i teraz o niej mówić. Znów przeżywać koszmar.-Za jednym zamachem straciłem wszystko. Moją miłość, moje dziecko, dwie najważniejsze osoby w moim życiu..
-Tak mi przykro, Gregor..
-Ona chciała je przełożyć, ale ja się uparłem. Nie dałem za wygraną i wymusiłem na niej to cholerne chodzenie po sklepach..-warknął. Jego złość przebrała normę i musiał uderzyć dłonią w stolik, by choć trochę odreagować. Herbata nieco wylała się na szklany blat, ale to nie było ważne w tym momencie.-To wszystko przeze mnie.-popatrzył na mnie. W jego oczach pojawił się wyrzut do samego siebie. Nienawiść do samego siebie. Wszystkie najgorsze uczucia, którymi darzył tylko swoją osobę.
-Nie możesz i nie masz prawa tak mówić.-zareagowałam zbyt ostrym tonem, dlatego spojrzał na mnie dziwnie i zaprzeczył.
-Gdybym się zgodził.. Gdybyśmy przełożyli te cholerne zakupy to nadal by tu była..  Bylibyśmy już po ślubie, a w tym salonie walałoby się od grzechotek i śpioszków.
-Gregor...
-Od dnia jej.. ich pogrzebu, minęło pół roku, a ja od tamtego dnia nie mam odwagi, by stanąć nad jej grobem. Tak cholernie się boję. Mdli mnie, jak pomyślę o granitowej płycie, o napisie, który jest tam wygrawerowany, o tych świeczkach, które są zapalone..
Kroiło mi się serce, jak na niego patrzyłam. Jego stan był nie do opisania. To nie był ten Gregor, który jest skoczkiem i odnosi same sukcesy. Obok mnie był ten Gregor, który pokazał co go boli i jak wrażliwy jest.
-Bardzo ją kochałeś..
-Najbardziej.-odpowiedział szybko na moje stwierdzenie.-Od pół roku nic nie robię tylko o niej myślę. Widzę ją uśmiechniętą w drzwiach mojego pokoju. Ciągle wracam pamięcią do tego, co było i wyobrażam sobie, jakby to było gdyby tu była..-nie wytrzymał i po prostu dał upust łzom. Już nie starał się ich zatrzymywać, ani tym bardziej ograniczać do małych ilości. Z jego brązowych oczu wylał się potok słonych łez.
-No już, już.-nie czekając na jakikolwiek jego ruch ponownie go przytuliłam. Tym razem wtulił się we mnie, jak małe dziecko, które boi się potworów. Płakał. Coraz rzewniejsze łzy wypływały z jego oczu. Mruczał pod nosem wyzwiska na samego siebie.-Ciiii...-pogłaskałam go po włosach i mocniej zacisnęłam uścisk.
-Ja tak cholernie za nią tęsknie..-podniósł wzrok, który spotkał się z moim i wyszeptał te słowa. Następnie znów wtulił się we mnie i zaczął płakać. Niech płacze. Czasami dobrze jest się wypłakać w czyjeś ramię niż tłumić to w sobie.
Miał ciężko w życiu. Stracił cały swój świat i coś, co było częścią niego samego. Stracił więcej niż ktokolwiek może stracić, bo odeszła jego miłość, a został ból. Teraz byłby już przykładnym mężem i świeżo upieczonym ojcem. Teraz nie znałabyś go. Teraz nie płakałby w twoje ramię. Teraz nie zasnąłby na twoich kolanach, Soph..
Spojrzałam na niego i zastanawiało mnie, kiedy on zdążył tak szybko zasnąć. Spowodowały to łzy i wspomnienia, więc nawet lepiej, że śpi. Nie męczy się tym, by wyznawać historię życia. Ostrożnie sięgnęłam po koc leżący na oparciu fotela i okryłam go. Sama wygodnie oparłam się o oparcie sofy, położyłam jedną dłoń na jego głowie, a drugą na barku i oddałam się w ręce Morfeusza.

*A*

Niecały tydzień pozostał do pierwszych w tym sezonie konkursów w Klingenthal. Werner Schuster i jego podopieczni wytrwale dążyli do świetnej formy, jak i odpowiedniego nastawienia psychicznego. Można by rzec, że prawie wszyscy byli zwarci i gotowi, by wkroczyć w kolejny sezon zimowych skoków narciarskich, lecz była jedna osoba, która traciła twardy grunt pod nogami. Andreas. Chłopak, który z wielce zaborczego, chamskiego i samolubnego typu człowieka, przemienił się w kogoś, kto znalazł w sobie uczucia. Przez owe uczucia tracił chęć do skakania, do rozmowy z innymi, do życia. Nie poznawał sam siebie, a inni przestali zauważać jego dziwne zachowanie. Nie ma się czemu dziwić, bo każdy kiedyś zostanie olany przez innych za wszystkie swoje grzechy.
-Inauguracja zbliża się wielkimi krokami, a Klingenthal to nasze terytorium i musimy pokazać klasę.-rzekł Schuster, który kręcił się pod obrazem z rzutnika i pokazywał coś na tablicy.-Może to za wcześnie, ale mam opanowany wstępny team do drużynówki. Te osoby, których nazwiska wymienię, według mnie najlepiej odnajdą się w pierwszym takim konkursie, ale to może ulec zmianie.-zamknął czarny marker, który odłożył na biurko i rozejrzał się po siedzących spokojnie skoczkach.-Mimo tego, że jesteś leniem patentowanym to daję ci szansę Eisenbichler.-uśmiechnął się lekko, a sam wskazany skoczek wyszczerzył się, jakby zobaczył tonę jedzenia.-Pomimo, że twoja dyspozycja jest, jak szala od wagi to jednak stawiam na ciebie, Freitag. Trzecim szczęśliwym jest Freund, który spisuje się perfekcyjnie na treningach. A ostatni to... Kraus, choć jego forma ma jeszcze wiele do życzenia. Rzecz jasna ten skład może ulec zmianie panowie.
Andreas liczył, że Schuster postawi na niego i to on będzie wraz z kolegami walczył o zwycięstwo w pierwszym konkursie drużynowym. Dlatego wiadomość o tym, że zamiast niego woli Krausa, była jak kubeł lodowatej wody. Jak dostanie obuchem w twarz.
-Woli pan Marinusa zamiast mnie?-oburzony blondyn wstał ze swojego miejsca, które zajmował między Freundem, a Markusem i z wyrzutem popatrzył na trenera Wernera.-Sam pan mówił, że każdy kto nie ma ustabilizowanej formy nie ma na co liczyć. Co się zmieniło?
-Andreas chyba nie słuchałeś.-zauważył.-To tylko wstępne przemyślenia. Przed wami jutrzejszy trening na skoczni i jutro będę bardziej pewny kto ma być w drużynie. Nie bulwersuj się od razu tylko uważniej słuchaj.
-Nawet jeśli są to propozycje, to ja powinien tam być. Nie on.-wskazał na Krausa, który ewidentnie był zły na kolegę, że wtrąca się w jego występ z drużyną.-Ja.-wskazał na siebie.
-Powiedzmy sobie wprost, Wellinger.-trener oparł się dłońmi o drewniane biurko i na moment zamilkł.-Nie toleruje spóźnialstwa, nietolerancji do mojej osoby oraz robienia wszystkiego po swojemu i niestosowania się do rozkazów, które wydaje.-rzekł.-Ty ostatnio robisz to wszystko i zauważyłem, że odpuszczasz. Wierz mi lub nie, ale bardzo chciałbym cię w tej drużynówce. Tylko, że nie mogę zawieść chłopaków i kibiców. I powiem ci więcej; do inauguracji zostało sześć dni, a ty zachowujesz się jakby w ogóle ci nie zależało, więc ja jestem w środku podejmowania decyzji o powołaniu do kadry Stephana, a nie ciebie.-zakończył. Wszyscy obecni na sali patrzyli wyłącznie na Andreasa, któremu nagle odebrało mowę. Kiedyś w takiej chwili mógł  liczyć na Severina, a teraz został sam i był skazany na siebie. Nawet żaden z innych kolegów nie raczył czegoś powiedzieć. Wellinger został zmuszony do samodzielnego bronienia się. Czuł się, jak mały torreador, który został wpuszczony do klatki z wściekłym bykiem i nie ma pojęcia co robić.
-Woli pan Leyhe ode mnie?
-Zastanawiam się nad tym.
Skoczek był wściekły. Nie na trenera, ani nie na Krausa, ani nie na Stephana. Był wściekły na samego siebie.
Bo jak się wali, to wali się wszystko Andreas.
-Pieprzcie się wszyscy.-warknął. W drodze do wyjścia jeszcze zdążył kopnąć wolne krzesło, które z hukiem upadło na panele i tyle go widzieli.

*G*

Usiadł na fotelu uprzednio stawiając na stoliku talerz z kanapkami i szklankę soku. Ciągle myślami był przy wczorajszym wieczorze. Było mu głupio, że dał się tak ponieść emocjom i rozkleił się przy dziewczynie, ale czuł też niesamowitą ulgę. Dotychczas rozmawiał o tym z ludźmi, którzy zawsze byli obok, a pomóc nie potrafili. Tym razem powiedział o tym osobie, która nie pouczała go, ani nie prawiła kazań, lecz po prostu go słuchała. Dlatego też teraz on chciał jej wysłuchać. Pragnął dowiedzieć się o niej więcej.
-Gregor, czy wszystko dobrze?-zapytała schodząc z góry, gdzie poszła się odświeżyć.
-Wiesz, Sophie..-zaczął.-Chciałem ci podziękować.
-Nie masz za co, naprawdę.-usiadła na sofie, po czym wzięła szklankę do ręki i napiła się soku.
-Mam. Wiesz..-podrapał się po karku.-..trochę mi głupio, że widziałaś mnie w takim stanie, lecz.. Jest mi w jakiś sposób lżej na duszy..
-Nie otruje się?-uśmiechnęła się biorąc do ręki kanapkę. Zaprzeczył.-Czasem dobrze jest się wygadać komuś spoza otoczenia. Wiem, coś o tym.-znów na jej twarz wkradł się uśmiech.-Ale bardzo mi przykro, Greg.-spoważniała.-Wiem, jak to jest stracić ukochaną osobę. Ty straciłeś coś, co jeszcze nawet nie było na świecie.. To cholerny ból.
-Tylko, że...
-Wczoraj powiedziałeś, że to przez ciebie.-przypomniała.-To nie była twoja wina. To ktoś tam na górze ułożył sobie tak plan i nikt nie był w stanie go zmienić. Nawet gdybyś miał jakieś wtyczki z jego kumplami, to nie dałoby rady. W życiu bywa tak, że nie na wszystko mamy wpływ i to jest podłe, ale musimy żyć ze świadomością, że tej osobie będzie lepiej tam w górze.-ujęła w swoje dłonie jego lodowatą dłoń i jeździła po niej kciukiem. Uważnie wpatrywała się w ruchy swojego palca, jakby zaraz miał zrobić coś bez jej woli.-Nikt nie dał nam prawa, by obwiniać się za śmierć drugiej osoby. Tak samo, jak nikt nie nakazał nam się winić. Dlatego pomimo tych trudnych chwil, jakie przeżywasz, powinieneś iść przez świat z uśmiechem. Starać się patrzeć na ludzi, choć w sercu masz tylko swoją ukochaną. Nie zapomina się o tak ważnych osobach, więc nie rób tego. Ale nie wiń się za to, że jej tu nie ma. Że nie jest tak, jak w bajce. Bo życie jest podłe i każdy to wie, Gregor.
Skoczek słuchał jej jak zahipnotyzowany. Każde słowo, które padało z jej ust, było tak pięknie wypowiedziane. Działał na niego, jak afrodyzjak. Jak narkotyk dla uzależnionego narkomana.
-Może i masz rację..-westchnął.
-Dopóki tu jestem, to wiedz, że możesz na mnie liczyć. O każdej porze dnia i nocy.-zaznaczyła te słowa i obdarzyła go uśmiechem.
-A gdzieś się wybierasz?-poczuł strach.
-Jak na razie nie, znaczy się nie sama.-powiedziała tajemniczo.-Leć do łazienki, by wziąć prysznic, a potem ubierz się i idziemy.-dziewczyna wziąwszy pusty talerz i szklankę wstała, a chłopak uczynił to samo.
-Dokąd?
-Idziemy na cmentarz Gregor.-te słowa wywołały u niego palpitację serca. Nie miał zamiaru i odwagi, by tam iść. Nie był gotowy.-Wiem, że dla ciebie to trudne, ale musisz poukładać myśli nad jej grobem. Inaczej do końca życia będziesz wypominał sobie, że coś się stało przez ciebie.
-Nie..-wyszeptał.-Nie pójdę.. Nie mogę... Nie chcę!-wrzasną, a w jego oczach stanęły łzy.-Nie..-osunął się po ścianie i schował twarz w kolanach. Odstawiła naczynia na blat w kuchni, po czym uklękła przy nim i złapała go za ręce. Spojrzał na nią, choć znów było mu wstyd, że przy niej płacze.
-Jeśli za 10 minut nie będziesz gotowy to się stąd wyprowadzę i więcej mnie nie zobaczysz.-powiedziała niby w żartach, ale na chłopaka to podziałało. Momentalnie wstał i zostawił dziewczynę samą..
Walcz ze słabościami, Schlieri.
Masz ją. Pomoże ci.
Nie jesteś sam!
http://photos-f.ak.instagram.com/hphotos-ak-xpa1/t51.2885-15/10616882_285471038323861_1905918902_n.jpg

 Mam jakiś dziwny napływ weny i ochoty na dodawanie kolejny rozdziałów. To chyba, a raczej na pewno dzięki wam! ♥
Jednakże mam smutną informację dla siebie, jak i dla was.. Bo do zakończenia tej historii zostało niespełna kilka rozdziałów (które da się policzyć na palcach u jednej ręki) i kochany epilog.
#niedługo_koniec #smutno #jednak_jeszcze_trochę_więc_jesteśmy_happy!
Pozdrawiam! ;*

Ps. potrzebuje Was też tu! Map for your heart

niedziela, 8 lutego 2015

Chapter 19.

Bo jest paru ludzi,
 bo jest parę w życiu dobrych chwil,
 bo jest parę złudzeń, które warto mieć by żyć 

*S* 

Rudowłosa przez połowę filmu wyżerała popcorn, a gdy jej się skończył to pożyczała od ludzi, przy czym śmieszyła tym Stefana. Jeszcze nigdy nie spotkał się z dziewczyną, która jest taka inna. Taka dziwna, ale pociągająca zarazem. Odnosił wrażenie, że może nie jest taka zła, jak się wydaje. 
Albo po prostu była miła, bo byliście w tłumie innych ludzi?
 Drugą połowę filmu przesiedziała spokojnie i uważnie obserwowała, co się w nim dzieje. To był najdłuższy moment, w którym nie nadawała, jak spiker podczas konkursów. 
-Nudny był.-ziewnęła wychodząc z sali kinowej i po drodze wrzuciła puste pudełko do kosza.
-Przegapiłaś połowę, bo zajęłaś się żebraniem popcornu, więc nie dziwi mnie twoja opinia. Nie wkręciłaś się w klimat tego filmu.-puścił jej oczko i ruszył do przodu.
-Ej, Stefanek.-szła tuż za nim, ale i tak darła się na połowę korytarza. Odwrócił się i spiorunował ją wzrokiem.-Skoro jesteśmy na randce to gdzie romantyczna kolacja?-zrobiła minę zbitego psiaka. Uśmiechnął się. Dziewczyna miała w sobie coś takiego, że choć wkurzała go niemiłosiernie to uśmiechał się na każdą jej głupią minę.
Ooo kolego, stopuj kombajn! Widzisz ją dopiero drugi raz w swoim stefankowym życiu, a zaczynasz wielbić jakby była Królową Angielską.
Jeszcze trochę, a pomyślę, że przestałeś myśleć tym, co masz w spodniach, a zacząłeś głową.
-Postawiłem ci bilet do kina, kupiłem duży popcorn i cole, a ty się domagasz jeszcze jedzenia?
-Żałujesz mi?-zdziwiła się.
-Dbam o twoją figurę. Jak będziesz się tak opychać to sobie w życiu chłopaka nie znajdziesz i w końcu zarośniesz pierzynką z tłuszczu!
-Powiedział skoczek, który ciągle wpieprza sałatę, jak królik.-przewróciła oczami.
-Przynajmniej nie opycham się pustymi kaloriami dziewczyno. Za kilka lat będziesz wyglądać, jak trzy takie Ann.-wrzasnął, a na dodatek tupnął nogą.
-Kochanego ciałka nigdy za mało.-powiedziała dobitnie.
-Ciałka. Nie cielska.-poprawił.
-Czyli nie postawisz mi kolacji choć jesteśmy na randce?
-Nie ma mowy. Nie będę przyczyniał się do twojego tycia, jak wieloryb.-rzekł.
-Okey.-pokiwała głową. Przystawiła dwa palce do ust, z których wydobyło się głośne gwizdanie.-Hej dziewczyny! Stefan Kraft właśnie opiera się o ławkę!-krzyknęła na cały głos. Jego wzrok był tak przerażony, że nie wiedział, czy patrzeć na Ann, czy zmierzający tabun dziewczyn. Piski i donośne wrzaski drażniły jego uszy. Tylko tego mu brakowało. Stado napalonych na niego nastolatek, które chcą go zmacać i wyciągnąć podpisy na każdej części ciała. 
-Zabiję ją.-wyszeptał patrząc w stronę dziewczyny, która z uśmiechem się oddalała.

*** 

W mieszkaniu panowała zupełna cisza, którą wypełniała muzyka puszczona z radia. Delikatne dźwięki łatwo wpadały w ucho, a słowa od razu zakodowały się w mojej głowie i po chwili znałam cały tekst. Po raz setny czytałam karteczkę, którą zostawił Gregor i siedziałam w salonie popijając ciepłą herbatę.
Jak wspominałem-jestem na treningu.
Będę jakoś popołudniu. W kopercie masz klucze i trochę pieniędzy. Jak chcesz to zamów mi pizzę na potem. Chyba, że masz ochotę zrobić obiadek dla mojego pięknego brzuszka.
Kochany  Gregorek <3
Ten chłopak był chyba najlepszym lekarstwem na zły humor. Potrafił rozśmieszyć przez głupi podpis na kartce, a do tego jego koślawe pismo wyglądało, jak nieudolne pisanie przez czterolatka. Wyjęłam zawartość koperty i moim oczom ukazała się dość spora sumka pieniędzy. Skoro chce obiad, no to mu go zrobię. Nie mogę mieszkać tu, jak intruz i w żaden sposób się nie odwdzięczać. Najpierw zrobię mu zakupy, bo pewnie lodówka świeci pustkami, potem ugotuję coś dla jego "pięknego brzuszka", a na końcu ogarnę syf, który się tu nazbierał. Jak można żyć w takim bałaganie? Może nie powinnam wypowiadać się na ten temat, bo większość czasu spędziłam żyjąc na ulicy, ale tu było zdecydowanie gorzej. Po co on zasłaniał okna? Wampiry się boją światła, ale przecież gdyby nim był to nie wychodziłby na treningi o 7 rano. Tak, jak przypuszczałam-jego lodówka była pusta. Prawie, bo znajdował się w niej opróżniony karton po soku pomarańczowym, nadgryzione jabłko i napoczęty jogurt naturalny, którego wierzch pokrył się pleśnią.
-Boże, Gregor..-pokręciłam głową na samą myśl o chłopaku.-Jak można tak żyć?-ostrożnie wyjęłam opakowanie jogurtu i wrzuciłam je do stojącego nieopodal kosza na śmieci.-Gorzej niż neandertalczyk.-dodałam. 
Było minęło. Teraz jesteś ty i zmienisz tego chłopaka. Mam nadzieję, że na dobre.
Moja mała cholerna podświadomość lubiła odzywać się w nieodpowiednich momentach. W ogóle po co mi ona? Zamiast pomagać to tylko przeszkadza. Komplikuje i dobija. 
No dzięki stara. Nie spodziewałam się tylu ciepłych i serdecznych słów.
Założyłam moje buty, kurtkę, która zapewne należała do chłopaka po czym wzięłam klucze z pieniędzmi i wyszłam z mieszkania. Kierunek-zakupy.
Ahoj przygodo! Kapitan Sophie wkracza na pokład.
Albo na sklep spożywczy. Jak kto woli.

*A* 

Niemiłosierne słońce raziło go w jeszcze zaspane oczy, które co chwila przecierał, a i tak nadal widział, jak przez mgłę. Westchnął. Przekręcił się na brzuch i wtulił w poduszkę. Jego włosy były już stanowczo za długie, ponieważ wchodziły mu do oczu, ale nie miał czasu na wyjście do fryzjera. Ostatnimi czasy przestał się nawet golić. Zapuszczał się, ale to było spowodowane wewnętrznym lenistwem, a nie uczuciami jakie zaczynały się w nim odzywać.
-Braciszku wstawaj.-wystraszony głosem siostry omal nie spadł z łóżka. Tak, od niedawna stał się jakoś dziwnie bojaźliwy.-Nie bój się. Nie gryzę.-blondynka władowała się na jego łóżko i wsunęła pod kołdrę.
-Jasne.-mruknął w żółtą poduszkę.-Czuj się, jak u siebie.-dodał. Poczochrała go po i tak rozwalonych włosach.
-Młody wiesz, że fryzjer nie gryzie?-zapytała patrząc na końcówki jego włosów.
-Mnie gryzie.-jego twarz nadal tkwiła w miękkiej poduszce.
-Jeszcze chwila i się tam udusisz.-zaśmiała się.-Młody ruszaj tyłek i idziemy.
-Śpię.
-Gdybyś spał to byś nie rozmawiał.-rzekła ze śmiechem.
-Mam dar spania i mówienia.-zerknął na nią jednym okiem, po czym dodał.-Gdzie ty chcesz iść?
-Do centrum handlowego na rodzinne zakupy.-wyszczerzyła się, jak Kraus gdy uda mu się suchar.
-To bierz Tanję, starszych i udanych zakupów.-znów zatopił twarz w poduszce, a ta by go zmusić do spojrzenia na nią pociągnęła go za włosy.-Au.-jęknął.
-Na mniej rodzinne zakupy.-wyjaśniła.-Chcę żebyś poznał mojego chłopaka, a przy okazji zrobimy sobie zakupy, jak za dawnych czasów.
-Pokaż mi jego zdjęcie na fejsie, opowiedz biografię i wystarczy.
-Ale jednak nalegam byś go poznał.
-Stara, jak twój chłopak tak samo bardzo chce mnie poznać, jak ty mnie z nim to niech tu przyjdzie i się poznamy. Nie mam czasu i ochoty na łażenie z jakimś gogusiem i moją siostrą po wystawach w sklepach.
-Andiś..-westchnęła. Uśmiechnął się, bo uwielbiał jak zdrabniała w ten sposób jego imię. No i zawsze się na wszystko zgadzał, ale to była ta gorsza strona medalu.
-Nie ma szans.
-Andiś... A pamiętasz, jak na moich urodzinach chodziłeś nagi, a ja to wszystko nagrałam?-zapytała podejrzliwie.
-Będę za 10 minut na dole.-powiedział. Dziewczyna uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek, po czym opuściła jego pokój. Tak, nienawidził takich sytuacji, gdy ktoś miał coś, co mogłoby go skompromitować. Nienawidził za to swojej siostry. Ogólnie nienawidził, ze wyrosła z niej większa szuja od niego i to go bolało. Bo to on chciał być tym złym w rodzinie, a jednak miał konkurencję we własnej rodzonej siostrze.
Masz jeszcze Tanję. Ona jest normalna.
"Spieprzaj."
Okey, okey. Ubieraj się księżniczko, bo na zakupy nie zdążysz. A co do tego chłopaka to czuję, że to ściema. Chociaż w sumie... Pewnie kogoś tam ma, ale to jest tylko pretekst.
"Pretekst?"
Tak. Każdy zauważa, że zdziadziałeś i ona chce ci pomóc znormalnieć. Nie dziękuj za komplement. Idę spać. Pchły na noc.. Andiś.

-No i gdzie jest ten twój Kochaś?-powiedział z rezygnacją w głosie i kopnął leżącego kamyczka. Stracili dobre kilkanaście minut na czekanie, aż jej chłopak raczy się pojawić. Już zaczął myśleć, że to naprawdę ściema. Ale zmienił zdanie, gdy usłyszał głośny cmok i się odwrócił.
-Wank?!-oczy omal nie wyszły mu z orbit, a jego kolega i siostra promiennie się uśmiechnęli.-Chodzisz z tym debilem? Ty i Wank? Pogrzało cię?! Jak można się tak stoczyć? Julia!
-Wspominałeś, że może być ciężko, ale nie sądziłam, że aż tak.-zwróciła się do Andreasa.
-Miłość nie wybiera.-rozłożył bezradnie ręce, a dziewczyna przytaknęła.
-Człowieku ty nie masz pojęcia ile to pierwiastek z trzech, a masz mieć pojęcie o miłości? Julia kto ci zapłacił? Jaką sumę? Przysięgam, że dam ci dwa razy tyle, ale weź go dziewczyno zostaw!
-Andreas opanuj się.-uspokoił go kolega.-To jej sprawa z kim jest i w kim się kocha, a ty nie masz prawa jej wybierać chłopaków.-chciał poklepać go po ramieniu, lecz odsunął się na bezpieczną odległość.
-Jest moją siostrą i mam obowiązek o nią dbać. A co ważniejsza to mam chronić ją przed idiotami.-warknął.
-Andreas.-tym razem to siostra skarciła go i spojrzeniem, i tonem głosu.-Myślałam, ze ucieszysz się z tego, że jestem szczęśliwa i, że się zakochałam.-jej głos znacznie przycichł, a oczy zrobiły się smutne.-Jest mi przykro, że nie cieszysz się z mojego szczęścia..
-Cieszyłbym się jakbyś chodziła z kimś na poziomie. Nie mogłaś celować wyżej? Jak już chciałaś skoczka to było sobie Krausa wziąć. Albo Schlierenzauera, Fannemela, czy nawet Kota! 
-Ja nie krytykowałam twojego wyboru, gdy poznałeś mnie z Sophie.-powiedziała. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka, że siostra wkracza na temat tabu.-Nie obrażałam jej, a tym bardziej twoich gustów. Polubiłam ją, choć była mi obca. A ty znasz go od lat i nie możesz pojąć tego, że jestem z nim szczęśliwa?
-Julia ja rozumiem wszystko, ale nie to. Nie z nim. Nie. No kurde nie zgadzam się na to! Masz urodę, intelekt, wszystkie inne walory, a podoba ci się surykatka?
-Zamknij się.-warknęła.-Lepiej pędź szukać swojej Sophie, która jest nie wiadomo gdzie.-powiedziała.-I wiesz co Andreas? Nie spodziewałam się, że mój brat jest takim płytkim i nietolerancyjnym ignorantem.-odwróciła się i pociągnęła Wanka za rękę w stronę centrum handlowego. Był wściekły. Nie dość, że jego życie prywatne były cholernym rollercoasterem to w dodatku jego siostra znalazła wielką miłość w człowieku, którego nie darzył zbytnią sympatią. Tylko dlaczego? A dlatego, że ponad półtora roku temu ten człowiek chciał mu odbić Sophie. Uraz pozostał. A czy uczucie do brunetki nadal tkwi skoro Andreas nadal reaguje tak na kolegę z kadry?

*G* 

Wszedł do mieszkania, a w jego głowie roiło się od przeróżnych myśli. Dużo rozmyślał o swojej nowej sytuacji życiowej. Dzięki obecności Soph nie czuł się sam. Nie myślał bez przerwy o Sandrze, a nawet spokojnie przespał ostatnią noc. Odłożył torbę na szafkę przeznaczoną na buty, po czym zdjął swoje Adidasy i kopnął w kąt. Osłupiał, gdy zobaczył część salonu. Czy był w szoku? I to jakim. Nawet, gdy mieszkała tu Sandra, to nigdy nie było tak czysto. Podłoga lśniła, świeże powietrze wlatywało przez uchylone okna, słońce oświetlało pomieszczenie, na meblach nie było ani krzty kurzu. Wszedł głębiej i zobaczył dziewczynę, która właśnie przecierała ramki ze zdjęciami Sandry. Uśmiechnął się. Na widok Sophie i na widok Sandry.
-Ja... Mieszkania chyba pomyliłem.-zaśmiał się. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i przywitała go promiennym uśmiechem.-Jak tu czysto.-przejechał opuszkiem  palca po szafce i dokładnie go obejrzał.
-W porównaniu do tego, co było wcześniej to jest perfekcyjnie czysto.-powiedziała i zeszła ze stołka.-Twój piękny brzuszek głodny?-zapytała idąc do kuchni. Podążył za nią i doznał kolejnego olśnienia. Tam również panowała czystość i świeżość. Nawet jego ukochany brelok ze smokiem leżał na stoliku.
-Gdzie ty go znalazłaś?-wziął go do ręki i patrzył na niego takim wzrokiem, jakby dopiero co znalazł swoją matkę, a nie zwykłą zawieszkę.
-Leżał sobie.. W zamrażalniku.-dodała i oboje zaczęli się śmiać.-Możesz zajrzeć do lodówki. Pozwalam.-puściła oczko. Dziewczyna skupiła się na szukaniu czegoś w koszyku z przyprawami, a on przyglądał się lodówce, która wypchana była po brzegi.
-Jeszcze jakieś niespodzianki?-skupił wzrok na dziewczynie.
-Siadaj.-rozkazała. Posłusznie usiadł na krześle i bawiąc się breloczkiem ciągle na nią patrzył. Podziwiał jej płynne ruchy jakie wykonywała po jego kuchni. Podobało mu się to, że czuje się jak u siebie.-Voilà.-postawiła przed nim naczynie z zapiekanką i wróciła po dwa talerze i sztućce.-Skorzystałam z twojego laptopa, bo tak wiem, że cię nie otruję.-zaśmiał się.
-Ładnie pachnie.-zaciągnął się zapachem.-Wiesz, że jak mi to posmakuje to będziesz musiała robić takie codziennie?-uniósł brew i wpakował do ust pierwszy kęs zapiekanki.-O mamusiu.-powiedział cicho.
-Gregor? Aż takie złe?
-Żartujesz? Dawno nie jadłem czegoś tak dobrego.-pokiwał głową.-Kobieto jesteś moją Królową.-zabrał się za zjadanie swojej porcji, a ona uśmiechała się pod nosem na ten widok. 
-Nie ma problemu, mogę ci robić takie codziennie.-dała odpowiedź na jego wcześniejsze słowa. Przerwał jedzenie, by napić się soku, a potem spojrzał na nią.
-Tylko wiesz..-zaczął.-Muszę trzymać dietę, więc mnie nie utucz.-parsknął śmiechem.
-Oj tam.-machnęła ręką.-Najwyżej upiekę cię któregoś pięknego dnia na ruszcie i oddam do jadłodajni.
-Miałbym branie.-stwierdził.-A teraz danie główne, czyli seksowny Gregor Schlierenzauer w sosie żurawinowym i zestawie surówek.
-Głupi jesteś.-powiedziała.
-Ale się śmiejesz, a ja lubię jak się śmiejesz, bo wtedy wyglądasz jeszcze ładniej.-powiedział bez namysłu. Dopiero w myślach skarcił się za to, co powiedział. Brunetka spuściła głowę i zajęła się jedzeniem swojej zapiekanki, a szatyn bił się z myślami.
Brawo Schlieri. Tak to bywa, jak się nie pomyśli.

Po obiedzie, który przyrządziła, udał się pod prysznic. Był zmęczony dzisiejszym treningiem, a w dodatku musiał jeszcze obejść kilka sklepów. Gdy wyszedł z łazienki i po drodze zgarnął swoją treningową torbę, udał się do salonu. Dziewczyna właśnie kończyła przecieranie ramek ze zdjęciami i skupiała na tym całą swoją uwagę. Usiadł na sofie i zabrał się za wypakowywanie rzeczy. Co chwile zerkał na nią ukradkiem i uśmiechał się pod nosem. Odkąd z jego ust padło te kilka słów, nie odzywała się do niego. Może była zła? Może zawstydzona? Może po prostu była zszokowana tym, że sam Gregor Schlierenzauer powiedział jej, że jest ładna? Z zamyślenia i to dość głębokiego, wyrwał go huk. Spojrzał w stronę dziewczyny i zobaczył ją leżącą na podłodze. Podbiegł do niej. Ogarnęła go panika, bo nie wiedział co robić, jak się zachować. Zaczął potrząsać jej kruchym ciałem, wpatrywał się w nią i co chwila krzyczał jej imię.
Zrób coś!
-Sophie, Soph.-klepał ją delikatnie po policzkach.-Sophie otwórz oczy. Soph!-odruchowo sprawdził puls na jej szyi. Był wyczuwalny. Sięgnął do kieszeni po telefon, by wezwać pogotowie.-Sophie otwórz oczy.-minęło trzy sygnały, a w słuchawce nadal panowała cisza.-Cholera jasna.-rzucił telefonem gdzieś na podłogę, po czym wsunął dłonie pod plecy dziewczyny i wziął ją na ręce. Poczuł wielką ulgę, gdy zobaczył, że rusza głową. Robiła to tak, jakby była opętana.
-Co jest?-szepnął zdezorientowany.-Sophie?-potrząsł jej ciałem. Wtedy słabo otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Potem zerknęła na niego. Patrzyła na niego takim wzrokiem jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.-Sophie, wszystko okey?
-Moja głowa.-wyszeptała.-Andreas... Gdzie on jest?
-Jedziemy na pogotowie.-stwierdził.
-Andreas..-powiedziała dość słabym tonem głosu, a na jej policzkach pojawiły się łzy...

*A* 

Siedział przed laptopem na swoim łóżku, a w jednej ręce trzymał butelkę piwa. Nie liczył która to już była. Nie obchodziło go to. Od ponad dwóch godzin siedział w tej samej pozycji, a jedyną czynnością jaką wykonywał było otwierane butelek. Od ponad dwóch godzin nie robił też nic innego prócz patrzenia na zdjęcia. Przejrzał je już z tysiąc razy tego wieczora, ale nadal było mu mało. Nadal chciał patrzeć na szczęście jakie przytrafiło mu się kiedyś. Piękne brązowe oczy, które wpatrywały się w jego niebieskie tęczówki. Brązowe włosy, które tak bardzo denerwowały go, gdy łaskotała go nimi po twarzy, ale i tak uwielbiał ich zapach. Te bladoróżowe wargi, które tak pragnął teraz pocałować. Przypomniał sobie, jak całował ją po raz pierwszy. Wtedy nie była pewna swoich uczuć co do niego, ale zapewniał ją, że jej nie skrzywdzi. Że zawsze będą razem. Pamiętał każdy ruch jaki wykonywał. Ten smak, którego tak łatwo nie da się zapomnieć. Doskonale pamiętał dzień, w którym pierwszy raz powiedział jej, że ją kocha. Pamięta, jak wtedy na jej policzkach pojawiły się łzy. Jak wtuliła się w niego i cicho łkała, a potem podziękowała, za to ze po prostu jest.
-Kocham cię Sophie...-pogładził kciukiem ekran laptopa, na którym widniało zdjęcie brunetki, a z oczu popłynęły łzy. Łzy miłości do niej, łzy pragnienia jej bliskości, łzy związane ze wspomnieniami. Łzy tęsknoty.

Każda tęsknota spowodowana rozłąką z ukochaną osobą jest bardzo bolesna. 
Ale zupełnie inaczej odczuwana jest ona, kiedy wiemy, że z ukochaną osobą możemy spotkać się już tylko w marzeniach i wspomnieniach.